Węgry mówią o wojnie językiem Putina. "Rosyjska propaganda działa tam od lat"
Media w całej Europie zgodnie potępiają brutalną agresję na Ukrainę. W całej? Nie, jest jeden kraj, w którym w telewizji mówi się dokładnie to samo, co na Kremlu: że to "rosyjska operacja militarna przeciwko nazistom na Ukrainie". Tak jest na Węgrzech. O tym, jak działa tamtejsza propaganda, opowiada Edit Zgut, specjalistka od spraw węgierskich pracująca w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.
01.03.2022 | aktual.: 02.03.2022 11:48
Przemek Gulda: W jaki sposób media na Węgrzech relacjonują wojnę na Ukrainie? Czy informacje na jej temat zajmują dużo miejsca, czy są raczej wciśnięte gdzieś na "siódmą stronę"?
Edit Zgut: Wojna jest bez dwóch zdań na pierwszym miejscu w węgierskich mediach, podobnie jak w każdym innym europejskim kraju. Nie kończą się rozmowy z ekspertami zajmującymi się polityką zagraniczną, strategiami militarnymi czy prawami człowieka. Dziennikarze robią wszystko, aby szybko dostarczać najświeższe informacje o tragicznych wydarzeniach na froncie.
Zaraz, ale chyba nie mówisz o mediach oficjalnych?
Oczywiście, że nie. Mam na myśli wciąż jeszcze istniejące resztki mediów niezależnych. Tam jest najwięcej informacji o tym, co się dzieje w zaatakowanej Ukrainie i jak pomagają jej inne państwa, takie jak Polska. Jeśli chodzi o media oficjalne, sytuacja wygląda trochę inaczej.
Czyli jak?
Większość z nich jest w ten czy inny sposób kontrolowana przez rząd Viktora Orbana, który przez 12 lat robił wszystko, aby ukrócić ich niezależność. Około 2009 r. władza zrobiła bardzo ostry skręt w stronę Kremla, co sprawiło, że Węgry stały się najbardziej prorosyjskim krajem w Europie. Od tamtego czasu węgierskie społeczeństwo było przez lata karmione propagandą mówiącą o tym, że Rosja jest kluczowym sojusznikiem Węgier, gwarantem ich stabilności finansowej i źródłem taniego gazu.
To wszystko nie tylko sprawiło, że kraj stał się bardzo mocno zależny od rosyjskiego gazu, ale także siłą rzeczy stał się sojusznikiem Kremla w jego, jak to mówi Orban, "walce o wolność" przeciwko "imperialistycznemu Zachodowi i Unii Europejskiej". A ludzie rzeczywiście zaczęli wierzyć w narrację, że Moskwa jest o wiele lepszym partnerem strategicznym niż Waszyngton. To oczywiście ma bardzo duży wpływa na to, jak przejęte przez rząd media relacjonują wojnę na Ukrainie.
Czy można tam usłyszeć echa kremlowskiej propagandy? Pokazywanie konfliktu jako "chirurgicznej operacji" i "denazyfikacji Ukrainy"?
Zacznijmy od tego, że najważniejsza, oficjalna agencja prasowa konsekwentnie używa sformułowania "rosyjska operacja militarna". W jej depeszach nie sposób znaleźć określenia "wojna". Część wypowiadających się w oficjalnych mediach ekspertów i ekspertek wprost przekazuje kremlowskie narracje: twierdzą, że to Ukraina jest agresorem i sama jest winna temu, co się dzieje, na równi z USA.
Nie jest to niestety jakieś wielkie zaskoczenie: w węgierskich mediach putinowska propaganda obecna jest w otwarty sposób już od prawie dekady. Ale dziś widać wyraźnie, ile w tym wszystkim hipokryzji. W swoich oficjalnych wypowiedziach Orban jednak przecież potępia dziś Moskwę za jej działania i wyraża poparcie dla Ukrainy, a w tym samym czasie sterowana przez niego telewizja zaprasza "ekspertów", którzy powtarzają moskiewską propagandę.
