Stał nago przed kamerami. Jego ciało miało nie przypominać ludzkiego. Aktorzy dzielą się kulisami "Sandmana"

- Podczas pierwszych kilkudziesięciu minut Sen jest kompletnie nagi i nie wypowiada ani jednego słowa. Zbudowanie takiej sylwetki boskiej istoty nie było łatwe - mówi Tom Sturridge, gwiazda "Sandmana", nowego hitu Netfliksa. Razem z Vivienne Acheampong, serialową Lucienne, zdradzają kulisy produkcji.

Tom Sturridge wciela się w tytułowego Sandmana
Tom Sturridge wciela się w tytułowego Sandmana
Źródło zdjęć: © Netflix
Magdalena Drozdek

Jak zareagowaliście, gdy dowiedzieliście się, że trafiliście do obsady "Sandmana"? Jak zareagowali na was ultrafani komiksów i tej historii?

Vivienne Acheampong: Byłam w szoku. Mówiąc bardzo dyplomatycznie. Biegałam po mieszkaniu i krzyczałam z ekscytacji. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje i właściwie dalej towarzyszy mi to uczucie. Stałam się częścią tej niesamowitej ekipy i projektu, na który wszyscy czekali. Wydaje mi się, że reakcje fanów komiksów były pozytywne. Nie dotarły do mnie negatywne komentarze.

Tom Sturridge: Powiedzieć, że jestem fanem komiksów, to mało. Jestem fanatykiem. Przejmuję się tymi komiksami, tą historią. Gdy dowiedziałem się, że będę mógł pracować z Neilem Gaimanem, byłem wniebowzięty, ale jednocześnie przerażony. Bo jako fan wiedziałem, że miliony osób bardzo kochają te komiksy i będą bały się dostać coś słabego. Ich reakcje? Prawda o mnie jest taka, że jestem lebiegą, jeśli chodzi o nowe technologie i kompletnie nie miałem jak obserwować tego, jak ludzie zareagowali po ogłoszeniu obsady. Pewnie dramatycznie.

Vivienne: Wcale nie!

Co radził wam Neil, gdy zaczęliście pracować nad serialem?

Tom: Żebyśmy wierzyli w siebie i nie wątpili, dlaczego tu jesteśmy. Dla mnie było też ważne to, jak uchwycić głos postaci, którą przecież tak dobrze znam z komiksów, z tysięcy stron, a nigdy jej nie słyszałem. Co powiedział Neil? Że Morfeusz brzmi tak jak głos w mojej głowie, który prowadzi do snu i jest przewodnikiem w sennych marzeniach. Sandman musi być jednocześnie stanowczy, niebezpieczny, ale i pociągający na tyle, żebyś chciał za nim iść.

Vivienne: Sandman to ikona popkultury. Adaptowanie postaci to ogromna odpowiedzialność i chcesz wypełnić swoje zadanie najlepiej, jak tylko potrafisz. To potrafiło przytłoczyć. Neil powtarzał: "Zaufajcie sobie. Dostrzegliśmy coś w was i chcemy właśnie was". To niezwykle wyzwalające dla aktora.

Mówimy dziś dużo o spełniających się snach, ale co było koszmarem? Co było najtrudniejsze w pracy nad tą serią?

Vivienne: Wspominałam, że byłam przerażona odpowiedzialnością i tym, że będziemy adaptować ikonę, ale prawda jest taka, że ja byłam podekscytowana każdego dnia, gdy szłam do pracy. Świat już był stworzony. Postaci były znane. Wystarczyło wejść w to i cieszyłam się każdą minutą procesu powstawania "Sandmana".

Tom: Bardzo trudny był pierwszy dzień na planie, w którym doszło do mnie, że naprawdę to robimy i jaka ciąży na mnie odpowiedzialność. Trzeba było w końcu to zagrać! Jest w jednym z pierwszych odcinków taka scena, w której Sen spotyka Mojry i prosi je o wskazanie miejsca, w którym znajdują się jego zaginione artefakty.

Kręciliśmy to w kamieniołomie na południu Wielkiej Brytanii. Lało tak, że woda zaczęła zalewać kamieniołom. Ekipa stała w wodzie, która sięgała im do bioder. W którymś momencie ktoś przytomnie stwierdził, że trzeba kończyć zdjęcia, bo inaczej się potopimy.

