Polski tłumacz Bidena wywołał oburzenie. "Nie był przyjemny w słuchaniu"

- Nie wiem, jak było w tej sytuacji, ale do tłumaczenia oficjalnych wystąpień nie można zatrudniać osób, których kompetencje wynikają z tego, że były w wakacje w Londynie u cioci - jeden z najważniejszych polskich tłumaczy konferencyjnych ocenia przekład wystąpienia prezydenta Bidena w polskiej telewizji.

Przemówienie prezydenta USA było transmitowane m.in. przez Telewizję Polską
Przemówienie prezydenta USA było transmitowane m.in. przez Telewizję Polską
Źródło zdjęć: © TVP VOD
Przemek Gulda

22.02.2023 | aktual.: 22.02.2023 19:50

Po transmisji warszawskiego wystąpienia prezydenta USA Joe Bidena w polskiej telewizji, w internecie rozpętało się prawdziwe piekło. Powód? Jego tłumaczenie. Oburzeni czy wręcz wściekli internauci pisali w mediach społecznościowych o tym, że tłumaczenie "to jakiś żart", "nieporozumienie", "koszmar".

O jakości tego przekładu WP rozmawia z Witoldem Skowrońskim, jednym z najbardziej cenionych polskich tłumaczy konferencyjnych. Skowroński jest zwany "tłumaczem prezydentów", bo wiele razy zdarzało mu się przekładać oficjalne wystąpienia głów państw z różnych stron świata.

Przemek Gulda, Wirtualna Polska: Słuchał pan wystąpienia prezydenta Bidena i jego tłumaczenia w polskiej telewizji?

Witold Skowroński: Tak, miałem okazję oglądać transmisję tego wydarzenia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

I jak wrażenia?

W kabinie tłumaczy pracuje ich przynajmniej dwóch. Jeden z nich miał niezbyt przyjemny głos, niekojarzący się z profesjonalnym tłumaczeniem konferencyjnym. Być może był przeziębiony. Tłumaczone symultanicznie wystąpienie prezydenta Joe Bidena oglądałem w gronie osób, które nie są tłumaczami konferencyjnymi i osoby te odniosły bardzo podobne wrażenie.

Co było nie tak z tym głosem?

Nie był przyjemny w słuchaniu. To z pozoru drobiazg, ale bardzo ważny. Zwłaszcza w przypadku tłumaczenia dłuższych wystąpień. W moim zawodzie znane są sytuacje, że po słuchaniu przez kilka godzin tłumaczenia dokonywanego przez osobę o głosie, który jest np. bardzo piskliwy, odczuwa się zmęczenie. Barwa głosu jest jednym z wielu ważnych kryteriów czynników przy wyborze tłumacza konferencyjnego. W tym przypadku wyraźnie nie wzięto tego pod uwagę.

Co jeszcze było nie tak z tym tłumaczeniem?

W wielu momentach bardzo wyraźnie było słychać wahanie, często w głosie tłumaczy pojawiały się wątpliwości. Zatrzymywali się, zastanawiali, co powiedzieć. Momentami brakowało płynności tłumaczenia.

Z czego to mogło wynikać? Z braku kompetencji językowych?

W tej sytuacji nie szedłbym tak daleko. Za mało o tym wydarzeniu z punktu widzenia tłumacza profesjonalnego wiadomo. Nazwiska tłumaczy nie były podane, trudno więc sprawdzić ich doświadczenie zawodowe i kompetencje formalne. Niestety, polskie stacje telewizyjne nie podają nazwisk tłumaczy w takich okolicznościach. Szkoda, bo w wypadku świetnego tłumaczenia można by złożyć gratulacje, a gdy tłumaczenie jest złe - wiadomo, do koga można zgłaszać pretensje.

A więc na co pan stawia?

Zwróciłbym raczej uwagę na kwestię przygotowania do tłumaczenia. Nie wiadomo dokładnie, jakie materiały otrzymali tłumacze przed przemówieniem. Praktyka w takich sytuacjach jest różna. Czasem dostaje się cały tekst przemówienia, z koniecznością zachowania ścisłego embarga. Czasem dostaje się tylko główne tezy. Czasem nie dostaje się nic. To oczywiście bardzo wpływa na sposób pracy podczas samego tłumaczenia. A nie wiadomo, jak było w tej sytuacji.

Cały tekst z pewnością pomaga...

