Sebastian Wątroba o kulisach pracy na planie seriali kryminalnych: "Wiele scen było po prostu oderwanych od rzeczywistości"
Sebastian Wątroba, którego widzowie doskonale znają z takich seriali jak "W-11" i "Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny", w wywiadzie dla Wirtualnej Polski przyznał, jak bardzo policyjna rzeczywistość różni się od tego, co widzowie oglądają na ekranie. Nie ukrywał, że często na jego twarzy pojawiał się kpiący uśmieszek, gdy widział to, z czym przyszło się mierzyć serialowemu stróżowi prawa. Oprócz tego, opowiedział nam o wpadkach na planie i zdradził, że niezwykle rzadko korzystał na planie z pomocy kaskadera.
10.11.2016 | aktual.: 10.11.2016 11:53
Anna Ryta: Kim pan chciał zostać w dzieciństwie? Od zawsze marzył pan o byciu policjantem?
Sebastian Wątroba: Pamiętam, że będąc dzieckiem, chciałem zostać żołnierzem. Być może wpływ na to miał kultowy serial "Czterej pancernych i pies". Dopiero w szkole średniej postanowiłem, że zielony kolor munduru to nie dla mnie i zostanę policjantem. Tak też się stało.
Jakie najgroźniejsze sytuacje w pracy z policji pan pamięta? Jako że pracował pan w pionie kryminalnym, z pewnością było tego sporo.
Przez tyle lat służby takich sytuacji było bardzo dużo. Zdarzało się, że najgroźniejszymi sytuacjami okazywały się te, które z pozoru wydawały się "proste" do wyjaśnienia np. domowa interwencja, gdzie z małej awantury nagle robi się poważna sprawa, w której zagrożone jest życie lub zdrowie drugiej strony. O ile można przewidzieć zachowanie groźnego przestępcy, którego mamy zatrzymać, zakładamy, czego możemy się spodziewać, tak czasem nie da sie przewidzieć, jaki rozwój wydarzeń nastąpi np. podczas zatrzymania osoby niezrównoważonej psychicznie, czy też nietrzeźwego awanturnika. Zawsze należy być przygotowanym na różne scenariusze.
W każdej sytuacji potrafi pan zachować zimną krew?
Nie wiem. Do tej pory tak było. Myślę, że służba w policji uodporniła mnie na wiele sytuacji. Trochę już w życiu, zarówno zawodowym jak i osobistym, przeżyłem i widziałem, a to na pewno pozwala lepiej poznać siebie i swoje reakcje w różnych okolicznościach.
*Jak zatem trafił pan do telewizji? *
To był zupełny przypadek. Któregoś dnia w czerwcu 2004 roku na tablicy informacyjnej w moim komisariacie pojawiła się informacja, że TVN ogłosił casting do nowego serialu i wśród zawodowych policjantów poszukuje chętnych do udziału w tym projekcie. Zażartowałem sobie wtedy do mojego komendanta, żeby zabrał ode mnie wszystkie sprawy służbowe, którymi sie wtedy zajmowałem, bo w sobotę jadę na casting i od poniedziałku zmieniam zawód na aktora. On, znając moje poczucie humoru, powiedział tylko: "A jedź!". No to pojechałem. Tak to się zaczęło.
Jak wyglądał pana pierwszy dzień na planie? Pamięta pan swoją pierwszą scenę?
Pierwszego dnia nigdy nie zapomnę. Mieliśmy z moją serialową partnerką, Joanną Czechowską, powiadomić właścicielkę sklepu o śmierci jej męża. Niestety, w życiu zawodowym miałem obowiązek kilkukrotnie przekazywać tego typu tragiczne wiadomości i jest to bardzo trudne. Teraz miałem taką sceną odegrać przed kamerami otoczony tłumem ludzi z ekipy filmowej. Nie powiem, kolana mi sie trochę zatrzęsły i głos zadrżał, ale daliśmy radę. Z biegiem czasu i kolejnych scen nabieraliśmy doświadczenia przed kamerą i było dużo łatwiej.
Czy to prawda, że dla pracy w telewizji zrezygnował pan z dalszej kariery w policji?
