Serial TVN polską odpowiedzią na "Sherlocka" i "Tabu"? Recenzja 1. odcinka "Belle Epoque"
Na antenie TVN zadebiutował jeden z najbardziej wyczekiwanych seriali ostatnich miesięcy. "Belle Epoque" to kostiumowy kryminał w gwiazdorskiej obsadzie. Twórcy postanowili od samego początku zadziwić widzów i to nie tylko rozmachem, z jakim nakręcili opowieść osadzoną na początku XX wieku. Zaskoczył wysoki budżet serii, dobór części obsady i osoba współautora scenariusza, którym, jak się okazało, jest lubiany przez publiczność aktor. Czy także prezentowana na ekranie historia to coś, czego jeszcze nie było w polskiej telewizji?
16.02.2017 | aktual.: 16.02.2017 07:55
Wrażenie zrobiła już sama otoczka związana z promocją premierowej serii TVN. Oprócz standardowych zwiastunów produkcji, klip wiosennej ramówki stacji utrzymano w klimacie "Belle Epoque". Oryginalne i jednocześnie zabawne wideo potwierdziło, że serial z Pawłem Małaszyńskim na czele ma być chlubą nadchodzącego sezonu. Zainteresowanie potencjalnym hitem wzrosło jeszcze bardziej, gdy wyszło na jaw, że jednym z jego scenarzystów jest Marek Bukowski - ten sam, którego widzowie pokochali jako doktora Piotra Gawryłę w "Na dobre i na złe".
Atmosferę wokół serii dodatkowo rozgrzały pojawiające się mediach doniesienia o podobieństwie propozycji TVN do znanych z telewizji produkcji, jak "Ripper Street", "Peaky Blinders" czy najnowszej hitu HBO pt. "Tabu". Marek Bukowski zapewnił za pośrednictwem mediów społecznościowych, że "Belle Epoque" to "oryginalna, polska produkcja, niezależna i samoistna. A jeśli przypomina coś dobrego, to się chwali". Zatem czyje losy przedstawia jego debiutancki serial?
Głównym bohaterem jest Jan Edigey-Korycki. Mężczyzna powraca do Krakowa po dziesięciu latach, by rozwiązać zagadkę śmierci matki. Wiemy o nim niewiele, oprócz tego, że pochodzi ze szlacheckiej rodziny, w jego żyłach płynie nie tylko polska krew, a ostatnie lata spędził na morzu. Dlaczego wyjechał? O tym publiczność dowiaduje się już w pierwszych scenach. Wtedy też poznajemy byłą ukochaną Jana - Konstancję, w którą wciela się Magdalena Cielecka. Jak na razie tajemnicą owiane są szczegóły ich relacji. Te odkryjemy zapewne później. Fabuła premierowego epizodu skupia się bowiem niemal wyłącznie na sprawie niewyjaśnionych morderstw.
Korycki okazuje się polskim Sherlockiem Holmesem. Dzięki zdolnościom dedukcji udaje mu się wpaść na trop poszukiwanego zabójcy. Jak łatwo się domyślić, każdy z dziesięciu odcinków pierwszego sezonu będzie skupiał się na innej zbrodni. A to jest sporym rozczarowaniem dla tych, którzy liczyli na produkcję na miarę "Belfra". O wiele ciekawsze byłoby rozciągnięcie sprawy tajemniczych mordów na kolejne epizody, co dodałoby całości aury niepokoju związanego z grasującym po mieście złoczyńcą.
Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się zakończyć tzw. cliffhangerem premierowej odsłony przygód Jana. W tym miejscu aż prosi się, by nawiązać do ważnego wydarzenia z pierwszych scen, gdy widzowie mogli zobaczyć, jak Korycki zostaje wrobiony w coś, czego nie zrobił. Oby w dalszej części historii nie zapomniano o tym istotnym wątku, mogącym zmienić losy bohatera i pchnąć je w interesującym kierunku.
