Tylko u nas! Kulisy światowego hitu - serialu "Pozostawieni"
Damon Lindelof (showrunner) oraz Tom Perrotta (producent wykonawczy) zdradzili kulisy powstawania jednego z najpopularniejszych obecnie seriali na świecie - "Pozostawieni".
Najnowszy sezon przyniesie kilka odpowiedzi na pytania postawione we wcześniejszych odcinkach i sezonach, które trochę namieszały nam w głowie.
Damon Lindelof: Nigdy nie chcieliśmy zbijać nikogo z tropu. Wystarczy, że życie nieustannie miesza nam w głowach. Ludzie z zasady zachowują się dziwnie, nieprzewidywalnie i nielogicznie, a my chcemy, aby serial telewizyjny odzwierciedlał prawdziwe życie. Ale jeśli widzowie cały czas śledzą przedstawiane przez nas wydarzenia marszcząc brwi, to nie jest ten efekt, który chcieliśmy uzyskać. Mam wrażenie, że musimy nauczyć się inaczej oglądać niektóre seriale telewizyjne, zwłaszcza te, które są bardzo nowatorskie lub po prostu inne. Pracując nad "Pozostawionymi", musieliśmy od nowa nauczyć się pisać scenariusze. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem serial "Legion", zastanawiałem się, co to jest i o co tym wszystkim chodzi? Po kilku odcinkach coś w końcu zapętliło w moim mózgu i stwierdziłem, że to taka konwencja i każdy odcinek będzie wyglądał podobnie. W końcu się wciągnąłem. Ale na początku miałem z tym duży problem, bo nie wiedziałem jak interpretować to, co oglądałem na ekranie.
Wspomniałeś o serialu "Legion", który jest bardzo surrealistyczny. Czy sądzisz, że widzowie się zmienili? A może stacje telewizyjne i scenarzyści wymagają od nich coraz więcej i pokazują im rzeczy, które trudno jest przeciętnemu zjadaczowi chleba zrozumieć? *
*Tom Perrotta: Największą zmianą, jaką obserwujemy, są streszczenia odcinków publikowane w sieci i toczone na temat różnych produkcji dyskusje. Nawet, jeśli nie rozumiemy, co dzieje się w jakimś serialu, możemy szybko przeczytać gdzieś odpowiednią interpretację, która pomoże nam lepiej zrozumieć wątki i wdrożyć się w fabułę. Wcześniej widzowie nie mieli takich ułatwień i stwierdzali po prostu, że nie rozumieją o co w danej produkcji chodzi. A jeśli osoba, z którą oglądaliśmy serial, równie mało rozumiała, po prostu przełączaliśmy się na inny kanał.
Damon Lindelof: Z drugiej strony, jest grupa widzów, która wierzy, że pewne rzeczy są niezrozumiałe, bo tak ma być, co nie przeszkadza jej w oglądaniu kolejnych odcinków. Jeśli masz komputer podłączony do dwóch monitorów, to oglądając kolejny odcinek możesz komentować go na żywo na Twitterze albo Reddicie. Kiedy na ekranie wydarzy się coś ważnego, możesz w wirtualnym świecie zwrócić się do osób oglądających go razem z tobą i zapytać się ich, co to znaczy? Inny użytkownik może odpowiedzieć ci, że ma to związek z czymś, co wydarzyło się w poprzednim sezonie. Że oba wydarzenia są ze sobą powiązane. Prowadzenie rozmowy w czasie rzeczywistym jest chyba najważniejszą z nowości.
Czy od samego początku chcieliście, żeby akcja ostatniego sezonu rozgrywała się siedem lat po tajemniczym zniknięciu 2 proc. ludzkości, by wpleść do fabuły motyw apokalipsy i siedmiu lat chudych?
Tom Perrotta: Od samego początku chcieliśmy pokazać, co wydarzyło się siedem lat po zniknięciu, ale nie mieliśmy pewności, czy powstanie trzeci sezon. Kiedy dostaliśmy zielone światło, postanowiliśmy rozwinąć ten pomysł. W podobny sposób przeskoczyliśmy między sezonem pierwszym i drugim. Nasze zakończenie jest bardzo nośne, bo podobnie jak wielu ludzi na świecie, zastanawiamy się, czy czeka nas koniec świata.
