Pani Sylwia już nie wręcza kuferków. Sznuk zdradził sekret "1 z 10"
Czasy się zmieniają, twórcy programów telewizyjnych przechodzą samych siebie, by przyciągnąć uwagę widzów, a "Jeden z dziesięciu" prawie się nie zmienia. Prosta formuła popularnego teleturnieju pozostaje niezmieniona od 27 lat. Widzowie dostrzegli jednak pewną drobną zmianę, a Tadeusz Sznuk w końcu się do niej odniósł.
"Jeden z dziesięciu" pozostaje hitem TVP od 27 lat, choć patrząc na programy rozrywkowe konkurencyjnych stacji, teleturniej wydaje się być z innej epoki. W programie trzeba się wykazać ogromną wiedzą i błyskawicznym refleksem, by wygrać zaledwie 5 tys. zł (i pobyt w luksusowym hotelu dla dwóch osób). W wielkim finale na zwycięzcę czeka 40 tys. zł. Tyle samo można zgarnąć odpowiadając na cztery pytania w "Milionerach", gdzie ma się podpowiedzi i nieograniczony czas.
Surowość "Jeden z dziesięciu" nie przeszkadza jednak wielu uczestnikom, którzy zgłaszają się do kolejnych odcinków. TVP na oglądalność też nie może narzekać, bo program nie schodzi z anteny od prawie trzech dekad.
Przez długi czas na koniec każdego odcinka pani Sylwia wnosiła do studia "słodkie kuferki", jako symboliczne nagrody dla finalistów. W środku znajdowały się słodycze (bombonierki, cukierki w czekoladzie itp.) od producenta-sponsora. Ale to już przeszłość.
Teraz pani Sylwia obdarowuje finalistów torebkami prezentowymi z tajemniczą zawartością. Co się w nich znajduje? Tadeusz Sznuk w jednym z ostatnich odcinków rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Te pamiątki to, ponieważ państwo pytają, ciągle eleganckie zegarki... – zdradził prowadzący "Jeden z dziesięciu".