To nie do końca tak. Serial cieszył sie takim powodzeniem, że w pewnym momencie po 5 latach produkcji tak naprawdę zdałem sobie sprawę, że nie mam już możliwości powrotu do czynnej służby w policji. Nie było już szans powrotu do pracy operacyjnej, a niespecjalnie widziałem siebie w innym wydziale. Decyzja mogła być tylko jedna - zakończyłem służbę w policji i zostałem aktorem.
Choć przebywa już pan na policyjnej emeryturze, bardziej czuje się pan jeszcze policjantem, czy już aktorem?
Ostatnie 12 lat to głównie praca na planie serialu "W-11", a obecnie innych produkcji filmowych. Oprócz serialu "Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny", w którym pojawiam się jako podinspektor Arkadiusz Zimny, miałem również okazję zagrać mały epizod u boku Piotra Adamczyka, wcielając się w rolę kaprala - ogniomistrza artylerii Wojska Polskiego w filmie "Dywizjon 303", którego premiera kinowa planowana jest na jesień 2017 roku. Dodatkowo jeszcze w tym roku pojawię się w wątkach kryminalnych w dwóch innych produkcjach. Oczywiście dla odmiany grając... policjanta. Otrzymałem również propozycję zagrania jednej z głównych ról - komisarza Wojciecha Parskiego, szefa specjalnego oddziału policji w serialu "Supresja", który będzie realizowany przez SPJ Media. Jest to bardzo ciekawy pomysł na serial i mam nadzieję, że uda się go zrealizować - pomimo trudności, bo jest to produkcja niezależna. Jednym słowem mówiąc, wykonuję zawód aktora.
Wiedząc, jak wygląda praca prawdziwego policjanta, nie pojawiał się czasem na twarzy kpiący uśmieszek, gdy widział pan to, z czym przyszło się mierzyć serialowemu stróżowi prawa?
Czasem? Na początku w ogóle nie mogłem się przyzwyczaić do tego, co mamy robić na planie jako serialowi policjanci. Ciężko było się przestawić, reżyserzy musieli nas ostro hamować. Wiele scen było dla mnie po prostu oderwanych od rzeczywistości. No ale istnieje prawda czasu i prawda ekranu. To był serial oparty na konkretnym fikcyjnym scenariuszu, a my staliśmy się aktorami. Trudno jest pokazać taką prawdziwą policyjną rzeczywistość. Są seriale lub filmy, gdzie udało się to zrobić w lepszym lub gorszym stopniu.
Co najbardziej lubi pan w pracy aktora?
To, że jak się coś nie uda w scenie, to zawsze można zrobić dubla danego ujęcia. A tak na serio, jest to bardzo ciekawy zawód, chociaż nigdy o nim nie marzyłem. Tak się po prostu stało, że zostałem aktorem - amatorem. Fajne w tym zawodzie jest to, że dziś grasz policjanta, jutro możesz zagrać bandytę, kreujesz jakąś postać, współtworzysz opowieść. Dla mnie przede wszystkim jest to przygoda. Chyba nie ma niczego takiego, co drażniłoby mnie w tym zawodzie.
Czy korzystał pan z pomocy kaskadera na planie serialu?
Na planie serialu "W-11", który realizowany był przez dziesięć lat, miałem okazję spędzić łącznie ok. 1250 dni zdjęciowych, realizując w tym czasie 500 odcinków. Właściwie na palcach jednej ręki mógłbym policzyć sceny, w których zastępował mnie kaskader. Oczywiście przez cały czas w trudnych scenach mieliśmy asekurację ze strony kaskaderów i wielkie dzięki im za to. Na planie "W-11" pracowaliśmy z bardzo fajnym zespołem i wszelkie sceny np. walk, dzięki temu przebiegały bardzo sprawnie. Wiele z nich jak np. pościgi samochodowe, gonitwy, skoki z wysokości to normalka w codziennej służbie, więc mieliśmy już jakieś przygotowanie.
Jakie nieprzewidziane sytuacje i wpadki pamięta pan z planu?
