"Ucho prezesa": rzeczywistość podsunęła perfekcyjny zwrot akcji. Adrian stanie się Andrzejem?
Ekipa Roberta Górskiego humorystycznie przedstawiła w kabaretowym serialu głowę państwa, którego wszyscy nazywają Adrianem. Rzeczywistość serialowa wyszła na ulicę, a na transparentach pojawiło się serialowe imię "prezydenta". Życie pisze jednak swoje scenariusze i "Ucho Prezesa" będzie musiało je dogonić. Tylko którędy?
24.07.2017 | aktual.: 24.07.2017 17:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W serialu prezydent jest mało istotną postacią. Pozostali bohaterowie lekceważąco nazywają go Adrianem. – Andrzej jestem, nie Adrian – hasło nic nie dawało. Nikt, nie brał go na poważnie, nikt nie liczył się z jego zdaniem. Choć pierwszy sezon trwał 14 odcinków, tylko jemu, w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów, nie udało się wejść do gabinetu prezesa. Oto widzieliśmy humorystyczny, wykrzywiony obraz prezydenta naszego kraju. Wiecznie w poczekalni, spychany na dalszy plan. Czas miała dla niego tylko pani Basia, sekretarka prezesa, cierpliwie wysłuchująca jego żartów i pogróżek, że "kiedyś w końcu pokaże".
Nie trzeba przypominać, że "Ucho prezesa" bije rekordy popularności. Miliony odtworzeń na Youtube mówią same za siebie. Rozmowy z wplatanymi cytatami z serialu weszły do języka potocznego, a poczynania bohaterów zaczęli komentować nawet politycy.
- Nie wiem, czy prezydent Andrzej Duda ogląda "Ucho prezesa". Taki miniserial kabaretowy, który jest oglądany przez wiele milionów Polaków, który jest komentowany w internecie, jest czymś istotnym i żaden polityk nie może pominąć, jak jest przedstawiany – mówił w Polsat News rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński. - Jeśli prezydent sam nie ogląda, to powinien mieć doradców, którzy mu to zrelacjonują - dodał.
To, że historia Adriana została mu zrelacjonowana, wydaje się więcej niż pewne. Co więcej, w potocznych rozmowach coraz częściej dało się słyszeć żartobliwe, ale i ironiczne nazywanie prezydenta Adrianem. Mało kto wierzył, że uda mu się odczarować ten wizerunek i przeciwstawić się „naczelnikowi państwa”. Nawet Ludwik Dorn stwierdził że prezydent z „Ucha prezesa” naciska szefa, by przestał nim pomiatać. Zapytany o to Paweł Koślik, stwierdził:
- Nie wiem, jak ta rola wpływa na polityków. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć o reakcjach zwykłych ludzi. Kilka dni temu, kiedy stałem na przystanku, ktoś przejeżdżał samochodem, zwolnił, otworzył okno i powiedział: "Ucho Prezesa", dobra robota, róbcie tak dalej. To znaczy, że to działa. Jest odbiór, ale jak to działa na polityków nie umiem powiedzieć, bo nie rozmawiałem z żadnym z nich – mówił w rozmowie z WP Teleshow odtwórca roli prezydenta.
Wielu ekspertów twierdziło, że jeśli Duda chce utrzymać poparcie wśród obywateli, musi wzerunkowo "pokonać Adriana". Czy poniedziałkowym dwukrotnym "weto" odżegnuje się od wizerunku petenta w poczekalni?
Prezydent w długim wstępie poprzedzającym informację o tej decyzji tłumaczył, że PiS nie obiecywał nadzoru ministra sprawiedliwości nad Sądem Najwyższym i KRS.
Choć wielu podejrzewało, że weto może być ustawione i zaplanowane przez PiS, to po reakcji Jarosława Kaczyńskiego, który odmówił komentarza wątpliwości się rozwiały. - *To jest wielkie zaskoczenie - Duda postawił się swojej byłej partii. Tak, ten sam prezydent, który przyzwyczaił nas do tego, że jest jedynie "notariuszem", "długopisem" czy "Adrianem" i wykonuje biernie wszystkie polecenia Prawa i Sprawiedliwości *– pisał dla WP Sławomir Sierakowski.
Jedno jest pewne. Serialowe realia przestały opisywać rzeczywistość, a twórcy „Ucha prezesa” chcąc czy nie, będą musieli się do tych zmian dostosować. To jeszcze jeden powód, by wrócić we wrześniu do tej produkcji: czy Adrian wejdzie do gabinetu prezesa?