Turystyka medyczna rośnie w siłę. Śmiertelne przypadki nie odstraszają
Wakacje to dla jednych sporty wodne i górskie wspinaczki, dla innych wylegiwanie się na plaży lub nad brzegiem basenu. Popularność zdobywa również turystyka medyczna, która może odmienić życie na lepsze. Albo doprowadzić do tragedii.
03.07.2019 | aktual.: 04.07.2019 07:42
W serialu dokumentalnym "Po urodę do raju" przekonujemy się, że Tajlandia coraz częściej staje się celem turystów, którzy wcale nie przyjeżdżają tam wypoczywać, lecz poprawić urodę. Pacjentom zależy na przeprowadzeniu operacji, bo często likwidują niedoskonałości, które były przyczyną osobistej tragedii lub kompleksów. Kamera towarzyszy osobom decydującym się na zabieg.
Tajlandia jest w pierwszej dziesiątce państw wybieranych przez turystów, którzy chcą zmienić coś w swoim wyglądzie. Obcokrajowcy mogą korzystać z ofert aż 64 oficjalnie akredytowanych szpitali i zainteresowanie stale rośnie. W 2015 r. do tajlandzkich specjalistów zgłosiło się ponad 2,8 mln turystów. W 2018 r. było ich już 3,5 mln.
Dane dotyczą wyłącznie zarejestrowanych wizyt w legalnie działających placówkach. Na przykład takich, które współpracują z biurami turystyki medycznej w USA, Australii czy Wielkiej Brytanii. Na reklamach uśmiechnięte pacjentki zachwalają nie tylko przystępną cenę, ale także jakość i bezpieczeństwo. O ciemnej stronie turystyki medycznej nie mówią wcale, bo ryzyko jest wpisane w każdy zabieg i operację.
Więcej zalet niż wad takiego wyjazdu widziała Krysia Zagrobelna z Nowej Zelandii. W 2007 r. wyjechała na zorganizowaną operację do Azji, bo chciała się pozbyć zbędnych kilogramów. 42-latka zmarła pięć dni po operacji.
W 2014 r. doszło do podobnej tragedii z udziałem 31-letniego Australijczyka. Mężczyzna zapłacił za serię operacji, ale nie nacieszył się nowym wyglądem, bo zmarł wkrótce po powrocie do domu.
Oboje korzystali z usług tego samego biura, które jako jedno z pierwszych zaczęło działać w sektorze turystyki medycznej. Firma funkcjonuje do dziś i organizuje wyjazdy do Tajlandii, Malezji i Meksyku. Ceny, w zależności od rodzaju zabiegu i długości pobytu w luksusowym hotelu, wahają się od kilkuset do kilku tysięcy dol.
Chętnych nie brakuje, ale są i tacy, którzy organizują wszystko na własną rękę. I wiele ryzykują, bo przed przybyciem na miejsce nie mają pewności, czy lekarz posiada odpowiednie certyfikaty, a jego placówka spełnia wysokie normy. Ponadto nikt nie zagwarantuje, że po powrocie do domu nie wystąpią komplikacje, z którymi trzeba będzie sobie radzić na własną rękę u innego lekarza. A specjaliści ostrzegają, że naprawianie błędów chirurga plastycznego może być dwa, a nawet trzy razy droższe niż koszt pierwotnej operacji. Nie mówiąc już o zagrożeniu dla zdrowia i życia pacjenta.
Czy kobiety opowiadające swoje historie w "Po urodę do raju" nie znały tego ryzyka? Czy aspekt finansowy był głównym argumentem w skorzystaniu z turystyki medycznej? I jak potoczyły się ich dalsze losy? Dowiecie się oglądając ten serial dokumentalny w w Telewizji WP w czwartek 4 lipca o 10:05 i w piątek 5 lipca o 10:00.