Robert Górski o "Uchu prezesa" i Jarosławie Kaczyńskim: zakładam, że większość Polaków jest zdroworozsądkowa
Robert Górski w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że nie obawia się o brak pluralizmu w Polsce. Jednocześnie jest przekonany, że gdy szef PiS zniknie ze sceny politycznej, nastanie "jakiś rodzaj piekła". Satyryk dodaje też, że ceni Adam Hoffmana: dawniej specjalista od bufonady, teraz sprawia wrażenie miłego człowieka - dodaje.
14.06.2018 | aktual.: 14.06.2018 14:18
Od kilkunastu lat związany z Kabaretem Moralnego Niepokoju, z którym napisał szereg kultowych skeczy. Wzięty scenarzysta i utalentowany aktor. W "Latającym Klubie 2" wykreował słynną postać Donalda Tuska, która rozwiązywała wszelkie problemy rządu "charataniem w gałę". Jednak prawdziwy przełom w karierze Roberta Górskiego nastąpił po premierze pierwszego odcinka "Ucha prezesa". Pierwszego komediowego serialu politycznego, który punktując przywary polityków PiS i opozycji, stał się absolutnym fenomenem. Z "prorokiem" polskiego kabaretu i serialowym prezesem rozmawiam przy okazji zbliżającego się finału trzeciego sezonu "Ucha".
Arek Durka, Wirtualna Polska: Chcąc nie chcąc, "Ucho prezesa" ociepliło wizerunek Jarosława Kaczyńskiego.
Robert Górski: Prezes czasami jest przedstawiony jako jedyny rozsądny w tłumie tych wszystkich politykierów, ludzi rządnych władzy. Takie jest prawo serialu, że główny bohater powinien być lubiany przez widzów. Zresztą zazwyczaj w ludziach szukamy dobra. Zakładam, że dobra satyra nie powinna walić wprost. Jej zadaniem jest m.in. patrzenie władzy na ręce, jej wyśmiewanie i odbieranie patosu, którym chce się otoczyć. Wydaje mi się, że serial próbuje udowodnić, że Polska jest jak najbardziej normalna. Pomijając ekstremistów po lewej i prawej stronie, okazuje się, że środek jest naprawdę normalny.
Czyli nie musimy obawiać się o pluralizm?
Można głosować na Prawo i Sprawiedliwość, ale to nie oznacza jednocześnie, że od razu trzeba nienawidzić drugiej strony i odbierać im jakieś ludzkie przywileje, wyzywać ich od zdrajców i wariatów. Zakładam, że większość Polaków jest zdroworozsądkowa.
Kiedy w marcu startował trzeci sezon, nastąpiło sporo przetasowań na polskiej scenie politycznej. Czy rekonstrukcja rządu pokrzyżowała wam gotowe scenariusze? Czy jesteście w stanie dogonić dynamiczną rzeczywistość, czy może rzeczywistość goni za "Uchem"?
Chyba się czasem zamieniamy miejscami. Częściej doganiamy jednak rzeczywistość, ale czasem ona dogania nas. Wielokrotnie było tak, że sytuacja przedstawiona w serialu zrealizowała się dopiero po jakimś czasie. Kilka razy zostałem nawet ogłoszony prorokiem. Jednak śledząc scenę polityczną, łatwo się domyślić pewnych rzeczy. Tak było m.in. z Jarosławem Kaczyńskim, który trafił niedawno do szpitala. Od jakiegoś czasu plotkowano już, że czeka go zabieg. Oczywiście, czasem sporo ryzykujemy kręcąc odcinki jakiś czas przed ich emisją. Póki co, nie zaliczyliśmy żadnej większej wpadki. Na szczęście największe przetasowania dzieją się wtedy, kiedy mamy przerwę.
Kiedy Antoni Macierewicz został zdymisjonowany, nie pomyślał pan przez chwilę – "co ja teraz pocznę bez Antoniego"?
Szkoda, że takie wyraziste postaci, mówię to oczywiście jako scenarzysta, opuszczają ten ścisły krąg władzy. Często skutkuje to tym, że nie możemy ich pokazywać lub nie mamy powodu, by o nich mówić. Tym bardziej, że zostały one zastąpione mało wyrazistymi politykami.
Od razu myślę o premierze Morawieckim, postaci zgoła innej niż Beata Szydło. Mającej dość sztywny i przewidywalny wizerunek.
Nie zgodzę się. Jest on jednak bardzo określoną postacią. Wiemy, jakie ma cechy, jest dobrze wyglądającym technokratą, który ma reprezentować nas na Zachodzie. Mówi bardzo oficjalnym językiem urzędowym. W związku z tym łatwo o takie sztywne wpadki. Na pewno są postaci ciekawsze, które bardziej się lubi, jednak Morawiecki z całą pewnością jest interesującą osobą.
Ale czy właśnie premier rządu nie powinien taki być? Mieliśmy już kilku "pop" premierów, którzy byli kochani przez media.
Przez to, że Morawiecki jest sztywny, możemy go skontrastować z kimś, kto jest żywiołowy i od razu robi się wesoło. Myślę, że jednak takim wzorem polskiego premiera był Tusk, a prezydenta Kwaśniewski. W pewien sposób byli oni do siebie podobni. Potrafili roztoczyć pewien wdzięk, potrafili skumplować się ze zwykłymi ludźmi, ale w sytuacjach oficjalnych potrafili też powiedzieć coś, co ładnie brzmiało i miało mocny wydźwięk.
