Projekt Lady 3 – cyrk ku uciesze widzów. Niczego nieświadome dziewczyny myślą, że zostaną damami
"Siara na całą Polskę", "łajdaczki się zebrały" – takie słowa padają już w pierwszych minutach nowej edycji "Projekt Lady". Po raz kolejny twórcy programu chcą zmienić dziewczyny z problemami w "damy". I w ogóle im to nie wychodzi.
22.05.2018 | aktual.: 23.05.2018 10:31
Maryla Rodowicz śpiewa: "Tak bym chciała damą być, ach damą być". I to mógłby być motyw przewodni dla nowych uczestników programu TVN, gdyby nie została nim nieformalnie piosenka Gangu Albanii "Klub Go Go" o jakże poetyckim tekście. I tak już w pierwszych pięciu minutach poznaliśmy pierwsze, przyszłe damy. "Rozalin, ku…!"– krzyknęła jedną z nich, a dziedziniec wypełniła radosna muzyka. Dało się słyszeć na przykład: "Kręć dupą swoją, kre kre kręć dupą swoją".
Twórcy pokazali już na początku, że nie biorą jeńców. Do programu kolejny raz wybrali dziewczyny o skrajnych osobowościach. Imprezowiczki, które co minutę rzucają wulgaryzmami, ale i dziewczyny kompletnie pogubione w życiu, które boją się nawet odezwać. - Maluje się, przeklinam. Jeśli ktoś zalezie mi za skórę, to potrafię przyp… Lubię się bawić. Się maluję, fryzuruję. Wypić też lubię i wtedy się dzieje – opowiada jedna z nich.
Inna już za progiem zdradza, że w kieszeni płaszcza ma buteleczkę po wódce. Sara przyznaje później w materiale, że zdarza jej się kupować setki w monopolowym, które od razu wypija. Mówi, że chce stać się normalna i przestać ranić bliskich, tak jak robili to jej inni.
– Pańcia wróci lepsza – mówi jedna z dziewczyn, tuląc swojego psa. Mamy co do tego wiele wątpliwości.
Tresowanie damy
W eksperymentalnej szkole dziewczyny mają stać się pełnymi klasy i gotowymi do życiowych wyzwań nowoczesnymi kobietami. Takie przynajmniej jest założenie. Po raz kolejny uczestniczkami Projektu zajmują się: Irena Kamińska-Radomska, założycielka firmy szkoleniowej The Protocol School of Poland, ekspertka savoir-vivre’u, i Tatiana Mindewicz-Puacz, trenerka rozwoju osobistego.
- W "Projekcie Lady" wierzymy, że każdy zasługuje na drugą szansę – słyszymy w kolejnej już edycji.
Już w pierwszym odcinku dziewczyny dostają lekcję bycia damą. Zakładają mundurki i uczą się chodzić po schodach. Ma być "stopa na stopie", bo już sposób, w jaki chodzą, zdradza ich nastawienie do świata. Tym samym program startuje ze swoją misją wychowawczą. By zostać damą, bohaterki poprzednich sezonów chodziły już z książkami na głowie, uczyły się gotować, tańczyć tango, dobierać odpowiednio stanik, a nawet prawidłowo wkładać buty. Bo to też sztuka, jak się okazuje.
Dama według "Projektu Lady" ma ubierać się w idealnie skrojone garsonki. Spódniczki tylko za kolano, nigdy przed. Bo dama kolan nie pokazuje.
Żeby wyszkolić damę trzeba włożyć jej talerze pod pachy i jeden mniejszy między kolana. Tak mentorka Irena pokazuje dziewczynom, jak powinno się siedzieć. Do tego jeszcze kilka lekcji z posługiwania się sztućcami, z eleganckiego przeżuwania, z krojenia bułek i obierania krewetek. W jednym z odcinków poprzednich serii dziewczyny uczyły się nawet jazdy konno. Typowa rozrywka wyższych sfer? Być może. A przy okazji takimi lekcjami twórcy programu pokazują, że są kompletnie oderwani od rzeczywistości.
Która kobieta chce tak się zachowywać?
Trzecią edycję zastanawiamy się, czy którakolwiek kobieta chciałaby być taką damą. Czy któraś z nas czuje się gorsza, bo siedzi nie tak jak powinna? Bo gdyby brać do serca uwagi mentorek, to połowa Polek byłaby dziś uważana nie za damy, a za wieśniaczki. Spokojnie, my też. Program już po raz trzeci próbuje nam pokazać, że tak oto powinna wyglądać współczesna kobieta. Tymczasem to karykatura kobiety, a już na pewno karykatura damy.
