Tomasz Bagiński o "Wiedźminie". "Bez Polaków nie byłoby tego serialu"

Tomasz Bagiński już nie może się doczekać pracy nad trzecim sezonem "Wiedźmina"
Tomasz Bagiński już nie może się doczekać pracy nad trzecim sezonem "Wiedźmina"
Źródło zdjęć: © East News | Julian Sojka

20.12.2021 10:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Drugi sezon "Wiedźmina" wylądował na Netfliksie i zbiera znakomite oceny. Tomasz Bagiński, producent wykonawczy, nie ukrywa w rozmowie z WP, że pandemia pogrzebała kilka zamiarów, w tym kręcenie zdjęć w polskich górach. Przy udziale wielu Polaków udało się jednak nakręcić widowisko na najwyższym poziomie. A to i tak, jak sugeruje Bagiński, dopiero początek.

Tomasz Bagiński miał 10 lat, gdy przeczytał w "Fantastyce" konkursowe opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego. 20 lat później robił pierwsze animacje do gry "Wiedźmin", a w 2010 r. napisał list do Sapkowskiego z propozycją stworzenia ekranizacji jego powieści. Kilka lat później pomysł spodobał się Netfliksowi. Pierwszy sezon wywołał kontrowersje, ale był hitem oglądanym na całym świecie. Kilka dni przed premierą drugiego sezonu rozmawialiśmy z Tomaszem Bagińskim o polskich akcentach w nowym "Wiedźminie", pandemii, reakcjach fanów i planach na przyszłość.

Jakub Zagalski: Drugi sezon "Wiedźmina" kręciliście w czasie pandemii. Jak obostrzenia, które mocno uderzyły w branżę filmową, wpłynęły na pracę waszego zespołu?

Tomasz Bagiński: Zarówno związki zawodowe, jak i producenci, przedstawiciele studiów filmowych musieli uwzględnić różnego rodzaju obostrzenia, by można było w miarę bezpiecznie realizować zdjęcia.

Trzeba się było do tego po prostu przyzwyczaić. Ja byłem testowany trzy razy w tygodniu razem z dużą częścią ekipy. Niektóre zespoły nie spotykały się ze sobą w ogóle i komunikowały się wyłącznie za pomocą wideo. Byliśmy bardzo ostrożni wobec aktorów. To było kluczowa, by uniknąć przestojów. Może dlatego, że przestrzegaliśmy tych obostrzeń, może dlatego, że mieliśmy szczęście – albo jedno i drugie - ale udało nam się przejść przez ten czas całkiem gładko. Ostatecznie myślę, że tego na ekranie zupełnie nie widać i z tego jestem najbardziej dumny. Staraliśmy się dostarczyć pełnoprawny drugi sezon "Wiedźmina", gdzie nie widać żadnych ograniczeń.

Nie musieliście chodzić na skróty?

Bardzo pomogło nam to, że w dużej mierze opieraliśmy się na "Krwi elfów", a to jest książka trochę rozgrzewkowa. Wprowadza wiele nowych postaci, nową historię. Nie ma tam wielu bardzo zbiorowych scen, a takie w czasie pandemii  są najbardziej skomplikowane. I dalej takie sceny mamy, ale jest ich trochę mniej niż było w pierwszym sezonie.

Pierwsze odcinki kręciliście w różnych zakątkach świata – także w Polsce. Jak to wyglądało w drugim sezonie? Czy przez pandemię musieliście zrezygnować z pewnych lokalizacji?

Niestety tak. Pierwszy odcinek zaczęliśmy kręcić w lutym, czyli tuż przed pandemią. Wtedy plan zakładał, że przez ponad miesiąca będziemy realizować zdjęcia na Słowacji i w południowej Polsce. Mieliśmy wybrane lokalizacje, wszystko było zaplanowane na zaawansowanym poziomie. I okazało się, że jest to praktycznie niemożliwe przez obostrzenia covidowe i całą logistykę. Podróżowanie, kwarantanny – wszystko stało się bardzo skomplikowane.

Kiedy latem ubiegłego roku szykowaliśmy się do restartu, wróciliśmy do wybranych lokalizacji w Polsce i na Słowacji i zaczęliśmy szukać podobnych miejsc na północy Wielkiej Brytanii. Tam na szczęście jest wiele pięknych zakątków, wspaniałych parków narodowych, dzięki czemu udało się znaleźć krajobrazy, które dość dobrze "udają" Bieszczady czy Sudety.

Czyli ostatecznie drugi sezon "Wiedźmina" nie był nawet w części kręcony w Polsce?

W okresie, kiedy realizowaliśmy zdjęcia, obostrzenia były bardzo restrykcyjne i przerzucenie ekipy do jakiegokolwiek innego kraju, nie mówię tylko o Polsce, wiązało się z gigantycznymi kosztami i opóźnieniami. Na szczęście udało nam się znaleźć "zamienniki", które dobrze oddają to, co chcieliśmy pierwotnie osiągnąć.

W pierwszym sezonie było kilka wyraźnych polskich akcentów obsadowych, ty byłeś producentem wykonawczym. Jak to wyglądało w drugim sezonie? Jak bardzo polski jest "Wiedźmin" Netfliksa?

Jest bardzo polski, bo bez Polaków by nie powstał. W drugim sezonie faktycznie jest mniej takich akcentów w obsadzie, co wynikało z naszych przygód covidowych. Ale bardzo duża część postprodukcji powstawała w Polsce, w Warszawie, w studiu Platige Image. Uważni widzowie z pewnością dostrzegą wiele polskich nazwisk w napisach końcowych. Te akcenty są bardzo mocne i myślę, że w przyszłości będziemy to rozwijać, bo świat się powoli normalizuje. Może znowu będzie łatwiej podróżować i ściągać aktorów z innych krajów. Ale nie chcę jeszcze niczego obiecywać.

