Ryzyko nie zawsze się opłaca. Przegrała pieniądze na mieszkanie
Piękna Aleksandra była blisko spełnienia marzeń. Trudno uwierzyć, że dała się podpuścić Hubertowi Urbańskiemu.
25-latka Aleksandra Burdka z Wrocławia przeszła przez pierwsze pytania jak burza. Nie miała problemów z wytłumaczeniem, co to jest off-road ani z dokończeniem nazwy musicalu "Cały ten zgiełk". Wiedziała również, z ilu kwadransów składa się doba. Pierwsze koło, pytanie do publiczności, wykorzystała przy pytaniu, jak nazywa się list z celi do celi. Odpowiedzi widowni rozłożyły się w miarę równomiernie, więc Aleksandra skorzystała z kolejnej podpowiedzi - pół na pół. Okazało się to słuszną decyzją, gdyż typowana przez nią wcześniej odpowiedź odpadła, a Aleksandra poprawnie wybrała jedną z dwóch pozostałych opcji.
Później znów poszło jak z płatka. Zawodniczka nie miała problemów między innymi z określeniem, które państwo należy do Unii Europejskiej. Szybko doszła do pytania za 125 tysięcy złotych i dopiero tam pojawiły się schody. Skorzystała z ostatniego dostępnego koła ratunkowego, telefonu do taty, by dowiedzieć się, którym z kolei turniejem wielkoszlemowym w cyklu rocznym jest Australian Open. Ojciec Aleksandry nie mylił się, mówiąc, że pierwszym i dzięki niemu Wrocławianka mogła grać dalej.
Co nie jest prawdą o słoniach? Brzmiało pytanie za 250 tysięcy złotych. Aleksandra niemal bez wahania odpowiedziała, że nie ssą trąbą i znów miała rację.
Nie ukrywała radości, bo właśnie taka suma była jej potrzebna do spełnienia największego marzenia - kupna własnego mieszkania we Wrocławiu.
Z tej perspektywy aż trudno uwierzyć, że dała się namówić Hubertowi Urbańskiemu i podjęła ryzyko. Mimo iż nie znała odpowiedzi, zaufała intuicji przy pytaniu za pół miliona złotych, które dotyczyło klientów prawnika. Zaznaczyła mandatariuszy i musiała opuścić studio z 40 tysiącami złotych.
Widzowie nie mieli wątpliwości, kto zawinił w tej sytuacji.