Rosyjska propaganda się pogubiła? "Ona ma siać chaos i dezinformować"
Rosyjscy propagandyści wymyślają coraz to nowe przyczyny wojny i proponują niedorzeczne pomysły na jej zakończenie. - Rosyjski glamour polega na tym, aby głodny Rosjanin z ubogiej prowincji usłyszał, że możemy przyłożyć atomówką w Holandię i poczuł moc - wyjaśnia dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu Gdańskiego.
07.07.2022 | aktual.: 07.07.2022 17:09
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski: Czy rosyjska propaganda zaczyna gonić w piętkę? Przekaz, co do przyczyn tej wojny i jej przebiegu, jest coraz bardziej chaotyczny, niezrozumiały, a poszczególni propagandyści zdają się sobie zaprzeczać…
Dr Wojciech Siegień, Uniwersytet Gdański: Popełnia pan błąd odbiorcy zachodniego, który wciąż oczekuje, żeby przekaz płynący z mediów miał sens, był rozsądny, zgodny z rzeczywistością, i prawdziwie definiował skutki i przyczyny.
Propaganda rosyjska tak nie działa. Ona nie ma przedstawiać spójnego obrazu świata. Ona ma siać chaos, mieszać w głowach i konfundować rodzimego odbiorcę. Im nie chodzi o to, żeby to, co było opowiadane 24 lutego – w dniu rozpoczęcia inwazji - miało być kontynuowane dziś. A po co?
To nie ma być informacja – to ma być dezinformacja. Każda okazja, gdy Putin bądź jego ludzie coś mówią, jest dobrą okazją do dezinformacji.
Nie możemy więc oczekiwać sensu i konsekwencji z ich strony?
Oczywiście, że nie. Przekaz jest niespójny, ale jest niespójny celowo. System putinowski najlepiej czuje się w sytuacji chaosu. Opisywał to w swojej książce Gleb Pawłowski – politolog rosyjski, który sam tworzył ten system, zanim z niego uciekł. Pawłowski zna to więc od środka. Wie, że jeśli stworzymy chaos, to mamy różne możliwości działania.
Weźmy ostrzał centrum handlowego w Krzemieńczuku. Te same rosyjskie media, ci sami "dziennikarze" rosyjscy, na przestrzeni jednego dnia, najpierw mówili, że Rosjanie w ogóle nie trafili w to centrum handlowe. Mówili, że to fejk, że nie było takiego ostrzału. Później, że był ostrzał, ale składu amunicji z USA i Europy, a pożar przypadkowo zajął pobliskie centrum handlowe. Kilka godzin później mówili już, że te rakiety tam uderzyły, ale centrum handlowe było zamknięte, więc puste. Wieczorem z kolei mówili, że były tam rozlokowane jednostki armii ukraińskiej. Dodawali też, że armia ukraińska strzela sama do siebie. Putin zapewniał, że armia rosyjska atakuje precyzyjnie i nigdy w obiekty cywilne. Kompletny chaos.
To pokazuje mechanizm, który działa nie od 24 lutego, ale od kilku lat. Propaganda rosyjska ma wytworzyć tzw. informacyjną mgłę. W tej mgle, w tym chaosie, ruszamy się po omacku. W tej sytuacji reżim putinowski czuje się najlepiej. Zarządza chaosem, który sam stworzył. Po co ci jeden rzeczowy i konkretny przekaz, jak możesz mieć wiele różnych, nawet wykluczających się wersji?
W ten sposób dajesz też dużo pracy ludziom, którzy w Ukrainie i na Zachodzie zajmują się tłumaczeniem, pisaniem sprostowań i wyjaśnianiem tej rosyjskiej propagandy. Oni cały czas muszą udowadniać, że to wszystko są kłamstwa.
Dlatego rosyjska propaganda może jednocześnie twierdzić, że wchodzimy na Ukrainę denazyfikować Ukraińców, ratować ich przez Europą i USA, rozbrajać broń jądrową i chemiczną, która rzekomo tam jest, ratować ludność rosyjskojęzyczną, chronić Donbas albo wręcz po to, by włączyć całą Ukrainę do Rosji?