Macie niezwykłą umiejętność dobierania aktorów po ich warunkach fizycznych. Postaci polityków, w których się wcielają, są niezwykle wiarygodne. Ma pan korkową ścianę, na której są przypięte zdjęcia polityków i aktorów, którzy są połączeni pajęczyną powiązań i tylko czekają na pojawienie się w scenariuszu?
Za casting odpowiada u nas Mikołaj Cieślak, czyli serialowy Mariusz. Faktycznie, potrafi on znaleźć idealnego aktora. Nie zawsze są to pierwsze wybory. Wiele osób nie ma czasu, ma inne plany i nie może pojawić się w "Uchu". Jednak uzgodniliśmy, że aktor nie musi być fizycznie podobny do postaci, w którą się wciela. Natomiast musi być podobny, jeśli chodzi o pewna cechę charakteru. Właśnie na tym polega dobra parodia, kiedy nie jest zwykłym naśladownictwem. Ważne jest, by znaleźć aktora, który ma podobny temperament, energię, tempo.
W takim razie jaka nowa postać z trzeciego sezonu jest pana ulubioną?
Z całą pewnością koledzy Grzegorza Schetyny, czyli Adam Szejnfeld i Sławek Neuman. Stworzyła się taka naturalna i barwna trójka. Tym bardziej, że są to aktorzy, których nie widujemy w popularnych filmach i serialach.
Zdarza się, że niektórzy aktorzy odmawiają wam z innych powodów niż brak czasu?
Nikt w demonstracyjny sposób nam nie odmówił. Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć, czy ktoś naprawdę nie ma czasu, czy ideowo mu to przeszkadza. Była u nas pani Ewa Dałkowska, która raczej sprzyja obozowi dobrej zmiany i nie miała problemu, by u nas wystąpić, więc myślę, że "Ucho" nie jest zajadłym młotem na władzę, tylko jest wesołym serialem, który stara się każdego uszczypnąć.
Mówił pan w jednym z wywiadów, że sukces "Ucha" był sporym zaskoczeniem, a jego ogromna popularność przeraziła pana.
Kiedy pojawiło się "Ucho prezesa", rozpętał się jakiś huragan wokół tego. Wszyscy to obejrzeli i wszyscy poczuli się w potrzebie, by to jakoś skomentować. To nie jest wygodna i komfortowa pozycja, kiedy wszyscy widzieli kilka odcinków i czekają na kolejne. Wiem, że muszę sprostać sytuacji, by każdy kolejny odcinek nie był gorszy od poprzedniego. Teraz wszyscy patrzą mi na ręce. Nie mam tej swobody i wolności. Przeraziła mnie też odpowiedzialność, która nagle na mnie spłynęła. Wiele osób zaczęło dokładnie analizować każde słowo i gest.
Była kiedyś Partia Przyjaciół Piwa. Choć nie przyjaźni się pan z politykami, na polityce zjadł pan zęby. Gdyby, czysto hipotetycznie, Robert Górski założył partię, kogo widziałby w jej szeregach?
Bardzo lubię byłych polityków. Doskonale sprawdzają się jako komentatorzy, bo nie ma na nich już partyjnego kagańca. Nie muszą już niczego udowadniać. Nagle okazuje się, że to całkiem mądrzy i sympatyczni ludzie, np. Adam Hoffman, były rzecznik prasowy PiS. Dawniej był specjalistą od bufonady, a teraz bardzo spokorniał i z przyjemnością słucham jego wywiadów, sprawia wrażenie bardzo miłego człowieka.
Kiedy polityk zrywa z partyjną etykietą, nagle zaczynamy go lubić?
Aktywni politycy otrzymują przekaz dnia i wiedzą, co mogą i powinni mówić. Są podporządkowani hierarchii i strukturze partyjnej. Dopiero jak ona znika, okazuje się, że są to zupełnie inni ludzie.
Wyobraża sobie pan scenę polityczną bez Jarosława Kaczyńskiego?
Wyobrażam sobie, że to będzie jakiś rodzaj piekła. Nie tylko dla całej partii PiS, ale także dla wyborców, którzy będą strasznie zagubieni. Teraz przekaz jest prosty – prezes zawsze ma rację, cokolwiek powie, jest najważniejsze i nikt z tym nie dyskutuje, przynajmniej oficjalnie. Jak go zabraknie, to racja rozłoży się na ileś tam ośrodków partyjnych. Bardzo mnie ciekawi, który z nich będzie najbardziej atrakcyjny dla dotychczasowego żelaznego elektoratu.
Wyobraźmy sobie, że mija 15 lat, emitowany jest 30. sezon i myśli pan nad jego zakończeniem. Jaka będzie wtedy polska rzeczywistość? Jak widzi pan zakończenie "Ucha"?
Najchętniej chciałbym dotrwać do jakichś kolejnych wyborów i momentu, kiedy scena polityczna radykalnie się przemebluje. Natomiast jestem ciekaw, co będzie, kiedy para antagonistów, czyli Donald i Jarosław, znikną ze sceny politycznej. Czy dalej będziemy żyli w takim podziale?
A co z kolejnym sezonem?
Chętnie bym coś zdradził, ale nic nie wiem na jego temat. Aż tak daleko nie sięgam wyobraźnią. Na razie w planach mam odpoczynek.
Najnowszy odcinek "Ucha Prezesa" w naziemnej Telewizji WP o 20:00 w najbliższą niedzielę.