Tomasz Marzec zdradza kulisy błyskawicznego odejścia z TVP. "Dostałem mało elegancką sugestię, żebym się zwolnił"
- Zastałem chaos, przekroczono granicę ingerencji w mój materiał, dostałem obraźliwego maila od przełożonego i odszedłem - powiedział Tomasz Marzec o swojej tygodniowej "przygodzie"’ z TVP.
O Tomaszu Marcu głośno zrobiło się kilka dni temu, kiedy ten doświadczony dziennikarz telewizyjny wymownie skomentował w Wirtualnej Polsce swoje - trwające ledwie tydzień - zatrudnienie z TVP. Dziś zdecydował się powiedzieć znacznie więcej: ujawnia kulisy swojego odejścia i opisuje, jak dziś wygląda praca i organizacja redakcji w publicznej telewizji.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Jak trafiłeś do TVP? Co sprawiło, że zdecydowałeś się rzucić się w wir pracy w tworzonych od podstaw mediach?
Tomasz Marzec, dziennikarz: Zadzwonił Paweł Płuska, zapytał czy dołączę do jego zespołu. Praktycznie od razu zdecydowałem, że tak. Nie byłbym w stanie spokojnie oglądać telewizji i tego, co się tam dzieje, wiedząc, że mogłem w tym uczestniczyć.
Jakie zadania miałeś wykonywać w nowej pracy? Czym się miałeś zajmować?
Na początku miałem być reporterem "19:30". Potem "zobaczymy". A czym miałem się tam zajmować? Trudno powiedzieć, nadal się nad tym zastanawiam. Wiem, czym chciałem się zajmować, ale nikt o tym ze mną nie rozmawiał.
Jakie miałeś oczekiwania przechodząc do TVP? Co spodziewałeś się tam zastać?
Pewnie takie, jak wszyscy, że "wreszcie będzie przepięknie, wreszcie będzie normalnie". Naiwny może byłem. Spodziewałem się chaosu, zastałem chaos. Byłem jednak przekonany, że idziemy tam z jakimś planem, ale go nie poznałem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak wyglądał twój pierwszy dzień na Woronicza? Jak mocno zderzył się z twoimi oczekiwaniami? Co cię tam najbardziej zaskoczyło?
Najbardziej zaskoczyło mnie, że to akurat ten dzień jest pierwszym. Domyślam się, że było to uzasadnione jakimiś wyższymi racjami. Nie chcę wchodzić w szczegóły techniczne i organizacyjne, ale to było, moim zdaniem, nieodpowiedzialne i niepoważne. Nie boję się skoków na głęboką wodę, im głębsza, tym lepiej, ale pod warunkiem, że jestem do tego przygotowany. Zaskoczyło mnie to, że nic nie było przygotowane.
Jak była zorganizowana praca w redakcji "19:30"?
Trudno mówić o jakiejś specjalnej organizacji w takim momencie, w jakim tam byłem. Przychodzisz, dostajesz temat, szukasz komputera, kogoś, kto powie ci, jak się zalogować itd. I robisz materiał.
Jaki był pierwszy materiał, jaki przygotowałeś? Jak wyglądała redakcyjna praca nad nim?
Pierwszy nie powstał, miał być o sprawie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. "Spadł" z przyczyn technicznych. Takie ryzyko jest zawsze, to się po prostu zdarza. Mogę mieć tylko pretensje o to, że nie zrobiono nic, żeby to ryzyko zminimalizować. Było oczywiste, że pierwszego dnia będzie ono ogromne. Skupiono się na sprawach widowiskowych, ale nieistotnych. Nie poszedłem tam robić z siebie kombatanta i bohatera, poszedłem robić materiały.
Jak się poczułeś, kiedy okazało się, że redakcja zmieniła treść twojego komentarza?
To była bezpośrednia przyczyna mojego odejścia z TVP po ośmiu chyba dniach. Dość szybko zaczęto mnie o to pytać. Nie dlatego, że jestem, czy czuję się osobą specjalnie ważną w dziennikarskim środowisku, po prostu dlatego, że wszystkich interesuje "co się tam dzieje". Oczywiste, że dzwonią do kogoś, kto odszedł. Też bym tak robił. Odszedłem po bardzo ostrej wymianie zdań na zasadniczy dla mnie temat - granic ingerencji wydawcy w materiał reportera. Zgłosiłem Pawłowi Płusce i Grzegorzowi Sajórowi swoje wątpliwości, w odpowiedzi dostałem mało elegancką sugestię - tak to nazwijmy - żebym się zwolnił. Więc się zwolniłem. To tyle.
Czy interweniowałeś jakoś w tej sprawie? Jaki był odzew ze strony redakcji?
Odzewu nie było żadnego. Złożyłem wypowiedzenie, przestałem przychodzić następnego dnia. Po tygodniu interweniowałem... bo chciałem rozwiązać umowę, prosiłem, żeby ktoś się tym zainteresował. Udało się chyba po dwóch tygodniach. Ale generalnie nikogo nie obchodziło, dlaczego się zwalniam, raczej: jak szybko i bezboleśnie rozwiązać umowę. "A jak się uspokoi, to dostanę coś innego" - rzucono jedynie i tak to mniej więcej wyglądało. Ja mam co robić, ale obawiam się, że setki osób pracujących w TVP żyją od dwóch miesięcy w całkowitej niepewności. Także dlatego dziś o tym mówię. Żaden moment dziejowy nie uzasadnia braku szacunku do innych.
Czemu tak błyskawicznie zdecydowałeś się odejść? Czy chodziło tylko o tę jedną sprawę, czy raczej o szerszy kontekst?
