Szokujące zakończenie 3. sezonu "Sukcesji". O tym odcinku będzie mówić cały internet
I już. Trzeci sezon prawdopodobnie najlepszego serialu od czasu "Prawa ulicy" dobiegł końca. Na kolejny przyjdzie nam czekać przynajmniej kolejnych 12 miesięcy. I będą one zdecydowanie bardziej stresujące, niż oczekiwanie na ostatni odcinek, który minionej nocy miał swoją premierę na HBO.
Wiele można było spodziewać się po opóźnionej ze względu na pandemiczne zawirowania produkcji, ale na to, co stało się w jej ostatnim odcinku, nie był gotowy prawdopodobnie nawet najbardziej uważny widz "Sukcesji". A na końcową woltę nie była go w stanie psychiczne przygotować nawet wybitna końcówka sezonu drugiego, w której na pożarcie wilkom z Wall Street wystawił swojego ojca Kendall Roy (genialny Jeremy Strong).
Wszystkim, którzy uważali, że to on jest głównym bohaterem serialu Jesse’ego Armstronga, ten ostatni na przestrzeni dziewięciu najnowszych odcinków dobitnie udowodnił, że najważniejszą postacią wcale nie jest od lat próbujący wyszarpać od ojca władzę syn po przejściach, ale ów ojciec właśnie. Logan, głowa rodziny Royów, niepodzielnie panujący w międzynarodowej korporacji założyciel Waystar Royco, postawiony pod ścianą zaledwie kilka tygodni wcześniej, co rusz ocierający się o śmierć schorowany staruszek, nie bez powodu tak długo utrzymał się na szczycie, będąc postrachem wszystkich, próbujących wejść mu w paradę. I chociaż wielu, łącznie z jego sukcesorami, podda w wątpliwość podjętą przez niego w finale decyzję, wszyscy będą zgodni: Logan jest królem.
Wcielający się w niego Brian Cox w niedawnej, szeroko cytowanej wypowiedzi, wyraził zaniepokojenie stanem psychicznym Jeremy’ego Stronga, jego zdaniem zbyt mocno zgłębiającym emocjonalność Kendalla. Strong zdaniem starszego kolegi, ma mieć obsesje na punkcie kreowanego przez siebie bohatera, traktując tę rolę tak poważnie, jak swoje własne życie. "Martwię się o to, co takie podejście z nim robi. Jeremy jest na prostej drodze do szybkiego wypalenia. Kendall pochłania całą jego energię, ale rezultat tego zaangażowania jest nadzwyczajny i ze wszech miar doskonały", przyznał w materiale magazynu "The New Yorker".
Mimo olbrzymiego aktorskiego doświadczenia i roli jaką gra w "Sukcesji" to nie Cox, ale Jeremy Strong jest jedna bezsprzecznie największą gwiazdą "Sukcesji". Zauważyła i uhonorowała to w ubiegłym roku Amerykańska Akademia Sztuki Telewizyjnej nagrodą Emmy - jedną z dziewięciu, ale jedyną jak dotąd statuetką dla aktora występującego w hicie HBO. Po trzecim sezonie ich liczba z całą pewnością zostanie przynajmniej podwojona nie tylko na półce Amerykanina, który, nawiasem mówiąc, popisowo udźwignął porażający upadek swojego bohatera, ale też 75-letniego Szkota, który pierwszą i jedyną jak dotąd nagrodę telewizyjną odebrał równo 20 lat temu. Za to, co pokazał w "Sukcesji" należą mu się już przynajmniej dwie.
Zresztą nie tylko jemu. Praktycznie cała obsada "Sukcesji" zasługuje na wyróżnienie i wszystkie możliwe "telewizyjne Oscary", co udowadnia nie tylko, ale przede wszystkim finał sezonu trzeciego. Transformacja, która na przestrzeni 62 minut odcinka przechodzi większość z nich zasługuje na zerwanie się z kanapy i oklaskiwanie ekranu telewizora z chwilą pojawienia się na jego ekranie napisów końcowych.
Celowo nie piszę, co wydarzy(ło) się w ostatnim odcinku telewizyjnego arcydzieła. Teorii na jego temat, zwłaszcza po wyemitowaniu tego przedostatniego, pojawiło się przynajmniej kilka, dlatego nie chciałbym psuć czytelnikom zabawy, wskazując konkretne rozwiązanie fabularne, jakie zaproponował widzom twórca. Napiszę tylko, że każdy będzie po jego emisji wyczekiwać nadejścia, potwierdzonego już na szczęście, sezonu czwartego. Jestem pewien, że po tym, co pokazało HBO, teorii na temat dalszych losów bohaterów będzie przynajmniej tyle, ile wspomnianych Emmy wynotowanych w serwisie IMDb.
Jestem też absolutnie przekonany, wbrew temu, co napisałem we wstępie, że nie ma w tej chwili lepszego serialu niż "Sukcesja". A słowo "prawdopodobnie", którego wcześniej użyłem, po emisji ostatniego sezonu będę mógł gwoli formalności (i po kryjomu, tak żeby ślad po nim nie pozostał) z niego usunąć. "Sukcesja" to życie.