Prezenter miał wypadek na wizji. Nikt się do niego nie zbliżył

Ekipa programu "Sunday Brunch" traktuje nakaz zachowywania dwumetrowych odstępów bardzo poważnie. Przekonał się o tym Tim Lovejoy, który przewrócił się na oczach widzów i żaden z kolegów nie podał mu pomocnej dłoni.

Tim Lovejoy zaliczył wpadkę na wizji
Tim Lovejoy zaliczył wpadkę na wizji
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Dwa tygodnie temu brytyjska stacja Channel 4 wznowiła nagrywanie programu "Sunday Brunch" po długiej przerwie spowodowanej zagrożeniem ze strony koronawirusa. Ryzyko zarażenia wciąż jest duże, dlatego na planie wprowadzono kilka kluczowych zmian. Przede wszystkim w pomieszczeniu jest teraz o wiele mniej ludzi niż zwykle, a każdy trzyma się na co najmniej dwumetrowy dystans. Każde obostrzenie jest skrupulatnie przestrzegane, co można zobaczyć na nagraniu z 7 czerwca, gdy 52-letni prezenter upadł i nikt nie rzucił się do niego z pomocą.

Tim Lovejoy zdążył jedynie się przywitać z widzami, po czym wykonał radosny podskok. Po chwili to powtórzył i podwinęła mu się noga. 52-latek wylądował na ziemi, ku uciesze współprowadzącego i gościa siedzącego na kanapie. Na szczęście upadek nie był groźny i mężczyzna sam się śmiał ze swojej wpadki.


- Przez to zachowywanie dystansu nie mogę ci nawet pomóc – mówił do niego rozbawiony Simon Rimmer. Pozostali członkowie ekipy również nie ruszyli się z miejsc. - Dobrze, że nie wypadłeś przez to okno z tyłu – dodał współprowadzący. Lovejoy zażartował, że droga w dół jest faktycznie bardzo długa. Tylko że okna są sztuczne.

Obraz
© Materiały prasowe

Ograniczanie liczby pracowników w studiu, utrzymywanie dystansu, maseczki i przyłbice to także nowa rzeczywistość w polskiej telewizji. Niedawno twórcy serialu TVP "Leśniczówka" zdradzili, że aktorzy nawet na próbach noszą przyłbice (maseczki rozmazałyby makijaż) i zdejmują je dopiero do właściwych zdjęć. Ponadto trzeba było zmienić nieco scenariusz, usuwając z nowych odcinków… sceny z całowaniem i przytulaniem. Wszystko przez koronawirusa.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)