O dużo szerszy. Mówiąc najkrócej - niewiele miało to wspólnego z tym, czego się spodziewałem. Po tygodniu odniosłem wrażenie, że w cały ten szumnie zapowiadany plan, sprowadza się do bohaterskiego usunięcia kilku szaleńców z Placu Powstańców. I tyle. Tak, ludzi demolujących dziennikarstwo i po prostu nieuczciwych, trzeba było błyskawicznie odciąć od wpływu na cokolwiek w TVP. Wyłączono więc sygnał i bardzo dobrze. Ale co dalej? Moim zdaniem to jest coś, co nazwałbym "zapewnieniem ciągłości anteny". Jeżeli jakiś plan jest i zacznie być wdrażany "w marcu", "jak minister Sienkiewicz pójdzie do Europarlamentu", czy "po zakończeniu kadencji prezydenta Dudy", jak się plotkuje, to ktoś powinien to jasno powiedzieć. Z szacunku do setek osób zatrudnionych w TVP i obywateli, którzy mają prawo do TVP takiej, jaką zapowiadano w kampanii wyborczej. Poza tym czekanie przez kolejne miesiące na nikt nie wie co i nadawanie jakiejś przejściowej wersji programów, może skończyć się utratą resztek wiarygodności mediów publicznych. Za kilka miesięcy nikogo mogą już nie obchodzić i nie mieć żadnego wpływu na rzeczywistość. Obawiam się, że mało kto zdaje sobie sprawę z konsekwencji.
Jak dziś oceniasz stan organizacyjny redakcji "19:30" czy szerzej - tej części TVP, której miałeś okazję się przyjrzeć?
Nie czuję się powołany do tego, żeby oceniać koleżanki i kolegów. Poza tym zawsze będę miał bardzo dobre zdanie o reporterach, którzy tam pracują. Robią co mogą, myślę, że będąc na takim etapie "kariery" jak większość z nich, robiłem gorsze materiały, więc ich bardzo cenię. Mogłem powiedzieć tylko o tym, co bezpośrednio dotyczyło mnie i jak to odbierałem. Z mojej perspektywy trudno mówić o jakiejkolwiek organizacji. Argumenty związane z "okolicznościami zewnętrznymi" były uzasadnione pierwszego, może drugiego dnia. Potem sam je powtarzałem, ale to nie było fair. To moim zdaniem mogło i powinno lepiej wyglądać.
Co cię najbardziej oburzyło w dzisiejszym TVP?
Trudno mówić o oburzeniu, nie jestem dzieckiem, wiedziałem na co się decyduję, jakie obyczaje panują w wielu polskich redakcjach. Oburzały mnie może przez chwilę dobrze mi znane, ale niekoniecznie godne naśladowania, wzorce zachowań międzyludzkich. Tak to dyplomatycznie nazwę. To zresztą dużo szerszy problem. Reporterzy, czyli ludzie, wykonujący najcięższą i często najważniejszą pracę w mediach, są moim zdaniem w mediach najbardziej niedocenianą grupą. Pod każdym względem i ze wszystkimi konsekwencjami. Teraz, jedynie jako widza, mogą mnie denerwować błędy, które nie powinny się zdarzać. Jesteśmy tylko ludźmi, każdy się myli, ale w mojej poprzedniej redakcji przez dziesięć lat nie zdarzył się chyba nawet jeden tak poważny.
Czy masz poczucie, że ludzie, którzy dziś tworzą TVP wiedzą, co robią?
Nie wiem, trudno mi dziś powiedzieć, kto w ogóle tworzy TVP.
Czy TVP ma dziś coś wspólnego z dobrze funkcjonującymi i rzetelnymi mediami publicznymi?
Nie namówisz mnie na takie wywody, jestem reporterem, wiem jak zrobić materiał, a nie jak zbudować telewizję. Zbyt wielu zresztą mamy w Polsce ludzi, którzy wiedzą jak powinny funkcjonować media publiczne i ogłaszają się ich odnowicielami. Debatują o tym od jakichś trzydziestu lat, przez ostatnie osiem, to już non stop. Teraz wielu z nich jest w mediach publicznych... Mogę jedynie powiedzieć, że w żadnej dobrze funkcjonującej firmie nie powinno się traktować pracowników przedmiotowo.
Jakie masz dalsze plany zawodowe? Czy wyobrażasz sobie powrót do TVP?
Wróciłbym, gdybym zobaczył na antenie TVP uczciwy i bezstronny materiał, o "przejęciu TVP", w którym przedstawione będą racje wszystkich stron. I jeżeli obiektywnie rzecz biorąc pewne działania były na granicy prawa, to niech to ktoś powie i uzasadni, dlaczego były konieczne. Zaproponowałem zresztą taki temat, może kiedyś powstanie. Wyobrazić potrafię sobie wiele, ale po naszej rozmowie nie sądzę, żeby ktoś proponował mi powrót. Zresztą na pożegnanie dostałem obraźliwego maila od przełożonego, z którego wynika, że nie potrafię robić materiałów. Wróciłem więc do tego, co najbardziej lubię. Napisałem książkę o tym, skąd się biorą przydrożne kapliczki, wysłałem do wydawcy, czekam z nadzieją. To są dopiero niezwykłe historie...
Wirtualna Polska o skomentowanie wywiadu zwróciła się do Pawła Płuski, szefa "19:30". Zdecydował się nie komentować sprawy.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialach, które "ubito" zdecydowanie za wcześnie oraz wymieniamy te, które powinny pożegnać się z widzami już kilka sezonów temu. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.