Robert Więckiewicz: Blacha bywa chamski, ale jest w nim też wrażliwość
- To była rola, o której Pan marzył? Rola mafiosa, a potem świadka koronnego?
06.03.2007 16:57
R.W.: Nie, to nie była rola, o której marzyłem. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej. Po prostu się pojawiła - z czego, oczywiście, bardzo się cieszę.
- A czy rola Blachy – faceta mafii, stanowiła wyzwanie aktorskie?
R.W.: Każda rola jest wyzwaniem. Tę akurat postać trzeba było wyposażyć w cechy, których na co dzień nie posiadam.
- Łatwo było polubić tego bohatera? Spodobał się Panu Blacha?
R.W.: Musiałem go jakoś zaakceptować i polubić. Blacha jest ciekawą postacią, wielowymiarową, złożoną. Dla aktora sposobność zagrania bohatera, który ma w sobie mnóstwo tajemniczych zakamarków to wielka satysfakcja.
- Czym Panu zaimponowałby Blacha, gdyby Pan się z nim spotkał prywatnie?
R.W.: Nie miałem okazji spotkać się z kimś takim, ani przebywać w świecie mafii, więc mogę o tym mówić tylko w kontekście pracy. W postaci Blachy zainteresowała mnie jej złożoność i fakt, że spotykamy go w przełomowym momencie życia. Z jednej strony przynależy do grupy przestępczej i w ramach tej grupy obowiązuje go jakaś hierarchia oraz lojalność. Z drugiej strony jest jednak rodzina - żona, dziecko. W Blachowskim dokonuje się nieustanna walka między poczuciem lojalności wobec swoich kolegów, a opowiedzeniem się po stronie dobra. Bez przerwy działają na niego różne impulsy z zewnątrz, które powodują, że jedną nogą stoi na przystani, a drugą jest już na łódce. To jego zmaganie się z problemami jest bardzo interesujące. Dzięki temu postać jest pełniejsza. Nie można powiedzieć, że jest jednoznacznie zła, ale też nie można powiedzieć, że jest jednoznacznie dobra. Współczuję Blachowskiemu, bo ja nie chciałbym tak żyć.
- Kim jest Blachowski – mafiosem, nieszczęśliwym człowiekiem, pogubionym człowiekiem?
R.W.: Tak do końca nie znamy historii tego człowieka. Poznajemy go, gdy jest już w mafii, nie wiemy, co go do tego skłoniło. Obserwujemy jego działania. Ma jedną pryncypialną zasadę – nie zabija. Jest osobą ugodową, więc natrafia na opór w swojej grupie. Próbowałem pokazać w nim walkę, zmaganie się ze słabościami. Jest osaczony, atakowany przez swoich kolegów, którzy chcą go unicestwić. Z drugiej strony - żona, która każe mu wybierać: „albo ja i dziecko, albo mafia”. A dla niego to poważny problem. Blacha bywa chamski, ale jest w nim też wrażliwość. Sposób, w jaki traktuje swoją córkę, jego stosunek do żony i życia rodzinnego pokazują nam też tę jasną stronę Blachy.
- Mówi Pan o kobietach w życiu „Blachy”. Jest ich jednak więcej niż dwie, żona i córka, prawda? Są trzy kobiety w jego życiu?
R.W.: Tak, co najmniej. Żona, która jest bardzo ważna w tej historii, znacznie różni się od innych kobiet mafii. Nie chce należeć do tego świata, nie akceptuje go. To nie jest kobieta uległa, jest dla Blachy bardzo silną partnerką. Stawia przed nim wyzwania. To go oczywiście w niej pociąga, za to ją kocha. Mira jest strażniczką domowego ogniska, walczy o nie i bardzo kocha męża. Jest też Kasia, córeczka tatusia, marzenie każdego ojca. Wspaniała, ukochana dziewczynka. A trzecią kobietą jest niejaka Sarnecka, czyli kochanka Blachowskiego.
- Czy Blachowski się kogoś boi?
R.W.: Boi się swoich kolegów. Czuje, że przestaje do nich pasować. Boi się o siebie, o swoją rodzinę.
- Gdy przeczytał Pan scenariusz „Odwróconych”, jakie były Pana refleksje?
R.W.: Spodobało mi się, że postaci tam nakreślone były wielowymiarowe. Sam temat jest dosyć atrakcyjny. Werbowanie gangstera, żeby przeszedł na drugą stronę...
- Mówi Pan o pojedynku Sikora – Blachowski?
R.W.: To główna oś serialu. Oni są bardzo do siebie podobni. Widzimy ich w podobnych sytuacjach życiowych, na rozdrożu. Sikora nie za dobrze czuje się w swoim środowisku, Blachowski również. Jeden i drugi ma w domu małe piekiełko, z racji tego, czym się zajmują. Ich życie rodzinne powoli się rozpada. Wiele ich łączy – w pewnym sensie obaj są outsiderami. Później powoli zbliżają się do siebie.
- Dlaczego Pan tak walczył, poprawiał każdy szczegół, żeby Blachowski był jak najlepiej zagrany?
R.W.: Zawsze „walczę”. W miarę moich umiejętności, możliwości czy talentu staram się podchodzić do każdej roli tak samo solidnie. Ja rzeczywiście bardzo się zaangażowałem w ten projekt, szkoda byłoby zmarnować taki scenariusz. Wierzę, że ta praca nie poszła na marne i obejrzymy dobry serial.
- A jaka była atmosfera na planie?
R.W.: Twórcza. Spędziliśmy mnóstwo czasu razem. Każdy dał z siebie maksimum możliwości.