"Hawkeye". To jest hit! Piotr Adamczyk kradnie każdą scenę w nowym serialu Marvela
Długo na to czekaliśmy, ale w końcu mogliśmy sprawdzić, jak wypada Piotr Adamczyk w nowym serialu o Hawkeye’u, czyli jednym z członków Avengers. Na pewno można powiedzieć jedno – nie mamy się czego wstydzić. Polski aktor mocno daje radę i kradnie każdą scenę, w jakiej się pojawia.
Jak doskonale wiadomo, Marvel Cinematic Universe to nie tylko filmy robione z dużym rozmachem, ale także seriale. Na platformie Disney+ pojawiły się już takie produkcje jak "WandaVision", "Falcon i Zimowy Żołnierz" czy "Loki", które z racji możliwości narracyjnych telewizji opowiedziały o swoich bohaterach w bardziej ekspansywny sposób niż popularne filmy kinowe.
Choć każdy z powyższych seriali zebrał dobre recenzje, to jednak z naszej perspektywy najciekawszym tytułem od dawna wydawał się "Hawkeye", mający premierę 24 listopada. Rzecz jasna z powodu Piotra Adamczyka, któremu przyszło grać jednego z bandziorów pewnej mafii.
ZOBACZ TEŻ: Zwiastun serialu "Hawkeye"
Dlatego pierwsze dwa odcinki serialu obejrzałem zaciekawiony, ile czasu na wizji dostał polski aktor. Jak można było się spodziewać, jego rola jest dalszoplanowa. Jednak odtwórca papieża Jana Pawła II z całą pewnością jest cichym bohaterem produkcji. Nawet więcej – kradnie praktycznie każdą scenę, w której go widzimy.
Uwaga! Poniżej lekkie spoilery!
Adamczyk po raz pierwszy pojawia się w 34. minucie pierwszego odcinka. Widzimy go, jak siedzi na tyle ciężarówki i słucha muzyki. To właśnie jego postaci przychodzi znaleźć pewną rzecz, którą poszukują członkowie jego gangu. Chwilę później następuje zabawna scena, w której aktor szarpie się z psem, krzycząc do niego, że "go zabije". Ogólnie Polak pojawia się parę razy na ekranie, ale jest za to najbardziej wyróżniającym się gangusem.
Jednak najlepsze dzieje się w drugim odcinku. Adamczyk ma dwie świetne sekwencje, w których dano mu trochę więcej do powiedzenia. W pierwszej z nich najpierw "operuje" koktajlem Mołotowa, który pieszczotliwie całuje przed wyrzutem. Potem butnie wykrzykuje w stronę Hawkeye’a i Kate Bishop (druga główna bohaterka) pewne słowa, co wywiera (zamierzone) komiczne wrażenie.
W następnej sekwencji Adamczyk ma najwięcej do powiedzenia. Tłumaczy w rozżalony sposób głównemu bohaterowi pewną kwestię. Jednak po chwili znowu zmienia swój ton i mówi do Hawkeya z władczą manierą, wplatając nawet polskie słowo. I to dwa razy. Co ciekawe, da się także usłyszeć w pierwszym odcinku przekleństwo w naszym języku, ale wymaga to mocnego wsłuchiwania się w ścieżkę dźwiękową.
Trudno nie śmiać się z powyższych scen. Wygląda to trochę tak, jakby scenarzyści dali mu najlepsze i najzabawniejsze kwestie.
Ktoś może powiedzieć, że parę minut tu i ówdzie to nic wielkiego, a rola też mało wyszukana, bo członek gangu. Mówimy jednak o produkcji z ogromnym budżetem (150 mln dol.!) i hollywoodzkimi gwiazdami (oprócz Jeremy’ego Rennera są jeszcze Vera Farmiga, Hailee Steinfield i Florence Pugh). Nie można się nie cieszyć z faktu, że polski aktor jest postacią, która od razu nie ginie.
Co więcej, facet nie przynosi nam żadnego wstydu. Szczerze, chciałbym widzieć go częściej w takich produkcjach niż w gniotach od Patryka Vegi. A przed nami jeszcze pięć odcinków.
Serial dla fanów Marvela
A jak wypada sam serial? Gdyby nie było Adamczyka w obsadzie, to powiedziałbym, że fani Marvela powinni go obejrzeć, a reszta może sobie raczej odpuścić. Jest to z grubsza wprowadzenie do uniwersum wspomnianej wyżej postaci Kate Bishop, która zostanie w przyszłości nowym Hawkeye'em.
Akcja serialu rozgrywa się tuż przed świętami. Hawkeye próbuje spędzić czas z dziećmi. Chce za wszelką cenę żyć jak normalny człowiek, ale działania Bishop wyrywają go z codzienności. Szybko dowiadujemy się, że postać grana przez Rennera wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią Czarnej Wdowy. Z niechęcią przyjmuje też status wybawcy Nowego Jorku – nawet w toalecie jest proszony o selfie.
W "Hawkeye" jest pełno typowego dla Marvela ironicznego dowcipkowania i puszczania oczka do fanów. Protagonista w pewnym momencie ogląda z bólem musical o Avengersach. Kiedy indziej musi "grać" w tzw. LARP, czyli improwizowanej aktywności, w której uczestnicy wspólnie tworzą i przeżywają jakąś opowieść. Są też dysputy na temat tego, jak można byłoby poprawić jego popularność.
Na samym początku mamy nawet powrót do wydarzeń z 2012 r., czyli do pierwszych "Avengers", gdy Nowy Jork został zaatakowany przez najeźdźców sprowadzonych przez Lokiego. W ten sposób dowiadujemy się, czemu Bishop chce zostać superbohaterką.
Seans obu odcinków jest dość przyjemny, ale nie wzbudza większych emocji. Ekspozycja wydaje się niepotrzebnie wydłużona, a sceny akcji niezbyt spektakularne. Na pewno cieszyć może "zejście na ulicę", jeśli chodzi o fabułę, ale nie widać jeszcze intrygi, która byłaby warta czasu dwójki bohaterów.
Oczywiście to wszystko może się zmienić w następnych odcinkach, ale czuję, że "Hawkeye" w niczym was nie zaskoczy. Choć nie ukrywam, że będę go głównie śledził, by dowiedzieć się, jak rozwiązano wątek z Adamczykiem i jego bandą.
Serial można oglądać w serwisie Disney+, który w Polsce oficjalnie zadebiutuje w 2022 roku.