Oczywiście. Ale trzeba bardzo uważać. Bo może on okazać się bardzo złudną pomocą. Jest przyjęte i dość częste, że mówca zmienia tekst już w trakcie samego przemówienia, czy to ze względu na najnowsze informacje, wpływające na jego treść, czy też pod wpływem emocji, które w takich sytuacjach często się pojawiają. Tłumacz może wtedy bardzo łatwo wpaść w pułapkę zbyt dużego zaufania do tekstu - może on być tylko swego rodzaju podpowiedzią, a nie głównym źródłem przekładu.

Inaczej może dojść do kuriozalnych pomyłek, kiedy tłumacz wypowiada coś zupełnie innego niż mówca, który zaczyna improwizować i zmieniać wcześniej przygotowany tekst. Ale od razu muszę dodać, że nie wiem, czy tak było w tym przypadku. Tak jak wspominałem - nie znam szczegółów pracy tych tłumaczy, a bez nich nie sposób dokonać sprawiedliwej oceny ich pracy.

Czy zdarzały się jakieś błędy rzeczowe, językowe?

Tego też nie sposób fachowo ocenić na podstawie samej transmisji, kiedy na oryginalny głos mówcy nakłada się głos tłumacza. Sprawiedliwej oceny można dokonać jedynie, gdy kompetentny tłumacz w słuchawkach w jednym kanale może słuchać mówcy, a w drugim kanale - głosu tłumacza. Nie miałem takiej możliwości, oglądając to wydarzenie.

Czyli ci, którzy oceniają tłumaczenie w internecie, nie mają racji?

Nie mogą oni dokonać fachowej oceny tego tłumaczenia, a jedynie - mówić o swoich odczuciach. I w tym sensie nie można odmawiać im racji. Ale trzeba wtedy uważać z krytyką - jej powodem nie powinny być nawet sytuacje, kiedy usłyszy się jakieś konkretne słowo czy sformułowanie w oryginale wystąpienia, a nie będzie go w tłumaczeniu. Albo będzie w nim użyte słowo o nieco innym znaczeniu. Trzeba pamiętać, że tłumaczenie konferencyjne nie polega na dosłownym tłumaczeniu, tylko na tłumaczeniu znaczenia komunikatów, czyli na tłumaczeniu sensu. Jeśli w tłumaczeniu pomijane są niektóre wyrażenia, to niekoniecznie oznacza to, że jest ono złe.

Skąd mogło się wziąć to wszystko, co wywołało tak dużą krytykę tłumaczenia przemówienia prezydenta Bidena?

Stawiałbym na błędy dotyczące wyboru tłumaczy. To bardzo trudne decyzje, które - zwłaszcza w przypadku tak ważnych wydarzeń - powinny być podejmowane z dużą starannością. Tu mogło jej zabraknąć. Znów: nie wiem dokładnie, na podstawie jakich kryteriów wybrani byli ci konkretni tłumacze, ale z mojego doświadczenia wynika, że niektóre instytucje publiczne działają zgodnie z przepisami nakazującymi stosowanie systemu przetargowego. Nie wydaje mi się, żeby to była najlepsza metoda wyboru tłumaczy. Powinno się sprawdzać kompetencje w inny sposób.

W jaki?

Mam wrażenie, że dość dobrym probierzem jakości pracy tłumaczy jest fakt, czy posiadają akredytację w instytucjach Unii Europejskiej. Tam stosuje się twarde kryteria sprawdzające kompetencje i umiejętności. A schodząc już na poziom dywagacji bardzo praktycznych i życiowych - niestety w Polsce często stosuje się zasadę, że bliższa koszula ciału i po prostu zatrudnia znajomych.

Myślenie, że ktoś, kto skończył na przykład studia w zakresie filologii angielskiej albo przez całe wakacje był u cioci w Londynie, będzie dobrze tłumaczył, jest nie do przyjęcia. To tak nie działa, ale nie sądzę, by dotyczyło to wyboru tłumaczy na wczorajsze wydarzenie z udziałem prezydenta USA. Dokonanie wyboru tłumaczy konferencyjnych pracujących w czasie tak ważnego wydarzenia międzynarodowego to ogromna odpowiedzialność.

Rozmawiał Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o masakrowaniu "Znachora", najgorszych filmach na walentynki i polskich erotykach, które podbijają świat (a nie powinny). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Zobacz także
Komentarze (532)