Dla Pawła Małaszyńskiego występ w kryminalnej produkcji miał być szansą na pokazanie swojej mrocznej strony i oderwanie od dawnego wizerunku etatowego przystojniaka. Wiadomo, że jego nazwisko przyciągnie przed telewizory zapewne wiele pań tęskniących za Maksem Kellerem z "Lekarzy" czy Piotrem Korzeckim z "Magdy M.". Te się nie zawiodą, bo ich ulubieniec nawet pod płaszczykiem wytatuowanego zakapiora, który poznał blaski oraz cienie życia na statku, wciąż jest dżentelmenem i trudno mu to ukryć.
Świetnie sprawdził się za to Eryk Lubos - w serii odtwórca Henryka Skarżyńskiego prowadzącego wraz z siostrą laboratorium kryminalistyczne, a prywatnie będącego przyjacielem Jana. Kojarzony ostatnio ze "Sztuką kochania" artysta po raz kolejny udowodnił, że ma ogromny talent i bardzo dobrze prezentuje się w stroju sprzed stu lat. Nie można zapomnieć o Annie Próchniak, czyli serialowej Weronice Skarżyńskiej - siostrze Henryka. Młoda aktorka idealnie wpasowała się w historię, w której spokojnie mogłaby odegrać o wiele większą rolę.
Zaskoczeniem jest kreacja Olafa Lubaszenki, wcielającego się w Rudolfa Jelinka. To on wprowadza do serii element komediowy. Co prawda, grany przez gwiazdę komisarz policji jest lekko przerysowaną postacią, ale wciąż najbarwniejszą z tych, które pojawiły się dotychczas na ekranie. Nie wiadomo jeszcze, jak wypadnie Magdalena Cielecka i Weronika Rosati - obie pojawiły się w pierwszym odcinku zaledwie przez chwilę, nie mając szansy pokazać tego, na co je stać.
Nikt oficjalnie nie mówi, ile pieniędzy włożono w realizację serialu. Gołym okiem dostrzec jednak można, że chodzi o wielkie sumy. Produkcja zadbała o to, by jak najlepiej oddać klimat poprzedniej epoki i na tym nie oszczędzała. Widać to w strojach sprowadzonych z Londynu, zrobionych na zamówienie kapeluszach, wnętrzach i odpowiednio postarzonych ulicach. Na potrzeby serialu zbudowano nawet ponad 800 m2 dekoracji na hali, a większość rekwizytów została wypożyczona z prywatnych kolekcji i muzeów z całego kraju.
Zapomniano tylko o jednym - o dostosowaniu jasności obrazu do mrocznej aury prezentowanej opowieści. Podobnie, jak w przypadku serialu "Tabu", świetnie sprawdziłaby się tu gra półcieni, dodająca kadrom autentyczności. Inaczej odnosimy wrażenie, że weszliśmy do hermetycznego świata pozbawionego brudu i zgnilizny, nie tylko namacalnej, ale także tej duchowej. Jednym słowem - jest za ładnie i zbyt idealnie.
Mimo tego nie można zaprzeczyć, że pod względem wizualnym "Belle Epoque" wyróżnia się na tle konkurencji. Ma szansę przypaść do gustu fanom produkcji takich, jak "Ojciec Mateusz". To dobra wróżba, zwłaszcza patrząc na niemal niesłabnącą od lat popularność telewizyjnego detektywa. Nie zawiodą się osoby lubiące niezbyt skomplikowane kryminalne zagadki, które każdy jest w stanie sam rozwiązać. Wszystko teraz zależy od tego, czy w kolejnych odcinkach zostanie rozwinięty wątek przeszłości głównego bohatera. Warto dotrwać do finału sezonu, by się o tym przekonać. W końcu "Belle Epoque" to dobrze zrealizowany serial, który przyjemnie się ogląda. Pytanie: czy uda mu się w pełni wykorzystać swój potencjał?
Tu pobierzesz za darmo aplikację Program TV:
src="https://d.wpimg.pl/1031600158-1003293454/aplikacja.png"/> src="https://d.wpimg.pl/457701298--1013396447/aplikacja.png"/>