"To tylko kilka dni": wierutne bzdury, promuje tylko celebrytów. Komentarze po emisji
To program promujący celebrytów, a nie pomagający w żadnym stopniu osobom z niepełnosprawnością - komentują przedstawicielki i przedstawiciele tych ostatnich po emisji pierwszego odcinka "To tylko kilka dni".
W niedzielę, 16 maja, premierę miał pierwszy odcinek programu TTV "To tylko kilka dni". Polega na tym, że celebryci spędzają tytułowe kilka dni z osobami z niepełnosprawnością. Jeszcze przed premierą ten pomysł wywołał duże kontrowersje, zwłaszcza w środowisku samych osób z niepełnosprawnością. Zapytaliśmy ich o ocenę po emisji pierwszego odcinka.
Ich wypowiedzi były dość zgodne, wszyscy zwracali uwagę na podobne kwestie. W opinii Tatiany Cholewy, tancerki z alternatywną motoryką, sam pomysł pokazania osób z niepełnosprawnością funkcjonujących w przestrzeni publicznej był dobry.
- Jednak realizacja okazała się niestety bardzo kiepska - dodaje. - Program "To tylko kilka dni" ukazuje celebrytów. Jak wynika z opisu: "znane osoby przejmą opiekę nad osobami z niepełnosprawnościami...", co już samo w sobie sugeruje, że osobami nienormatywnymi należy się tylko opiekować. Nie możemy być "kumplami", "kompanami" tylko jednostkami niezdolnymi do życia i bycia na równi z innymi. Prowokuje to do roztoczenia nad nami parasola współczucia, litości dla naszej nieudolności. Można to było zobaczyć już w pierwszym odcinku, co burzy obraz podejścia do osób z niepełnosprawnością, jaki rzekomo chciała uzyskać stacja.
Cholewa twierdzi, że cała uwaga jest w tym programie nakierowana na sławne osoby.
- To celebryci będą jego gwiazdami, a osoby z alternatywnością - tylko tłem dla nich - mówi. - Widzki i widzowie będą wygłaszać pochwały na temat ich poświęcenia czy odwagi, mówić, jacy to oni są wspaniali i jak się poświęcają, by pomóc w opiece nad osobą z niepełnosprawnością. Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my – osoby z niepełnosprawnością? Gdzie nasza walka o niezależność, o równe traktowanie, o poszanowanie nas jako równych? Zostajemy w tle, dając celebrytom możliwość rozbłyśnięcia. To bez dwóch zdań program stworzony na potrzeby celebrytów, by zwiększyć ich popularność na tle niepełnosprawnych ciał – bo o osobach z niepełnosprawnością po emisji nikt nie będzie pamiętał.
Jeszcze bardziej emocjonalnie pierwszy odcinek programu odebrał Filip Pawlak, pracownik sektora kultury, ambasador projektu Europe Beyond Access. I ma podobne wrażenia, co Cholewa.
- Oglądanie tego programu było dla mnie bardzo niekomfortowe - mówi. - Momentami czułem wręcz niesmak. Ufam jego bohaterowi, ale mam wrażenie, że on sam i jego historia zostały wykorzystane do zupełnie innych celów, takich jak np. promocja celebrytów. To wymowne, że ostatnie zdanie ma w tym programie właśnie celebryta, który komentuje i pointuje całą opowieść. To mocny dowód, że ten program jest w gruncie rzeczy o nim, a nie osobie z niepełnosprawnością.
Pawlak mocno krytykuje sens programu, nie wierzy, że pomoże on osobom z niepełnosprawnością.
- Mam wrażenie, że jeśli chodzi o pokazanie losu takich osób, ten program jest absolutnie kontrskuteczny - tłumaczy. - Okazuje się, że wcale nie jest oparty na zasadach antydyskryminacji, inkluzywności i otwartości. Gra na najprostszych instynktach, sprzedaje łzawą historię i monetyzuje prawdziwe uczucia.
Koterski mówi tam coś, co jest wierutną, bolesną bzdurą: że liczy się miłość i wsparcie rodziny. No niestety. To nie wystarczy. Osoby z niepełnosprawnościami bardzo mocno potrzebują przede wszystkim opieki państwa i działań osłonowych. A tego w Polsce bardzo brakuje. Od lat walczą o godność, prawo do prywatności i samostanowienia i choć to podstawowe prawa człowieka, wciąż ich nie mają.
O swoich wrażeniach opowiedział też Wojciech Sawicki, dziennikarz, autor projektu Life On Wheelz, w ramach którego propaguje wiedzę o osobach z niepełnosprawnością. Miał zresztą zaproszenie do "To tylko kilka dni".
- Przed emisją pierwszego odcinka byłem wyjątkowo sceptyczny, nie podobał mi się tytuł, samo założenie, że celebryci mają się "opiekować" osobami z niepełnosprawnościami - opowiada. - Widziałem w tym skok na kasę i telewizyjny fałsz. Jednak po emisji odcinka z Michałem Koterskim moje ostrze krytyki trochę się stępiło, choć wciąż mam bardzo mieszane uczucia i nie żałuję, że odmówiłem udziału w tym show. Jest to typowy program rozrywkowy, który nie oferuje pogłębionego spojrzenia na poruszany temat, a jeśli już odnosi się do problemów osób z niepełnosprawnościami, to bardzo powierzchownie. Myślę, że ten format może być interesujący dla widzów, ale według mnie Mateusz, czyli teoretycznie główny bohater, ukazany jest dość stereotypowo, brakuje mi tu prawdziwego przełamywania barier. Świat przedstawiony w "To tylko kilka dni" nie konfrontuje nas z niewygodną prawdą, wszystko wydaje się być łatwe i przyjemne, to bardzo uproszczony, komercyjnie atrakcyjny obraz.
Najbardziej jednak przeszkadza mi w tym programie to, że opiera się na przekłamaniu. Otóż jego twórcy skrzętnie ukryli fakt, że każdego celebrytę wspiera zespół profesjonalnych opiekunów - wiem, bo prowadziłem rozmowy na temat mojego udziału. Z tego względu postronni widzowie mogą dojść do wniosku, że całodobowe zajmowanie się osobami z niepełnosprawnością nie należy do wyjątkowo trudnych zajęć. Chciałbym, żeby moja mama lub dziewczyna po spędzeniu ze mną tygodnia były tak wypoczęte i zadowolone jak Michał Koterski.
Podobnie jak inne osoby z niepełnosprawnością oceniające "To tylko kilka dni", także Sawicki nie widzi wielkich szans, żeby ten program poprawił ich sytuację.
- Nie sądzę, żeby ten program mógł poprawić los osób z niepełnosprawnością w Polsce - twierdzi dziennikarz, poruszający się na wózku. - Obawiam się, że może on jedynie utrwalić niektóre stereotypy, bo jest nastawiony głównie na oglądalność i dostarczanie łatwych wzruszeń, jego misyjność to tylko pr-owy wytrych.
Bardzo gorzko i w znamienny sposób wątpliwości dotyczące programu wyraził Filip Pawlak.
- Dla nas to nie jest "tylko kilka dni", to jest walka, która trwa przez wiele, wiele lat.