Przez tyle lat było tego trochę. Z reguły były to zabawne sytuacje. Pamiętam, jak nagrywaliśmy scenę podjęcia okupu przez porywacza w dużym centrum handlowym. Młody chłopak (porywacz) po zabraniu z kosza na śmieci pakunku z pieniędzmi, zaczął biec co sił w nogach w stronę drzwi wyjściowych. My oczywiście za nim, krzycząc: "Stój, policja! Zatrzymaj się!". Nagle na jego drodze stanęła klientka sklepu, która kompletnie nie zauważyła, że znalazła się w wyznaczonej strefie planu filmowego i chcąc nam pomóc, zdzieliła uciekającego z całej siły w plecy trzymaną w ręce torebką. Cios był na tyle celny, że wytrącił chłopka z równowagi i położył na ziemi. Zamiast zatrzymać naszego serialowego sprawcę, musieliśmy go ratować przed tą panią, która postanowiła jeszcze tą torebką dać nauczkę łobuzowi. Cała sprawa skończyła się uśmiechem i wspólnym zdjęciem.
Trudniej być policjantem, czy zagrać policjanta?
Zdecydowanie trudniej być policjantem. W tej pracy nie ma miejsca na duble.
Czy doświadczenie nabyte przez wiele lat pracy w policji bardziej panu pomaga, czy przeszkadza w grze na planie kryminalnego serialu?
Obecnie pomaga, ale na początku zdarzało się, że przeszkadzało. Przede wszystkim musieliśmy nauczyć się mówić innym językiem. Wiele zwrotów, którymi posługiwaliśmy się w codziennej służbie, byłoby po prostu niezrozumiałe dla widza lub nieemisyjne. Musieliśmy w scenach zatrzymania naszych serialowych przestępców trochę złagodnieć, żeby komuś nie zrobić krzywdy. Natomiast wiele zachowań, reakcji czy nawet sposobu poruszania się z bronią wykonywanych było przez nas automatycznie i to akurat pomagało, gdyż przez to byliśmy wiarygodni. Obecnie zarówno doświadczenie zdobyte w policji jak i te przed kamerą jest mi bardzo pomocne na planie.
Jak zareagował pan na rosnącą z dnia na dzień popularność?
Popularność serialu wszystkich nas zaskoczyła. Na początku czułem się bardzo niezręcznie w sytuacji, gdy ktoś prosił mnie o wspólne zdjęcie czy też autograf. Ale szybko przyzwyczaiłem się do tego, że to idzie w parze z naszą rozpoznawalnością. Zresztą, ja lubię ludzi i chętnie w takich chwilach porozmawiam, pożartuję. Woda sodowa nie uderzyła mi do głowy.
Na planie serialu "Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny" występuje pan m.in. z Markiem Włodarczykiem. Jak układa się ta współpraca?
Praca z Markiem Włodarczykiem to sama przyjemność. Jest to po prostu zawodowiec i wiele można sie od niego nauczyć - nawet tylko go podpatrując. Już pierwszego dnia, kiedy spotkałem się z Markiem w garderobie, śmialiśmy się, że przedstawiciele "Kryminalnych" i "W-11" (obie produkcje TVN), w końcu spotkali się razem na planie "Sprawiedliwych". I chociaż scenariuszowo jesteśmy dawnymi przyjaciółmi z czasów szkoły policyjnej w Szczytnie, to sprawa, w której dane nam jest się spotkać, jest bardzo zagadkowa.
Jak wygląda praca z profesjonalnymi aktorami na planie? Są oni wsparciem, udzielają wskazówek, czy traktują jak równego sobie?
Jest to ogromna przyjemność. Są na pewno dużym wsparciem. Bardzo miło było usłyszeć od prawdziwych zawodowców, że np. "super nam wyszła ta scena", albo po całym dniu zdjęciowym, że "świetnie się współpracowało".
Czy chciałby pan sprawdzić swoje siły w takich survivalowych programach jak np. "Agent" albo "Azja Express"?
Jeżeli chodzi o tego typu programy, to są takie, które mi się podobają i pewnie chętnie wziąłbym w nich udział, gdyż jest to świetna przygoda. Ale są też programy, w których kompletnie się nie widzę, bo wiem, że nie mam do tego predyspozycji.