Oczywiście! Jeśli stworzy pan dla swojej ludności – bo to przecież nie są ani wyborcy, ani obywatele – trzy, cztery różne wersje, to putinowcy sobie coś z tego wybiorą, komuniści też, i tęskniący za carem monarchiści – też. Każdy jest zadowolony.
Ale w końcu taki człowiek rosyjski się chyba połapie: zaraz, zaraz, ktoś mnie tu chyba oszukuje, bo mieliśmy w dwa dni zdobyć Kijów, a teraz zdobywamy nie Kijów, a Sewerodonieck, i nie w dwa dni, a w 134. Przecież Rosjanie w końcu zorientują się, że Kreml ich okłamuje.
I znów popełnia pan błąd człowieka zachodniego. Kształtuje pana społeczeństwo i kultura, w której pan dorastał. To ma się nijak do "racjonalności" rosyjskiej. Pan jest wciąż nawykły, że dostaje pan z mediów prawdziwy, racjonalny, oparty na faktach przekaz. Ale w Rosji przekaz działa jednokierunkowo: z góry, z Kremla, w dół.
Jeśli dziś "góra" mówi to, a jutro co innego, to tak po prostu jest. W Rosji mówi się: "im łuczsze widna", czyli: oni wiedzą lepiej. Oni to góra, Putin i wierchuszka na Kremlu. Tam hierarchizacja jest głęboko zakorzeniona. Jeśli dziś przekaz jest taki, a jutro inny – to znaczy, że zmieniły się okoliczności. I nie ma pan możliwości weryfikacji, bo wszystkie niezależne media zamknięto. Zostaje panu ślepa wiara. Jeśli naczalstwo mówi, że dziś jest tak, a jutro inaczej – to tak jest.
Propagandyści rosyjscy zdążyli już chyba zniszczyć – wirtualnie – całą Europę. Straszyli już atakami na Polskę, Litwę, Estonię, Holandię, Irlandię czy Wielką Brytanię. I to ładunkami nuklearnymi. Po co?
Siedzi pan w biedzie, na rosyjskiej prowincji, w zagrzybionym, niedogrzanym mieszkaniu. Ciężko o jedzenie, życie jest trudne. Karmią więc pana tym patriotyzmem. Te programy wytwarzają w panu silne emocje oraz poczucie mocy, tryumfu i woli. To są takie orwellowskie godziny nienawiści. My, Rosja, jesteśmy w stanie wszystkim wpierd… A weźmiemy i machniemy bombą w Holandię! A co! Zrobimy porządek w Wilnem.
Taki Rosjanin dostaje świat "ruskiego glamouru" – pieśni patriotycznych i poczucia ogromnej siły militarnej. To jest kontrola zbiorowych emocji. To jest bańka, która jest wciąż dmuchana, ale która kiedyś może pęknąć. Póki co – jeszcze działa.
Kim są ci eksperci, którzy wypowiadają się w rosyjskich mediach?
To są zwykli oszuści, żadni eksperci. Ich słowa nie mają żadnej wagi, ani analitycznej, ani społecznej, ani politycznej. Za nimi nie stoi wiedza ekspercka czy siła polityczna. To są doktorzy czy profesorowie nie wiadomo czego, którzy robią za "politologów". Oni są wymienni, bo to są "nośniki przekazu". Mają tworzyć mgłę informacyjną i budować poczucie mocy.
Ostatnio taki "ekspert" – Jaakow Kedmi – tłumaczył Rosjanom znaczenie słowa "kur..a".
Słucham?!
W głównym programie publicystycznym u Sołowiowa tłumaczył widzom, co po polsku i ukraińsku znaczy "kur..". Mówił, że nie wie, "która jest gorsza, czy polska kur… czy jednak kur… ukraińska". Taki jest właśnie ekspercki poziom tych programów.
Rozmawiał Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Dr Wojciech Siegień - pracownik Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, absolwent MISH UW, z wykształcenia psycholog, etnolog i pedagog. Ekspert ds. Europy Środkowej i Wschodniej, szczególnie Rosji i Ukrainy. Od 2016 r. prowadzi badania terenowe w ukraińskim Donbasie, skoncentrowane na procesach militaryzacji.