Robert ze "Ślubu od pierwszego wejrzenia" nie brał udziału w programie na poważnie. Naprawdę mu się poszczęściło
Uczestniczy kontrowersyjnego eksperymentu powinni przynajmniej teoretycznie być naprawdę gotowi do małżeństwa, zdecydowani na zaangażowanie. Dla Roberta jednak wszystko było... żartem.
"Ślub od pierwszego wejrzenia" to eksperyment społeczny, który ma sprawdzić, czy eksperci są w stanie dobrać do siebie dwójkę ludzi tylko pod względem ich osobowości i oczekiwań wobec życia. Polska edycja ma fatalne wyniki, jeśli idzie o stałość zawartych w telewizji małżeństw.
Ekspertka Magdalena Chorzewska w jednym z wywiadów mówiła o osobach, które "odrzuca" się już na etapie wstępnych castingów. Są to ludzie, którzy nałogowo biorą udział w różnych show i widocznie szukają jedynie rozgłosu. Najważniejszym warunkiem udziału w "Ślubie" powinna być szczera chęć znalezienia drugiej połówki i gotowość, by dać z siebie wszystko w tej relacji. Niestety, niektórzy uczestnicy mają to za nic.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Robert z szóstej edycji programu w rozmowie z Party.pl bez ogródek przyznał, że wcale nie myślał na poważnie o ślubie. - Podchodziłem do całego eksperymentu z dystansem, żartem - powiedział, nie czując wcale żenady.
Jaki był zatem prawdziwy powód wzięcia w tym udziału?
- Bardziej byłem ciekawy, jak to się wszystko odbywa technicznie.
Robert musi zatem mówić o prawdziwym szczęściu. Podszedł do eksperymentu jak do żartu, nie myślał na poważnie o konsekwencjach swojej decyzji i... trafiła mu się kobieta, w której się zakochał. Aneta i Robert nadal są małżeństwem, a zaledwie po kilku miesiącach znajomości zdecydowali się na dziecko.