"The Morning Show". Drugi sezon trzyma dystans [RECENZJA]
Jennifer Aniston i Reese Witherspoon powracają w serial "The Morning Show" na Apple TV+. Drugi sezon wypada blado w porównaniu do brawurowej, znakomitej pierwszej serii.
Decyzję o zrealizowaniu kolejnego sezonu podjęto bardzo szybko, zaraz po nominacji do dwóch Złotych Globów. Druga seria kontynuuje historię prezenterek porannego programu w amerykańskiej stacji telewizyjnej UBA, które powiedziały publicznie o nieprawidłowościach i przestępstwach seksualnych ich szefów. Podczas gdy Alex (Aniston) od tamtej pory żyje w odosobnieniu, Bradley (Witherspoon) i jej kolega Eric (Hasan Minhaj) prowadzą poranne show, mając nadzieję na szybki rozwój kariery. W tle Cory (Billy Crudup) z nową koleżanką Stellą (Greta Lee) próbują sprowadzić kanał na spokojniejsze wody po katastrofie Kesslera. Spadająca oglądalność przekonuje kierownictwo stacji do zaproponowania Alex powrotu do telewizji.
"The Morning Show" opiera się na wyrazistych psychologicznie postaciach, które w drugim sezonie próbują wyprowadzić stację z kryzysu, ale muszą zmierzyć się z kulturą anulowania, czyli odrzuceniem przez byłych przyjaciół i zwolenników po wygłoszeniu kontrowersyjnych opinii.
W fabule drugiego sezonu pojawiają się bardzo aktualne sprawy, jak pandemia koronawirusa (faktycznie przerwała prace na planie serialu), rasizm systemowy, wybory prezydenckie, tożsamość seksualna czy niebezpieczeństwo mediów społecznościowych. Jednak tym razem traktowane są powierzchownie, bez pogłębionej refleksji, co miało miejsce w pierwszym sezonie, który skupiał się głównie na akcji #MeToo.
Drugiej serii brakuje świeżości, a nawiązania do pandemii są męczące. W trzecim odcinku, dziejącym się na początku 2020 r., Daniel (Desean Terry) nadaje na żywo z Wuhan, gdzie wybuchł chaos związany z dystansowaniem społecznym. Tym samym odzwierciedlono tutaj powolną reakcję mediów na kryzys pandemiczny.
Jednak, co istotniejsze, dopiero w czwartym odcinku na antenę w atmosferze wielkiej fety powraca Alex, która za chwilę ma poprowadzić debatę prezydencką. Kolejne odcinki ujawniają też prywatne sekrety Bradley i ten wątek akurat wydaje się intrygujący. W przeciwieństwie do cukierkowych sekwencji ze skazanym na banicję Mitchem przebywającym na włoskich wakacjach.
W "The Morning Show" nadal pozostaje jednak to, co od początku było najciekawsze, czyli kontestowanie schematów funkcjonowania współczesnych mediów. Serial trafnie pokazuje zacieranie się granice pomiędzy prywatnymi tożsamościami bohaterów a ich kreacją medialną. Dobitnie ukazuje, że włączenie kamery czy nagrywania w telefonie nakłada filtr na prawdziwą rzeczywistość. Czy w końcówce drugiego sezonu poznamy prawdziwe oblicza Alex i Bradley?