Ten serial o szachach z Dorocińskim. Czy warto obejrzeć "Gambit królowej"?
30.10.2020 09:35, aktual.: 01.03.2022 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeśli chcecie zasiąść do nowego serialu Netfliksa z myślą "a, to ten z Dorocińskim, zobaczę, co tam zagrał" będziecie, przynajmniej po pierwszych kilku odcinkach, srodze zawiedzeni. Jeśli jednak macie do stracenia siedem godzin ciągiem, to odpowiednio wcześniej skorzystajcie z toalety, bo nie oderwiecie się od ekranu.
Gdy spojrzycie na listę polecanych produkcji w największym serwisie streamingowym, z pewnością dostrzeżecie, że "Gambit Królowej" bardzo szybko przedarł się do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych produkcji, obecnie plasując się przynajmniej na jednej z trzech pozycji medalowych. Nie tylko w Polsce zresztą. Patrząc na to, co pisze się o nim w internecie, aż trudno uwierzyć, że niemal cały świat zachwyca się ekranizacją wydanej blisko 40 lat temu powieści o genialnej szachistce.
I chociaż główna bohaterka to postać fikcyjna, stworzona na potrzeby książki przez Waltera Tevisa, nie jest tak bardzo oderwana od rzeczywistości jak inne postacie przez niego wykreowane. Tevis zapisał się bowiem w historii literatury bardziej jako autor powieści science-fiction (napisał m.in. "Człowieka, który spadł na ziemię" czy "Przedrzeźniacza"), ale to jego nieco bardziej stąpające po ziemi powieści, takie jak "Bilardzista" czy "Kolor pieniędzy", doczekały się udanych ekranizacji. Tę można jednak bez cienia wątpliwości obok nich postawić.
Gambit Królowej - zobacz zwiastun:
"Gambit Królowej" to historia dzieciństwa, dojrzewania i kariery Beth Harmon (w tej roli charakterystyczna Anya Taylor-Joy), niezwykle utalentowanej, ale wcześnie osieroconej dziewczyny, która radość życia odnalazła przy czarno-białym prostokącie podzielonym na 64 pola. I chociaż przez jego większość nie była zbytnio szczęśliwa - oprócz charakterystycznych dla epoki seksizmu, klasizmu i mizoginizmu, Harmon zmaga się na ekranie z uzależnieniem od leków psychotropowych i alkoholu - nie przeszkodziło jej to we wspięciu się na szczyt i stanięciu w szranki z szachowym arcymistrzem.
Tego ostatniego, Rosjanina Wasilija Borgowa, poznajemy dopiero w czwartym z siedmiu odcinków opowieści, choć to jego na ekranie możemy oglądać już w pierwszych sekundach pilota. Szczerze mówiąc, początek "Gambitu królowej" wygląda przez to nieco jak mrugnięcie okiem do polskiego widza, któremu Netflix potwierdza już na początku: "tak, to ten serial z Dorocińskim, ale musisz przebrnąć przez cztery godziny potyczek szachowych, by zobaczyć go na ekranie nieco dłużej". Bo to właśnie polski aktor portretuje na ekranie rosyjskiego szachistę.
Przez te cztery godziny czekania na Dorocińskiego, produkcja nie daje się nam jednak nudzić, mimo iż opowiada o "najmniej porywającej grze świata", jak szachy zwykli nazywać ignoranci na miarę autora tej recenzji. I w zasadzie trudno powiedzieć, co jest tego zasługą, bo historia sama w sobie przynajmniej na początku nie odstaje zbytnio poziomem od innych produkcji o uprzedmiotowieniu kobiet, sierocińcach i nastolatkach z problemami. Jest jednak w szeroko rozstawionych oczach Anyi Taylor-Joy coś, co nie pozwala oderwać od nich naszych.
Jest też doskonale oddany klimat lat 60. (ze wszystkimi jego, wspomnianymi tu już, wadami, ale też zaletami), wspaniała scenografia i fantastyczne zdjęcia, które z rozstawiania figur na szachownicy potrafią zrobić prawdziwy thriller. To ostatnie zresztą jest zasługą nie tylko operatorów, ale też czuwających nad wiarygodnością pojedynków zatrudnionych przy serialu konsultantów, pośród których nazwisko Garriego Kasaprowa może wydać się szczególnie znajome. Tak, to właśnie najsłynniejszy obok Bobby'ego Fischera szachista świata dopilnował, by żaden z pokazanych na ekranie ruchów nie przekłamywał rzeczywistości.
Oglądamy więc triumfalny pochód nikomu nieznanej nastolatki, która na swojej drodze zmiata z szachownicy cwaniakujących, pewnych siebie zadufków, którzy nie mogą uwierzyć, że z taką łatwością rozprawia się z nimi osoba, w ich mniemaniu, płci gorszej. Oglądanie tego, mimo iż do pewnego momentu mocno powtarzalne, jest jednak dziwnie satysfakcjonujące. Każde zwycięstwo Beth, każde jej oraz jej prawnej opiekunki przeskoczenie w drabince społecznej odbywa się z taką gracją, że widz staje się wręcz głodny kolejnych potyczek głównej bohaterki.
I chociaż mamy świadomość, że mocno eksponowane na ekranie, często przez nią zażywane środki psychotropowe w późniejszych odcinkach na pewno odcisną piętno na jej życiu, każdy jej triumf podsuwa nam myśl, że oto mamy do czynienia z niezwykłą wręcz superbohaterką. Szachową Wonder Woman, która w postaci granej przez Dorocińskiego znajdzie odpowiednik jej komiksowego adwersarza. Kto z ich batalii wyjdzie zwycięsko, przekonacie się jednak oglądając "Gambit królowej" do samego końca. Widzimy się za siedem godzin.