"Scjentologia - religia czy sekta?". Był człowiekiem od brudnej roboty. Dziś atakuje sektę
Zastraszał, bił, prześladował. Mike Rinder latami był rzecznikiem Kościoła scjentologicznego i człowiekiem od brudnej roboty. Kiedy odszedł, stał się wrogiem numer jeden.
22.07.2019 | aktual.: 28.07.2019 21:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W poniedziałek 22 lipca Telewizja WP wyemituje kolejny odcinek nagrodzonego prestiżową nagrodą Emmy serialu "Scjentologia - religia czy sekta?". Jego gospodarzem jest aktorka Leah Remini, która odeszła z sekty w 2013 r. Trafiła do niej mając zaledwie 9 lat.
W odsłanianiu kolejnych niewygodnych tajemnic scjentologów towarzyszy jej ktoś jeszcze. Nazywa się Mike Rinder i od lat jest na celowniku wpływowej sekty.
Człowiek od brudnej roboty
Mike Rinder to nie byle kto. To szycha Kościoła scjentologicznego, która 2007 r. opuściła jego szeregi. I zaczęła sypać.
Urodzony w 1955 r. Rinder był rzecznikiem Kościoła i najbliższym współpracownikiem jego obecnego guru, Davida Miscavige'a.
Przez 25 lat szefował też "biuru spraw specjalnych". To odpowiednik agencji wywiadowczej działającej w obrębie sekty i jej członków.
- Jeśli Kościół zdecydował, że ktoś jest naszym wrogiem i trzeba go uciszyć albo zniszczyć, robiłem to. To była moja praca. Od śledzenia przez 24 godz. na dobę, prześladowania przy pomocy ludzi, którzy rozbijali namioty przed ich drzwiami, oczerniania w sieci, aż do podążania za nimi, nieważne gdzie by się nie udali. Robiłem wszystko - mówił 3 lata temu w wywiadzie dla "Rolling Stone".
W osiągnięciu celu nie unikał przemocy. Bił, zastraszał, gnębił. Wszytko dla dobra Kościoła.
Bulterier
"Bulterier Miscavige'a" prześladował dziennikarzy, m.in. Johna Sweeneya, autora dokumentu BBC "Scientology and Me" z 2007 r. Jednak mimo że Rinder stawał na głowie, premiera filmu doszła do skutku, a jego autora nie udało się zdyskredytować. David Miscavige był wściekły.
W ramach kary Rinder został zesłany do ośrodka w Sussex w Wielkiej Brytanii, gdzie miał "kopać doły". Coś w nim pękło. Swoje dołożyło spotkanie ze Sweeneyem. Postanowił odejść z sekty.
Oczywiście z miejsca znalazł się na celowniku wyznawców Kościoła, którzy rozpoczęli kampanię oczerniania go w mediach. W bardzo krótkim czasie z myśliwego stał się zwierzyną. Bo nie chciał milczeć.
Dziura
Dzięki Mike'owi Rinderowi wiemy o scjentologach znacznie więcej niż kiedykolwiek. Od 2007 r. były rzecznik Kościoła udzielił masy wywiadów dla czołowych mediów.
Tak w 2012 r. w rozmowie z "Süddeutsche Zeitung" opisywał lidera sekty.
- Ludziom, którymi się otacza, nie pozwala zaznać spokoju. Jego kary są często zupełnie dowolne. Nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie szorować klozet albo dostanie się w gębę. Uderzy mnie chyba z 50 razy. Bił mnie, kazał mi czyścić ubikacje. Musiałem spać na gołej podłodze, trafiłem do mamra. Tak było.
To właśnie m.in. od Rindera wiemy o "dziurze". To miejsce, w którym kończą nieposłuszni wyznawcy scjentologii i odsiadują karę.
"Dziura" znajduje się nieopodal Riverside w Kalifornii. Wierni spędzają w ośrodku miesiące, a nawet lata. Są odizolowani od świata i poddawani torturom.
Jeden z eks-członków Kościoła porównał miejsce do północnokoreańskich obozów koncentracyjnych. Sekta od lat wypiera się jego istnienia.
Życie po życiu
Porzucając scjentologów Rinder musiał pogodzić się utratą dotychczasowego życia. Po 35 latach rozwiódł się z żoną. Nie utrzymuje też kontaktów ze swoimi dorosłymi dziećmi. Cała trójka została w sekcie.
Obecnie mieszka na Florydzie ze swoją nową rodziną. Oprócz występowania w programach i filmach, prowadzi bloga, który jest kopalnią wiedzy o zwyczajach i praktykach panujących w Kościele scjentologicznym.
Serial "Scjentologia - religia czy sekta?" wystartował w lipcu na kanale Telewizja WP. Drugi odcinek zobaczycie już w poniedziałek 22 lipca o godz. 17.00.