Zaraz, to jakie jest stanowisko rządu?
To może być zaskakujące, ale nagle zgadza się on z wszystkimi sankcjami proponowanymi przez Unię Europejską, a na międzynarodowym forum pokazuje nader prozachodnie nastawienie. Ale przekaz wewnątrz kraju jest jeszcze inny i mówi, że Węgry powinny trzymać się z daleka od tego konfliktu i nie wysyłać broni do Ukrainy. Tak, to jest niezły bałagan.
Wojna przewróciła do góry nogami cały porządek polityczny – rząd musiał w zasadzie z dnia na dzień wyrzucić do kosza swój cały program polityki zagranicznej. Główny wątek jest dziś taki, że Orban jest obrońcą pokoju, a zdradziecka opozycja wpycha Węgry w wojnę. To jest totalna dezinformacja, a tresowane przez władzę przez 12 lat media znakomicie się do niej przyczyniają.
Wróćmy do mediów niezależnych. Jaki jest ich realny zasięg i siła oddziaływania?
Jest ich trochę, ale większość działa jako radia internetowe. Telewizja i prasa codzienna i cotygodniowa jest w znacznej mierze przejęta przez ludzi wiernych Orbanowi. Ostatnio sytuacja zaczyna się trochę poprawiać – ludzie chętnie finansują niezależne media drogą crowdfundingu, a pozytywne przykłady, takie jak m.in.: serwis Telex.hu czy tygodniki "Partizan", "Jelen" i "Magyar Hang" pokazują, że taki model ma sens i może działać.
Z nieśmiałym optymizmem mogę powiedzieć, że jest coraz więcej osób, które nie tylko oczekują rzetelnych informacji, ale są w stanie za nie zapłacić. Od jakiegoś czasu z powodzeniem funkcjonują też takie internetowe serwisy informacyjne jak HVG.hu czy 444.hu, radio Nepszava i Klubradio i kilka innych – to dziś podstawowe niezależne źródła informacji nienasączonych rządowym przekazem. Borykają się z trudnościami: np. Klubradio niedawno straciło koncesję i może funkcjonować tylko w internecie, ale działają mimo wszystko i dostarczają informacji.
Jakie jest generalne nastawienie węgierskiego społeczeństwa wobec wojny?
Społeczeństwo jest bardzo zaniepokojone sytuacją – w końcu chodzi o wojnę w sąsiednim kraju, która na dodatek następuje nawet nie po, ale w trakcie pandemii i w obliczu jej poważnych następstw ekonomicznych. Nie ma jeszcze oczywiście najnowszych wyników badań opinii społecznej, wykonanych już w trakcie wojny, ale mam wrażenie, że rząd może próbować wykorzystać ten społeczny niepokój na swoją korzyść, posiłkując się propagandą i fake newsami.
Czy urządzane są zbiórki pieniędzy? Czy ludzie oferują mieszkania osobom uciekającym z terenów objętych działaniami wojennymi? Czy zbierają ubrania czy środki medyczne?
Pojawia się mnóstwo oddolnych inicjatyw pomocowych, a ludzie angażują się w nie bardzo mocno, próbują pomagać, jak tylko się da, na każdym poziomie. Nie jest to łatwe, bo wraz z rozpoczęciem szerokiej kampanii antyuchodźczej Orban zlikwidował dużą część państwowej infrastruktury związanej z pomocą humanitarną. Dziś organizacje pozarządowe próbują wykonywać zadania, które przez lata rząd określał jako niemal niebezpieczne dla sytuacji na Węgrzech.
A czy na ulicach węgierskich miast odbywają się demonstracje antywojenne czy antyrosyjskie?
Wiem o dwóch, jedna była zorganizowana przez środowisko ukraińskie w Budapeszcie. Pojawiło się na niej kilkaset osób. Drugą zorganizowała zjednoczona opozycja.