Skandaliczna prowokacja TVP. Nie wiedzieli, z kim rozmawiają
Wiedząc, co do tej pory robiły "Wiadomości", można było w ciemno założyć, jak będą relacjonowały marsz 4 czerwca. Jednak to, czego dopuścił się jeden z pracowników TVP, budzi zdumienie. Trudno mówić tu o jakichkolwiek standardach.
Oglądając w ciągu dnia TVP Info, łatwo było się domyślić, co na temat marszu 4 czerwca powiedzą "Wiadomości". Kanał informacyjny telewizji publicznej w niedzielę dezawuował zarówno ideę marszu, jego organizatorów, jak i uczestników.
TVP Info długo unikała tematu. Pokazywała Ogólnopolską Paradę Kół Gospodyń Wiejskich w Opocznie, informowała o mało znaczących tematach z zagranicy, a gdy w końcu ok. 13 odniosła się do marszu, "paskowi" nazwali go m.in. "marszem politycznej nienawiści" zainicjowanym przez PO. Podawano też nieprawdziwą liczbę uczestników - widzowie TVP nie dowiedzieli się, że ulicami stolicy przeszło pół mln ludzi.
W głównym wydaniu "Wiadomości" temat marszu poruszono w dwóch materiałach, w środku serwisu, choć było to wydarzenie dnia. W pierwszym rozprawiano, kto wziął w nim udział ("ludzie, którzy dali się zwieść"). Natomiast w drugim marsz skontrastowano z rodzinnym piknikiem w Łomży i Ogólnopolskim Spotkaniem Młodych Lednica 2000.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Zamiast ciepła, miłości i radości - złość, nienawiść i hejt - mówiła Edyta Lewandowska, zapowiadając materiał Adriana Boreckiego.
Na ten drugi materiał warto zwrócić szczególną uwagę. Borecki bowiem oparł go na rozmowach z uczestnikami marszu 4 czerwca, które przeprowadził pod przykrywką.
Reportaż "Z nienawiścią na sztandarach" miał za zadanie pokazywać, że "wielbiciele Donalda Tuska" mówią wulgarnym, obelżywym językiem. Widzowie TVP zobaczyli więc tylko takie wypowiedzi i transparenty z niecenzuralnymi hasłami oraz usłyszeli okrzyki w rodzaju "J...ć PiS".
- Wszyscy złączeni w jednym haśle przykrytym ośmioma gwiazdkami - relacjonował przejętym głosem Borecki.
W materiale pokazano też wypowiedzi do kamery uczestników marszu, którzy wprost mówili, co sądzą o PiS. W pewnym momencie Adrian Borecki ostentacyjnie podpuszczał nawet jedną z kobiet, aby wytłumaczyła mu, co oznacza osiem gwiazdek.
Problem w tym, że uczestnicy marszu najpewniej nie mieli pojęcia, z kim rozmawiają. W materiale "Wiadomości" wyraźnie widać, że kiedy Borecki podsuwa swoim rozmówcom mikrofon, nie ma na nim tzw. kostki, czyli plastykowej nakładki z logiem stacji. Gdyby Borecki ją miał, jego rozmówcy na pewno nie byliby tak wylewni i można zakładać, że raczej by z nim nie rozmawiali.
Pod koniec materiału pokazano też ujęcie, w którym jeden z przechodniów obelżywie zwraca się do pracownika TVP i na odchodne nazywa go "śmieciem". Możemy jedynie spekulować, że Borecki został przez niego rozpoznany albo rozmówca dopytał, z kim rozmawia.
Swój reportaż Adrian Borecki zakończył, zwracając się do kamery i mówiąc do mikrofonu, na którym w magiczny sposób pojawiła się kostka z charakterystycznym logiem TVP.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat kontrowersje wokół "Małej syrenki", rozprawiamy o strajku scenarzystów i filmach dokumentalnych oraz zdradzamy, jakich letnich premier kinowych nie możemy się doczekać. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.