"To prowadzi do pogromu". Przyjaciółka ofiary oskarża TVP o manipulację
- To, co mi się przytrafiło, jest tylko kolejnym krokiem na drodze do wywołania pogromu - mówi WP Anna Strzałkowska. Wykładowczyni akademicka i aktywistka LGBT uważa, że padła ofiarą manipulacji TVP. Wszystko przez reportaż o sprawie gwałtu i morderstwa nastolatki. Według hipotezy przedstawionej w TVP Strzałkowska mogła być powiązana z tą zbrodnią.
W poniedziałek 7 czerwca na antenie TVP został wyemitowany (z prawie dwutygodniowym opóźnieniem) odcinek reportersko-śledczego magazynu "Alarm!", poświęcony sprawie gwałtu i morderstwa sprzed ponad ćwierć wieku. Ofiarą była gdańska licealistka, sprawcy nie wykryto do dziś. W programie TVP postawiono hipotezę, że za tym czynem mogła stać przyjaciółka ofiary Anna Strzałkowska.
Nie wymieniono jej z nazwiska, jej twarz została zamazana, w programie nie padło też ani jedno słowo z rozmowy przeprowadzonej z nią pod koniec maja przez dziennikarza TVP Krzysztofa Plonę. Co ważne, Strzałkowska, godząc się na tamtą rozmowę, była przekonana, że została zaproszona, aby opowiedzieć o zmarłej. Podczas wywiadu wyszło na jaw, że będzie bohaterką reportażu i zostanie przedstawiona jako osoba odpowiedzialna za zbrodnię sprzed lat.
Komentarz z offu niemal jednoznacznie wskazuje na jej winę, pojawiają się też aluzje do tego, że pracuje na uczelni i działa na rzecz środowiska LGBT. Motywem jej postępowania sprzed ponad 25 lat miałaby być, według dziennikarzy "Alarmu!", odrzucona przez ofiarę miłość.
Dwa dni po emisji Anna Strzałkowska została wezwana na przesłuchanie do policyjnego "Archiwum X" w gdańskiej Komendzie Wojewódzkiej Policji, czyli zespołu zajmującego się sprawami niewyjaśnionymi przez wiele lat. O tym, czego dotyczyło przesłuchanie, nie może mówić, gdyż objęte jest to tajemnicą. Wiadomo tylko, że w sprawie morderstwa nadal pozostała świadkiem i nie zostały jej postawione żadne zarzuty.
Po opublikowaniu przez Annę Strzałkowską w mediach społecznościowych posta na temat przewidywanej przez nią manipulacji w programie "Alarm!", pod jej domem doszło do celowego uszkodzenia trzech samochodów. W tej sprawie prowadzone jest osobne postępowanie. Jak dotąd sprawcy nie zostali wykryci.
Przemek Gulda: Jak się czujesz po emisji programu "Alarm!", dotyczącego twojej osoby?
Anna Strzałkowska: Czuję ogromną złość i smutek. Złość na to, że ktoś wykorzystał tę potworną zbrodnię do własnych celów. Bardzo liczę, że przyjdzie czas, kiedy Telewizja Polska nie będzie krzywdzić i upokarzać bliskich ofiar brutalnych przestępstw dla poszukiwania sensacji lub realizacji brukowych materiałów. Być może zbiegnie się to z czasem, gdy w Polsce wrócą demokratyczne standardy życia publicznego.
Co cię najbardziej uderzyło i oburzyło w tym, co zobaczyłaś w TVP?
Najbardziej oburzające jest dla mnie to, że telewizja Jacka Kurskiego, bez zamieszczenia jakiegokolwiek komentarza osób prowadzących śledztwo, mówi o jakichś najnowszych hipotezach i montuje przekaz sugerujący mój udział w morderstwie.
Ale twoje nazwisko ani razu nie pada, nie widać twojej twarzy. Czy to coś zmienia?
Dla mnie osobiście nic to nie zmienia, bo jestem osobą publiczną i nietrudno mnie rozpoznać na tym materiale. Podano moje miejsce pracy, zawód i inne fakty pozwalające mnie zidentyfikować. Zamierzam przy tym wypowiadać się w tej sprawie zupełnie otwarcie, bo o niegodziwości zachowania TVP wobec naszej tragedii należy głośno mówić.
Z programu jednoznacznie wynika, że jako na osobę, która mogła zainicjować całą sprawę, wskazał na ciebie ojciec ofiary - to on miał wysłać pismo do prokuratury z twoim nazwiskiem. Wcześniej mówiłaś, że to niemożliwe. Co dziś o tym sądzisz?
W rozmowie ze mną tuż przed emisją programu ojciec Darii stanowczo zaprzeczył, że to on wskazał mnie jako powiązaną ze śmiercią Darii. Z Darkiem znamy się od śmierci Darii i nasze relacje były dobre. Zawsze starałam się mu pomóc, czy to w kontaktach z dziennikarzami, czy w sprawach zdrowotnych. Kiedy mówił, że nie może spać, to przywoziłam leki, on odwdzięczał się zupą. Jeszcze niedawno zaprosił mnie na uroczystość rodzinną w rocznicę śmierci Darii.
Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że sam wpadł na ten pomysł. Zastanawiam się więc, kto mógł na niego wpłynąć i komu zależy na tym, żeby zniszczyć moją reputację.
Czy zamierzasz podjąć jakieś kroki, prawne czy inne, w tej sprawie? Wobec TVP? Wobec ojca ofiary?
Rozważam wystąpienie przeciwko dziennikarzowi TVP, który realizując ten materiał dopuścił się manipulacji. Nie chcę jednak podejmować żadnych kroków przeciwko tacie Darii, bo on jest w szczególnej sytuacji, bardzo trudnej. Od 26 lat nie może doczekać się odnalezienia i ukarania sprawców zabójstwa swojej córki. Uczę psychologii, wiem, jak działa taki ból i do czego czasem prowadzi. Myślę o Darku ze współczuciem.
Przed emisją obawiałaś się, że TVP powiąże sprawę morderstwa z twoim zaangażowaniem w sprawy osób LGBT. Czy te obawy się, twoim zdaniem, potwierdziły?
Potwierdziły się moje najgorsze obawy. W tej sprawie nie chodzi tylko o mnie. Cała ta fantazja na mój temat zbudowana jest na uprzedzeniu wobec osób LGBT. W tym perwersyjnym wyobrażeniu na nasz temat czyhamy rzekomo na "normalnych" heteroseksualnych ludzi, zakochujemy się w nich, a gdy nasze zaloty ze wstrętem zostaną odrzucone, zabijamy ich z zemsty i zazdrości.
To jest powiązane z całym szeregiem działań wymierzonych w osoby nieheteroseksualne: mówieniem przez biskupów o zarazie, uchwalaniem "stref wolnych od LGBT", jeżdżeniem "homofobusami" po miastach i oskarżaniem nas o pedofilię. To, co mi się przytrafiło, jest tylko kolejnym krokiem na drodze do wywołania pogromu.
O stanowisko w sprawie programu "Alarm!" prosiliśmy zarówno autora materiału o Annie Strzałkowskiej, Krzysztofa Plonę, jak i samą TVP. Od kilku dni nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania ani żadnego komentarza.