Stworzył dokument o TVN. Kim jest Marcin Tulicki?

Lubi ujawniać wrażliwe dane przeciwników rządu, nie lubi odpowiadać za to przed sądem. Uważany jest za wiernego propagandzistę PiS-u, TVN tropi od dawna. Kim jest Marcin Tulicki, gwiazda TVP, autor "Holdingu"?

Marcin Tulicki jest od dłuższego czasu blisko związany z TVP
Marcin Tulicki jest od dłuższego czasu blisko związany z TVP
Źródło zdjęć: © fot. screen z TVP
Przemek Gulda

20.12.2021 11:38

Znowu głośno o gwieździe państwowej telewizji, Marcinie Tulickim. Tym razem za sprawą jego filmu "Holding" (jego współautorem jest Samuel Pereira). Poświęcony historii TVN i jej biznesowym powiązaniom film został wyemitowany w niedzielę wieczorem w specjalnym, alarmowym trybie. W programie od dawna był film biograficzny o Zenku Martyniuku, ale władze TVP zdecydowały się zmienić ramówkę i zaprezentować jednostronny portret stacji, która jest dla publicznej telewizji największym wrogiem ideowym, ale i biznesowym. 

Propaganda rodem z Korei Północnej?

Szybko po projekcji na Twitterze pojawiły się mocne komentarze o Tulickim i jego pracy. Jedna z komentujących osób proponowała dziennikarzowi, żeby zajął się raczej "kulisami powstania imperium Rydzyka. Niech wyjaśni jego powiązania z Rosją - do roboty panie 'dziennikarzu'".

Inni pisali: "Tulicki w tym swoim paszkwilu zarzucił dziennikarzom TVN bogactwo, dobrą dykcję i dobre samopoczucie. Ojojoj" albo "Panowie Jacek Kurski, Pereira i Tulicki, pani Kania i Gargas realizują PRL-owską propagandę w demokratycznej Polsce. Nigdy nie przypuszczałem, że propaganda rodem z PRL powróci i że media publiczne zamienią się w ściek kłamstw, pomówień i oszczerstw."

Ktoś stwierdził natomiast z gryzącą ironią: "Bardzo dobry materiał; panie Tulicki, ma pan angaż gwarantowany", a poniżej zamieścił zdjęcie północnokoreańskiego dyktatora. 

Desant z Zagłębia

Kim jest autor dokumentu, Marcin Tulicki? Jedno jest pewne: jednym z nagłośniejszych dziś nazwisk na Woronicza. Trafił tam w styczniu 2016 r. jako członek kilkuosobowego "desantu" do flagowych "Wiadomości", zrzuconego tam przez Marzenę Paczuską, nową szefową redakcji, zaraz po tym, jak przejęła tę funkcję po Piotrze Kraśce. 

Tulicki nie był już wtedy postacią anonimową, jak niektóre osoby pojawiające się w TVP po przejęciu jej przez PiS. Do warszawskiej redakcji przeszedł z regionalnej TVP Katowice. Był tam reporterem lokalnych "Aktualności", relacjonując od czasu do dla głównego kanału wydarzenia rozgrywające się na Śląsku. Najsłynniejszy jego materiał z tego okresu dotyczył protestów przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej, przerwany po uderzeniu bryłą lodu operatora filmującego Tulickiego. Do zamieszek pod JSW, w czasie których służby porządkowe użyły broni gładkolufowej, lubiła w swoich wypowiedziach wracać Beata Szydło.

Sam Tulicki był także także twórcą autorskiego programu "Bez korekty". Do studia zapraszał dziennikarzy i dziennikarki lokalnych mediów, żeby komentować z nimi bieżące sprawy i najważniejsze wydarzenia. Wcześniej był dziennikarzem piszącym - pracował w "Wiadomościach Zagłębia". 

Właśnie z Zagłębiem, a dokładniej z Sosnowcem, związany jest od lat. Zawodowo i rodzinnie. I chętnie tam wraca. Prawie dokładnie rok temu media obiegła informacja o tym, że Tulicki pojawił się w II Liceum Ogólnokształcącym w tym mieście, żeby przeprowadzić prezentację o dziennikarstwie dla osób z klasy o profilu medialnym. 

Nie byłoby może w tym nic dziwnego - pomijając to, że Tulicki ma raczej opinię propagandzisty, a nie dziennikarza - gdyby nie to, że dyrektorką tej szkoły jest... Justyna Tulicka. I to nie przypadek, że nosi takie samo nazwisko - to żona brata dziennikarza, Rafała, który jest nauczycielem i uczy w tej samej szkole.  

