Smutny kraj, Polska
Intryga jest prosta. Oto dwóch mężczyzn w podobnym wieku i podobnym momencie życia. Odnoszący sukcesy biznesmen ma ciężko chorego syna. Losy jego firmy, a także życie dziecka, zależą od wygranego przetargu. Trudności sprawia tylko uczciwy urzędnik, nieskory do współpracy i przymykania oczu. Wierzący w uczciwość i pracowitość, odmawia ominięcia przepisów.
10.10.2013 | aktual.: 08.11.2013 11:51
Rozgrywającą się pomiędzy tymi dwoma postaciami historię poznajemy dzięki epizodom ułożonym niechronologicznie. Decydującym się na taki sposób podania fabuły autorom do końca udaje się utrzymać zainteresowanie czytelnika, bardzo jednak komplikują pracę recenzentom - o koniec końców nieskomplikowanej fabule nie sposób pisać tak, by nie zepsuć czytelnikowi niespodzianki. Napiszę więc tylko, że rozwiązanie nie rozczarowuje. Bezsensowne, zdawałoby się sceny zyskują znaczenia. Układanka łączy się w spójną całość.A finał, choć nie przejdzie do historii polskiego komiksu, porusza akurat tak bardzo, jak powinien.
Jeżeli mimo mojej powściągliwości wydaje się państwu, iż zdradziłem zbyt wiele, proszę się nie zniechęcać - kryminalna intryga "Psychopoland" to tylko najbardziej oczywista warstwa. O wiele ciekawsze od odpowiedzi na pytanie: "kto i dlaczego zabija?" są upchnięte do albumu przemyślenia na temat Polski pierwszej dekady XXI wieku.
Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, jeżeli napiszę, że kraj nad Wisłą w interpretacji Chmiela (odpowiedzialnego za historię, nigdzie w albumie nie pada nazwisko autora) i Piotra Białczaka (współpraca przy scenariuszu i rysunki) to depresyjny, brzydki kraj, w którym naprawdę trudno żyć. Zasyfione podwórka, ulice obklejone tandetnymi reklamami, brzydcy, niemili ludzie, powszechne przemoc i chamstwo - "Psychopoland" zasługuje na swój tytuł przypominając nam, jak odrażająca potrafi być otaczająca nas rzeczywistość.
Ważniejsze jednak niż znajome dekoracje wydają się być równie znajome (a dużo bardziej złowieszcze) siły kształtujące los bohaterów. W świecie wykreowanym przez Chmiela i Białczaka ludzie wciąż odbijają się od bezdusznych urzędów - niemrawej policji, której funkcjonariusze nie potrafią nawet zapamiętać nazwiska ofiary; i źle działających urzędów egzekwujących wadliwe przepisy i awansujących skorumpowanych cwaniaków. Nawet pojawiający się na moment szpital przedstawiony zostaje chłodno. Na korytarzach leżą pacjenci, dla których zabrakło miejsc, przed budynkiem wszystko jest rozkopane, choć nie widać, by jacyś robotnicy prowadzili remont, a o żartującym rubasznie personelu naprawdę trudno myśleć pozytywnie.* To kraj smutnych ludzi wiodących smutne życia, państwo promujące cwaniactwo i nieuczciwość*, którego obywatele zadowalają się najprostszymi przyjemnościami (chociażby wegetowaniem przed telewizorem) zapominając nie tylko o aspiracjach, ale i człowieczeństwie. Chemiel i Białczak mówią to zresztą wprost,
wkładając swoje smutne przesłanie ("Banda niewolników. Wystarczyło zmienić piramidy na szklane biurowce") w usta pozbawionego skrupułów bandyty, najprawdopodobniej gwałciciela.
Ciekawe wyniki daje próba konkretnego umiejscowienia akcji. Wszechobecne rury, kable i metalowe konstrukcje wskazywałyby na jakieś przemysłowe miasto - chociażby Łódź. Szerokie drogi i ich wielopoziomowe skrzyżowania sugerują Warszawę. Zaś widoczne w jednej ze scen żurawie stoczniowe przemawiają za Gdańskiem. Ważny epizod rozgrywa się też na prowincji, w domku pośród leśnej głuszy. Wychodzi więc, że "Psychopoland" rozgrywa się w polskim nigdziebądź, uniwersalnym, wielkim mieście. Jakby autorzy sugerowali, że taka historia może przydarzyć się wszędzie, każdemu.
Ponury klimat świetnie budują rysunki Białczaka. Grubo nakładany tusz przydaje im ciężkości, sprawia, że trzeba się przez nie przebijać. Świetne wrażenie robią też odpychające twarze niemal wszystkich bohaterów - nawet piękne kobiety, mają tu w sobie coś szpetnego, odstręczającego. Uderzające fizyczne podobieństwo głównych bohaterów może być mylące (a przez moment nawet irytujące), wydaje się jednak, że to zabieg celowy. Białczak stawia między mężczyznami znak równości, pokazuje, jak niewiele ich różni. Rozumiem tę decyzję, trudno się z nią jednak zgodzić. Podobnie jak trudno pogodzić się z padającym w finale usprawiedliwieniem dla czynów jednego z nich. Budowane porównanie jest fałszywe, winy obu się nie równoważą, kat pozostaje katem, a ofiara ofiarą - nawet jeżeli nie ma krystalicznie czystego sumienia.
"Psychopoland" nie stanie się raczej klasykiem polskiego komiksu. Za dużo tu skrótów, uproszczeń i zapożyczeń z amerykańskiego kryminału. Ale przegapienie albumu Chmiela i Białczaka byłoby błędem. To wciągająca, świetnie poprowadzona historia, w której równie ważne co kryminalna intryga jest miejsce akcji, Polska.