Wiaczeslaw Kowtun szuka pracy w polskich mediach. Dziennikarze ostrzegają redakcje
Wiaczeslaw Kowtun to ukraiński dziennikarz, który dał się poznać jako bohater rosyjskich programów propagandowych. Jak ostrzegają publicyści w mediach społecznościowych, mężczyzna od kilku dni rozgląda się za pracą w polskich redakcjach.
Wiaczeslaw Kowtun to ukraiński dziennikarz, który dał się poznać jako bohater rosyjskich programów propagandowych. Jak ostrzegają publicyści w mediach społecznościowych, mężczyzna od kilku dni rozgląda się za pracą w polskich redakcjach.
Jak informowała 16 marca Straż Graniczna, od 24 lutego, czyli dnia początku agresji Rosji, granicę polsko-ukraińską przekroczyło prawie 1,9 miliona uchodźców z Ukrainy. Wielu z nich szuka pracy w naszym kraju. Są wśród nich także dziennikarze. Z tego powodu Izba Wydawców Pracy uruchomiła specjalną akcję pomocową.
Rzecz jasna sami dziennikarze ukraińscy rozsyłają CV po redakcjach czy znajomych dziennikarzach. Jak donosi portal Wirtualne Media, jednym z nich jest Wiaczeslaw Kowtun, przed którym przestrzega od środy polski internet. To reporter, który wspierał prorosyjską propagandę. Występował często jako ekspert w należącej do Gazpromu telewizji NTV.
Ukraiński dziennikarz Żenia Klimakin na swoim Facebooku napisał o tym, jak jego polska koleżanka z TVP przysłała mu CV Kowtuna. "Otwieram cv i szczęka mi opada. Dowiaduję się, że do Polski przyjechał Wiaczesław Kowtun - stały bohater rosyjskich propagandowych programów w NTV, Rosja 1 i innych tubach propagandowych Kremla" – czytamy.
W dalej części wpisu Klimakin wspomina o swojej rozmowie z ukraińskim dziennikarzem Denisem Kazańskim z telewizji Kanał 24. Mężczyzna opisał Kowtuna jako "część machiny propagandowej", robiącego za "pożytecznego Ukraińca w najgorszych wyreżyserowanych programach, które nawoływały do nienawiści, przygotowywały Rosjan do wojny".
"Nie wiem, dlaczego przyjechał do Polski, ale Polacy powinni odesłać go z powrotem do Rosji, gdzie pracował od 2014 roku" – powiedział o Kowtunie Kazański. Przed Kowtunem przestrzegają także inni dziennikarze, w tym Wojciech Mucha, Tomasz Szymborski czy Marcin Iwankiewicz.