Niezwykle trudna była fizyczność mojej roli. Podczas pierwszych kilkudziesięciu minut Sen jest kompletnie nagi i nie wypowiada ani jednego słowa. Zbudowanie takiej sylwetki boskiej istoty nie było łatwe i zajęło mi miesiące.

"Sandman"
"Sandman"© Netflix

Jak się przygotowywałeś?

Tom: Wracałem do komiksów. Chciałem odtworzyć jego fizyczność. Sen przypomina kogoś, kto stracił już swoje własne ciało i jest tylko skórą i kośćmi, a jednak zostaje w nim ta boska postura. To właśnie chciałem osiągnąć… Co jest bardzo proste oczywiście, bo wystarczy nic nie jeść tygodniami i trenować codziennie przez pięć godzin na siłowni. Żarty na bok – chciałem, by Sen nie wyglądał jak atleta ani jak zwykły człowiek, a nadprzyrodzona istota.

Sen jest nadprzyrodzonym bytem, ale też ma w sobie wiele z człowieka. Jak tworzyło się taką postać, gdzie trzeba żonglować tymi dwiema naturami: ludzką i boską?

Tom: To żonglowanie jest kluczem do tej postaci. Jako Nieskończonym, ma pieczę nad wszystkimi snami i marzeniami każdej istoty na świecie. Skoro znasz wszystkie marzenia, to doskonale rozumiesz naturę ludzi, istot. Przez to wydaje mi się, że jest niezwykle empatyczną postacią. Wie, co ludzie czują. Przez to, że ma tak potężną moc i odpowiedzialność, musi być dla siebie ostry. Dusi w sobie wszystkie emocje, nie okazując kompletnie żadnych.

Wielu fanów komiksów z pewnością ucieszy się, że dostają scenę walki Snu z Lucyferem. Opowiesz o kulisach?

Tom: Nie chcieliśmy, by to był festiwal CGI, popisów efektów specjalnych, tylko żeby te sceny fantasy były nakręcone z wielkim smakiem. W przypadku sceny z Lucyferem mogliśmy iść na całość, ale reżyser, który odpowiadał za ten odcinek, wynajął studio i pomalował je całe na czarno. Mieliśmy na planie prawdziwego konia, wilka i orła. Gra się zupełnie inaczej, gdy czuje się niebezpieczeństwo czające się od prawdziwych bestii, które stoją zaraz obok. Ale i sama konfrontacja z Lucyferem była niesamowita. Stanie naprzeciwko Gwendoline Christie wypowiadającej te teksty, było pięknym, niezapomnianym doświadczeniem.

"Sandman"
"Sandman"© Netflix

Vivienne, co myślisz o tym, że twoja postać jest feministką z ogromnymi wpływami w swoim wymiarze?

Vivienne: To wspaniała postać. Wierzy w Morfeusza i to, co robi. Jest niezwykle dobra, mądra, lojalna i chce jak najlepiej dla Śnienia i Morfeusza. Co jest w niej fascynujące to to, że nawet jeśli coś się jej nie podoba i chce się wycofać, robi to z ogromnym wyczuciem, bo szanuje Morfeusza. To jest naprawdę niezwykła postać i czuję się uprzywilejowana, móc ją zagrać.

Co jest najciekawsze w relacji Morfeusza i Lucienne?

Vivienne: Nie ma wątpliwości, że to Morfeusz ma tu władzę. Jednak jest między nimi zrozumienie i szacunek, który wyciągnięty jest żywcem z komiksów. Lucienne rozumie, jak ważna jest praca Snu i jak kluczowe dla istnienia świata jest Śnienie, które jest niemal świętym miejscem. Gdy Morfeusz wraca po brutalnym uwięzieniu, ona jedyna wie, co musi zrobić, by przywrócić blask swojemu królestwu. Widzi też, co dziesiątki lat niewoli zrobiły z nim, jak go wypruły z emocji. Jest jego sumieniem i przypomnieniem, kim naprawdę jest Morfeusz.

W rozmowie uczestniczyli dziennikarze kilku europejskich redakcji.

Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)