Wsadzić na konia, wysłać do muzeum, na kolację w kilkusetletnim dworku i zmusić do wyzbycia się swojej osobowości. Gdybyśmy chciały być damami, drogie czytelniczki, takimi na miarę "Projektu Lady", nasza osobowość musiałaby być sprowadzona do minimum. Przykładów w programie mieliśmy przecież już sporo. Obowiązkowo zmiana fryzury na "elegancką", zero pasemek, kolorów, zero kolczyków. – Czy dama nosi kolczyki w nosie? – pytała w jednym z odcinków mentorka Irena i żądała natychmiastowego pozbycia się ozdoby. Nie wyjmujesz, żegnasz się z programem i z marzeniem o byciu damą. Trzeba być takim, jak wszyscy dookoła. Dostosować się. To brzmi jak fabryka smutnych robotów, nie dam, która mają poradzić sobie w życiu.
Program zasłania się misją, a robi dokładnie to samo, co programy typu "Warsaw Shore". Pato-kontent. Rozalin przypomina melinę, w której zamontowano kamery. Wspominaliśmy na początku, że program jest jak cyrk. Przykra to wizja, ale niestety prawdziwa. Kolejny argument za tym dają komentarze, jakie internauci zostawiają w sieci. Na Twitterze aż roi się od wulgaryzmów. Nawet nie możemy zacytować tego rynsztoku. Komentarze brzmią dokładnie tak, jak zdania rzucane przez pijane uczestniczki programu.
Uczestniczki to dziewczyny z problemami, traumami, których nie wyleczy się przed kamerami w kilka tygodni. Ktoś zrobił im ogromną krzywdę, bo teraz to, co działoby się za zamkniętymi drzwiami gabinetu psychologa, będą roztrząsały tysiące widzów. W nowym sezonie mamy tego przedsmak. Wspomniana Sara ma ewidentnie problem z alkoholem. Przyznaje się, że kupuje setki w monopolowym. Ten temat na pewno wykorzystają twórcy programu. Jak? Cała nadzieja w tym, że nie powtórzy się sytuacja z poprzedniej serii, kiedy dziewczyny zostały poddane okrutnemu eksperymentowi, o którym długo jeszcze było głośno w sieci.
Zobacz także
Uczestniczki programu były oceniane przez studentów Collegium Civitas. Dostali 13 zdjęć dziewczyn sprzed metamorfozy i mieli spisać pierwsze wrażenia. W większości były to komentarze negatywne, niektóre wulgarne. Na wizji dziewczyny czytały o sobie: "pokazuje, że wszystko ma w dupie", "hej dupeczko, daj numer do siebie, zabawimy się tak, że będziesz chciała więcej i więcej", "ubiór a'la szybki dostęp", "towar wielokrotnie macany staje się nieatrakcyjny", "wygląda jak pani lekkich obyczajów", "pracuje jako striptizerka".
- W reakcji na łzy i szok dziewczyn, którym zaserwowano znienacka taką porcję hejtu (kto by nie ryczał po czymś takim?) pani psycholog zaserwowała mądrości o tym, że ludzie oceniają na podstawie wyglądu: "Nie ocenia się książki po okładce. Ale to dopiero, jak się ją przeczyta. Kupuje się książkę właśnie na podstawie okładki" - możemy przeczytać we wpisie. Bezwarunkowa akceptacja siebie według Mindewicz-Puacz ma jednak pewne ukryte warunki: Wstawiwszy drętwą gadkę o konieczności polubienia i akceptacji siebie, postanowiła przetrenować to na jednej z uczestniczek - dość krągłej dziewczynie. W ramach eksperymentu miała powtarzać za panią psycholog: "Mam bardzo ładne proporcje, a jak schudnę, będą idealne" – komentowała Kasia Nowakowska, blogerka "IgiMag".
"Projekt Lady" to program rozrywkowy i rządzi się swoimi prawami. To trzeba podkreślić. I nie o savoir vivre tu chodzi, a o dobrą zabawę przy oglądaniu, jak 13 dziewczyn obrzuca się wulgaryzmami, puszcza bąki (jedna z uczestniczek tłumaczy się potem "że no taka już jest"), pije wódkę, beka, dłubie w nosie i opowiada o tym, jak się "maluje i fryzuruje". Czy po wszystkim dojdzie do zmiany w życiu dziewczyn? Nad tym nikt się nie będzie zastanawiał. A my będziemy się tylko utwierdzać w przekonaniu, że chyba wolimy być wieśniaczkami niż damami rodem z "Projektu Lady". I jak to powiedziałby Peja: to już lepiej reprezentować biedę.
Zobacz także