Damon Lindelof: W pierwszym odcinku najnowszego sezonu pokazujemy Millerytów, XVIII-wieczną sektę, która rozwijała się przez pewien czas w Australii. Na jej czele stał wtedy Thomas Playford. Dzisiaj znamy ją pod nazwą Adwentystów Dnia Siódmego. Co stanie się, jeśli przewidzisz koniec świata, który nie nadejdzie? Można by pomyśleć, że będzie to upadek religii, ale to stały element chrześcijaństwa. Najlepszym tego dowodem jest Apokalipsa. Świat miał się skończyć za życia ludzi, którzy czytali wczesne wersje ewangelii, ale tak się nie stało. Trzeba więc było improwizować.
Kiedy postanowiliście przenieść produkcję serialu do Australii? *
*Damon Lindelof: Podobnie jak w przypadku większości pomysłów wykorzystanych w serialu "Pozostawieni", wszystko zaczęło się od żartu. A potem wszyscy zaczęli zastanawiać się, czy faktycznie żartowałem, czy powiedziałem to na serio. Trwały jeszcze zdjęcia do sezonu drugiego, które kręciliśmy w Austin, a ja postanowiłem, że serial powinien zakończyć się w Australii.
Tom Perrotta: Musiałem oswajać się z tą myślą przez jakiś czas, podobnie jak nasi aktorzy.
Australijskie krajobrazy wyglądają jak pejzaże po nadejściu apokalipsy. Czy to dlatego postanowiliście nakręcić tam zdjęcia? *
*Damon Lindelof: Duże połacie kraju są dzikie. Przebywając tam, mam wrażenie, że jestem w miejscu, gdzie czas inaczej płynie. W Australii panuje nieziemska atmosfera, ale to też kraj tętniący energią. Dla mnie, czyli osoby urodzonej w kulturze anglosaskiej, jest jeszcze jeden plus - jedziesz do Australii i wszyscy mówią tam po angielsku. Z drugiej strony, jesteś przekonany, że wszyscy będą wyglądać podobnie do ciebie, pomimo, że jesteś tysiące kilometrów od domu. Kiedy jedziesz to Tokio, automatycznie stajesz się "obcym". W Australii tracisz czujność, bo pomimo, że jesteś "obcym", rozglądasz się wokół siebie i stwierdzasz, że wszyscy wyglądają podobnie, a ty masz wrażenie, że jesteś w San Diego. Wystarczy jednak wyjechać z dużego miasta, żeby paść ofiarą dzikich zwierząt. W Australii możesz zostać zjedzony przez miliony stworzeń.
Tom Perrotta: A twoja śmierć nie zrobi na Australijczykach żadnego wrażenia.
Bardzo podoba mi się wątek Kevina i Nory, zwłaszcza w tym sezonie. Oboje bardzo boją się, że zostaną zranieni, zamykają się w sobie i niechętnie mówią o swoim cierpieniu, a z drugiej strony każde z nich jest gotowe umrzeć.
Damon Lindelof: Tak, co oznacza, że Kevin nie musi być tam, gdzie teraz jest, ale zdaje sobie z tego sprawę dopiero w siódmym odcinku. Musi wyrzucić z siebie pewne rzeczy, oczyścić się.
Scena, w której Kevin spotyka sam siebie jest niesamowita...
Damon Lindelof: Theroux wspaniale gra w tym odcinku, którego scenariusz jest nieźle pojechany. Na początku, czyta romans, który powinien pisać, ale tego nie robi. Wszystko wygląda na pozór idiotycznie, ale zaraz potem wydarzenia toczą się w błyskawicznym tempie. Kevin przeprowadza sam na sobie operację na otwartym sercu i wywołuje wojnę atomową. Kiedy streszczałem komuś ten odcinek, usłyszałem, że chyba oszalałem. To tylko tak brzmi, bo jak zobaczymy Justina na ekranie, zobaczymy, że gra niezwykle wiarygodnie.
Tom Perrotta: Głównym wyróżnikiem "Pozostawionych" są pozornie szalone wydarzenia, które tworzą razem spójne alegorie, fabułę, która stopniowo się rozwija. Kiedy Kevin niszczy świat, jest to akt jego akceptacji tego świata. Mówi: "Zniszczmy ten świat, żebym nigdy nie mógł do niego wrócić". To racjonalny czyn, choć wydaje się być szalony, ale w tym kontekście to naprawdę rozsądne rozwiązanie.
Damon Lindelof: "To nasz Most na rzece Kwai".
Tu pobierzesz za darmo aplikację Program TV:
src="https://d.wpimg.pl/1031600158-1003293454/aplikacja.png"/> src="https://d.wpimg.pl/457701298--1013396447/aplikacja.png"/>