Jaka największa zmiana zaszła od strony produkcyjnej? Mieliście większy budżet i mogliście zrealizować coś, co na początku nie było możliwe ze względu na finanse czy ograniczenia technologiczne?

Największą zmianą było to, że członkowie ekipy, którzy przeszli z pierwszego sezonu, byli już dużo lepiej wyedukowani i przygotowani do realizacji serialu w świecie "Wiedźmina". Przy pierwszym sezonie było dużo odkrywania, poznawania tonu tej opowieści, dużo dogrywania się między aktorami, reżyserami, scenarzystami – co jest zupełnie naturalne.

W drugi sezon weszliśmy praktycznie od razu po zakończeniu postprodukcji pierwszego. Po ponad 170 dniach zdjęciowych świetnie się znaliśmy, wiedzieliśmy, kto jak działa i na kogo można liczyć w danym momencie, więc wchodzenie w drugi sezon to była zupełnie inna jakość. Mogliśmy sobie pozwolić na wiele więcej na poziomie kreatywnym. O kwestiach budżetowych nie chcę mówić, ale myślę, że jak widzowie sobie porównają oba sezony, to uznają jakość drugiego za całkiem przyzwoitą, że tak powiem ostrożnie.

Kiedy rozmawialiśmy ostatnio o głosach fanów, mówiłeś, że macie świadomość, co się ludziom podoba, a co nie. Czy negatywne opinie, które do was docierały po pierwszym sezonie, miały wpływ na treść czy kształt nowych odcinków?

Miały, choć wiele rzeczy chcieliśmy zmienić już sami. Po nakręceniu pierwszego sezonu wiedzieliśmy, co powinno zagrać lepiej, co chcielibyśmy poprawić. Mieliśmy dużo uwag od aktorów, prowadziliśmy wewnętrzne dyskusje.

To, co otrzymujemy od fanów, jest niesłychanie ważne, ale - umówmy się - ten serial jest bardzo popularny. Oglądają go dziesiątki milionów ludzi i nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na każdą krytykę. Staramy się realizować wizję Lauren (Hissrich, showrunnerka - dop. red.). Jeśli jakiś zarzut często się powtarza, to często już zdajemy sobie z tego sprawę, bierzemy pod uwagę i sami chcemy pewne rzeczy uwzględnić w kolejnym sezonie.

Czy któryś z zarzutów, negatywnych głosów, szczególnie cię zaskoczył? Nie spodziewałeś się, że coś zostanie tak źle przyjęte?

Opinii pozytywnych i negatywnych było bardzo dużo. Jednym się podobały wybory castingowe, innym nie itd. To już jest własność widzów i ja lubię bardzo ten moment, kiedy mogę przestać się przejmować serialem, swoim własnym odbiorem i wspomnieniami. Oddaję ten materiał w ręce widzów. A czy coś w odbiorze mnie zaskoczyło? Nie, raczej nie. Wszystkiego się spodziewałem.

W nowych odcinkach bazujecie nie tylko na prozie Sapkowskiego. Pojawiają się także odniesienia do animacji "Zmora Wilka", dziedziniec Kaer Morhen wygląda jak wyciągnięty z gry "Wiedźmin 3". Czy to są tylko smaczki dla fanów, czy może próba stworzenia spójnego uniwersum – coś jak filmowo-serialowe uniwersum Marvela? Szczególnie, że przed nami jest jeszcze kilka zapowiedzianych wiedźmińskich projektów Netfliksa.

Jedno nie wyklucza drugiego. Rzeczywiście jest tak, że staramy się zbudować świat, który jest w miarę spójny i wiemy, że będą kolejne produkcje ze świata "Wiedźmina". Będzie "Wiedźmin: Rodowód krwi" czyli historia elfów 1200 lat przed wydarzeniami z książek. Była "Zmora Wilka", powstają kolejne tytuły. Chcemy, żeby te historie były osadzone w jednym świecie i też zdajemy sobie sprawę z ogromnego potencjału fanów zarówno książek jak i gier. Przy czym książki Andrzeja Sapkowskiego są dla nas zawsze pierwszym źródłem. To z nich chcemy czerpać, a jeżeli uda się przemycić jakiś fajny smaczek dla fanów, drobny element z innych produkcji, to tym lepiej.

Takie myślenie metawersem – to słówko jest teraz popularne – akurat w przypadku "Wiedźmin" jest zresztą bardzo naturalne. De facto metawers jest wpisany w strukturę tego świata. Jeśli pamiętamy piąty tom, jak Ciri sobie tam skakała między światami rzeczywistymi i nierzeczywistymi.

Kilka miesięcy przed premierą drugiego sezonu "Wiedźmina" Netflix zapowiedział, że będzie też trzeci. Prace nad kolejnymi odcinkami już ruszyły?

Możemy jedynie powiedzieć, że jesteśmy w fazie preprodukcyjnej i w przyszłym roku wejdziemy na plan. Nie chcę zdradzać niczego na temat fabuły, ale jestem megapodekscytowany tym, co będziemy robić w trzecim sezonie. To, co zdążyłem przeczytać w scenariuszach – jeśli zdołamy zrobić 1/3 tego, to będzie wybitny sezon.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Komentarze (16)