Marcin "Nie pamiętam" Tulicki

Tulicki przyjechał na zajęcia z licealistami i licealistkami z Sosnowca w świeżo nabytej chwale zagranicznego reportera TVP - wrócił właśnie z Tbilisi, gdzie był przez jakiś czas korespondentem państwowej stacji. Ale wcale nie to jest głównym powodem jego dzisiejszej "popularności". Od lat słynie raczej ze skrajnie zideologizowanych materiałów, skutecznie realizujących rządową politykę informacyjną i przekazujących wizję świata, tworzoną w gabinetach na Nowogrodzkiej. 

Przykłady? Jest ich sporo. Najsłynniejsza była sytuacja, po której do reportera TVP przylgnęło przezwisko "nie pamiętam". To sformułowanie powtórzył wielokrotnie w sądzie, gdzie odpowiadał jako świadek w sprawie naruszenia dóbr osobistych. 

Chodziło o przygotowany przez niego materiał, dotyczący jednej z tzw. kontrmiesięcznic smoleńskich - cyklicznych demonstracji przeciwników PiS, ogranizowanych w kontrze do comiesięcznych obchodów związanych z katastrofą rządowego samolotu. Zatytułowany był "Ordynarna prowokacja". 

Jedna z osób pokazanych w materiale Tulickiego, Sławomir Nałęcz, pracownik Głównego Urzędu Statystycznego, wytoczył TVP proces. Po publikacji materiału został dyscyplinarnie usunięty z pracy za "niegodne urzędnika" zachowanie po godzinach. Reporter przed sądem nie mógł sobie przypomnieć podstawowych faktów związanych z przygotowanym przez siebie materiałem, m.in. kto go wysłał z ekipą, żeby zarejestrować kontrmanifestację i czy prosił o komentarz jej organizatorów. 

Tulicki od dawna zajmuje się TVN-em
Tulicki od dawna zajmuje się TVN-em

Wina Tuska 

To nie był zresztą pierwszy raz, kiedy Tulicki tak pokazywał w swoich materiałach różne osoby, że mogło to im zaszkodzić w pracy czy w życiu osobistym. Podobnie było w przypadku jego relacji z demonstracji pod siedzibą TVP po zamordowaniu prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza.

Tulicki przygotował materiał, w którym ujawnił wrażliwe dane osób, biorących w niej udział: ich nazwiska, miejsca pracy, a nawet informacje, za sprawą których można było ustalić ich miejsce zamieszkania. To była wspaniała pożywka dla hejterów, których dziś nie brakuje. 

- Musiałam odejść z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Pracownicy TVP nachodzili mnie w pracy. Przychodzili do dyrektora i pytali, czy mnie zwolni. Dostawałam obelżywe maile, telefony. Ilość hejtu i gróźb była ogromna. Raz nawet wezwałam policję, która pomogła mi wydostać się z pracy. Po prostu się bałam - opowiadała Elżbieta Podleśna, jedna z osób, której nazwisko pojawiło się w materiale Tulickiego.

Cała sprawa trafiła zresztą do sądu, który pytał Tulickiego, w jaki sposób weryfikował obecność 10 wymienionych w materiale osób. Dziennikarz TVP wyznał, że posłużył się jedynie materiałami, które znalazł w social mediach, ale na kolejne pytania sądu w tej kwestii nie potrafił już odpowiedzieć.

"A za PO..."

O politycznych sympatiach Tulickiego czy może raczej - skutecznym realizowaniu politycznych zleceń i zaleceń, świadczył też materiał, którzy przygotował w maju 2017 roku. Chodziło o śmierć Igora Stachowiaka we wrocławskim komisariacie.

Reporter nie skupił się jednak bynajmniej na przyczynach tragicznego zdarzenia i nieprawidłowościach pracy policji. Niemal połowa materiału poświęcona była natomiast krytykowaniu... PO, za to, że za rządów tej partii także zdarzały się przestępstwa popełniane przez policję.

TVN od dawna był "konikiem" Tulickiego. TVP już wcześniej publikowała jego materiały, poświęcone konkurencji. Choćby w kwietniu, kiedy dziennikarz dowodził w swoim reportażu powiązań między stacją a... dawnymi służbami PRL. Chodziło o to, że były sekretarz programowy TVN Milan Subotić przyznawał się do kontaktów z wywiadem wojskowym PRL, dyrektor programowy Edward Miszczak był członkiem PZPR, a Jan Wejchert i Marcin Walter mieli - podobno - mieć kontakty ze służbami specjalnymi.

"Holding" jest ukoronowaniem jego wieloletniego śledztwa i materiałem, który idealnie pasował TVP, żeby jakoś "przykryć" fakt, że w całej Polsce tysiące ludzi protestowało w niedzielę przeciwko ustawie uderzającej w TVN. Pasował tak bardzo, że fanki i fani Zenka Martuniuka nie mogli zobaczyć filmu o swoim idolu. Ale znając TVP nie będą musieli długo na to czekać. 

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (700)