Robert Makłowicz zaskakuje wyznaniem: "Nie ma czegoś takiego jak kuchnia patriotyczna czy kuchnia polska"

Robert Makłowicz jest jednym z najbardziej uznanych kucharzy w Polsce. Postanowiliśmy go zapytać o to, czy jego zdaniem istnieje coś takiego jak "kuchnia patriotyczna". Co nam powiedział?

Robert Makłowicz zaskakuje wyznaniem: "Nie ma czegoś takiego jak kuchnia patriotyczna czy kuchnia polska"
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk

13.11.2017 | aktual.: 13.11.2017 15:00

Schabowy i pierogi to bez wątpienia dwa dania, które kojarzą się wszystkim Polakom z naszym krajem. Mało kto wyobraża sobie święta bez bigosu, karpia, a od niedawna numerem jeden w warzywniaku jest jarmuż. Wszystkie portale, najsławniejsze w kraju trenerki i znawcy od zdrowego odżywiania przekonują, że ta zielona roślina ma zbawienne właściwości dla naszego organizmu. Dodatkowo 11 listopada zadebiutowała w sieci tzw. dieta patriotyczna. Pomysłodawcy przekonują do tego, że polskie produkty są najlepsze i nie warto wydawać pieniędzy na awokado czy inne egzotyczne owoce i warzywa.

- Dzisiejsze nowoczesne pokolenie jest przesadnie nastawione na dietetyczne mody. Zajadanie się tropikalnym awokado, meksykańskim zbożem czy japońskimi wodorostami za 500zł za kg, zostało nakręcone przez marketing żywieniowy.* Dziesiątki polskich produktów posiada podobne lub dużo lepsze właściwości odżywcze, niestety wyparte są one przez zagraniczne zamienniki, które trzeba sprzedać w środkowo-wschodnim kraju. Proponujemy diety bazujące w większości na polskich, naszych, zdrowych produktach. *Chcemy udowodnić, że można robić formę jedząc polskie ziemniaki, polskie sezonowe warzywa i polskie mięso - czytamy na stronie dietapatriotyczna.pl.

Skontaktowaliśmy się z Robertem Makłowiczem, aby porozmawiać o kuchni, naszej polskiej, żeby było choć trochę patriotycznie. Czy zdaniem kulinarnego guru istnieje w ogóle coś takiego jak "kuchnia patriotyczna"?

- Nie ma czegoś takiego jak kuchnia patriotyczna. Ba! Nie ma czegoś takiego jak kuchnia polska. Każde sformułowanie o kuchni narodowej jest pewnego rodzaju uproszczeniem, ponieważ każda kuchnia narodowa jest tylko i wyłącznie zbiorem kuchni regionalnych. Na przykład mówimy "kuchnia francuska”, chociaż do tego worka wkładamy potrawy z różnych stref klimatycznych, bo co innego je się nad Morzem Śródziemnym, a co innego je się na północy Francji. W Polsce mamy kuchnię kaszubską, podhalańską, wielkopolską, podlaską itd. Tylko zbiór tych wszystkich kuchni to jest coś, co umownie nazywamy kuchnią polską. Choć większość ludzi uważa schabowego i pierogi za kuchnię polską.

Makłowicz dość sceptycznie podchodzi też do określania kotleta schabowego dobrem narodowym i nazywania go potrawą kuchni polskiej.

- Przepraszam, ale czy schabowy to jest w ogóle polski wynalazek? Przecież nie. Jest to uboższy krewny sznycla po wiedeńsku. Nie my wymyśliiśmy rozbijania mięsa tłuczkiem, panierowania i smażenia. *To jest receptura z Bizancjum, następnie w Mediolanie robiono Costoletta alla milanese. Potem marszałek Radecki przywiózł przepis na coś takiego do Wiednia i tam zaczęto nazywać to sznyclem. Ten oryginalny jest z cielęciny, a tańszy jest z wieprzowiny. To, że tak się ludziom kojarzy, to ja nie mam na to wpływu. Określenie "kuchnia patriotyczna” jest jakimś nonsensem.*

Ostatnio w różnego rodzaju przepisach dla fit freaków nieustannie pojawia się jarmuż. Coraz popularniejsze są też chipsy z jarmużu, które mają dużo mniej kalorii niż te z ziemniaków. Szczególnie poleca je m.in. Anna Lewandowska. Makłowicz podkreśla, że w czasach PRL-u był to jeden z najppularniejszych produktów, który potem został zapomniany.

- 10 lat temu nikt nie jadł jarmużu, a ja pamiętam, jak on był substytutem wystaw w sklepach mięsnych w czasach PRL-u. On leżał i nie więdł. Mięsa nie było, ale był jarmuż.

Dlaczego zatem znowu wrócił do łask?

- Ludzie zrozumieli, że kuchnia lokalna stanowi element turystyki. Jest oczywiście grupa ludzi, która gdzie nie pojedzie będzie zamawiać pizzę i kurczaka pieczonego. Ale jest cała grupa ludzi, która jak jedzie do Poznania, to chce zjeść kaczkę lub czerninę, a jak jedzie na Lubelszczyznę, to chce zjeść cebularza.

Od kilku lat nasila się trend na spędzanie świąt za granicą. Czy zdaniem Makłowicza zmieni się też sposób obchodzenia świąt i w przyszłości nie uświadczymy na wigilijnym stole np. karpia.

- Post wigilijny jest wyłącznie zwyczajowy, a nie powodowany regułami religijnymi. Z karpiem to jest dziwna rzecz, bo prawie nikt go nie lubi, ale wszyscy w Wigilię go jedzą. On zaraz po świętach znika z naszego menu. To jest wynik tego, że my karpia nie umiemy dobrze przygotować. Kiedyś na wigilijnym stole były też inne ryby słodkowodne, ale one zniknęły, bo w PRL-u tylko karp był dostępny. Wigilia to jest taki pomost wyciągnięty w stronę przeszłości, w stronę naszych przodków. Ja nie eksperymentuję w Wigilię.

Na koniec Robert Makłowicz apeluje:

- Nie szukajmy na siłę takich absurdów, jak kuchnia patriotyczna, bo co to miałoby być?* To jest doszukiwanie się w jedzeniu patriotyzmu, czy też nacjonalizmu, a to fatalne uczucie. Nacjonalizm mówi przecież, że z definicji jesteśmy lepsi, bo to jesteśmy my.* To jest pojęcie z gruntu fałszywe. Raczej bym szukał lokalności, a nie patriotycznych potraw na siłę.

Czy dla was schabowy też stanowi kwintesencję polskiej kuchni? A może zgadzacie się z Robertem Makłowiczem?

Źródło artykułu:WP Teleshow
Zobacz także
Komentarze (63)