"Top Gear": w sprawie Jeremy'ego Clarksona interweniował nawet polski ambasador
Już dziś w Telewizji WP kolejny odcinek 15. serii kultowego "Top Gear". Część z was ogląda go dla aut, ale nie oszukujmy się. Największy show robi tu Jeremy Clarkson. Błyskotliwy i złośliwy. Dla wielu z piekła rodem.
30.05.2019 | aktual.: 30.05.2019 18:24
Piętnasta seria "Top Gear" na kanale Telewizja WP to świetna okazja, aby zobaczyć program jeszcze w starym, najbardziej popularnym składzie.
W 2015 r. doszło do rewolucji. Po 13 latach prowadzenia show, BBC podziękowało Jeremy'emu Clarksonowi. W odpowiedzi na ruch stacji z programem pożegnali się jego dwaj koledzy - Richard Hammond i James May.
Powód? Clarksonowi w czasie sprzeczki puściły nerwy i uderzył producenta programu. Czara goryczy przelała się definitywnie i 25 marca 2015 r. kontrakt dziennikarza z BBC nie został przedłużony.
Jednak nie był to pierwszy wybryk prowadzącego "Top Gear". W swojej 13-letniej karierze gospodarza Jeremy Clarkson zdążył obrazić wszystko i wszystkich. Szybko stając się idolem konserwatystów i przeciwników poprawności politycznej. Nie oszczędził m.in. Azjatów, gejów, wegetarian, aktywistów ekologicznych, feministek i… Polaków.
W 2005 r. na Jeremy'ego Clarksona spadły gromy po tym, jak wykonał hitlerowski gest i kpił z systemu nawigacyjnego BMW M6. Jego zdaniem był tak słaby, że auto mogło jechać tylko w jednym kierunku - w stronę Polski. Skrzynka mailowa BBC kipiała od pogróżek i żądań wyciągnięcia konsekwencji. Ostatecznie pod naciskami odcinek ocenzurowano.
Ale Clarkson na tym nie poprzestał. W 2009 r. w specjalnym show nadawanym na żywo, wyemitowano kontrowersyjną przeróbkę reklamy Volkswagena Scirocco.
Kontrowersyjną, bo parodiującą inwazję Rzeszy na Polskę z 1939 r. W spocie pokazano exodus Polaków opuszczających kraj w popłochu. Jakby tego było mało, reklama kończyła się frazą: "Volkswagen Scirocco TDI. Berlin to Warsaw in one tank". Co można przetłumaczyć dwojako: "Trasa Berlin-Warszawa na jednym baku", bądź "Z Berlina do Warszawy jednym czołgiem".
Parodię obejrzało bez mała mln widzów i jak nie trudno się domyślić, linia telefoniczna BBC rozgrzała się do czerwoności. Posypały się skargi, a w sprawę zaangażowała się Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie.
- Rozumiemy konwencję tego programu, że często dochodzi tam do żartów skierowanych przeciwko poszczególnym nacjom europejskim, a Jeremy Clarkson lubi sobie żartować z Niemców czy Francuzów; ale w tym przypadku uważamy, że kontekst - inwazja nazistowskich Niemiec na Polskę - nie jest właściwym sposobem rozśmieszania widzów - tłumaczył radca prasowy ambasady Robert Szaniawski.
Po wyrzuceniu krnąbrnego dziennikarza i odejściu jego towarzyszy broni BBC znalazło nowych prowadzących. Ale fani "Top Gear" wiedzą swoje: Jeremy Clarkson jest tylko jeden.