Prawnik, który został muzykiem Ich Troje. Michał Drabarek o pasji i spełnianiu marzeń
Mówi się, że największe szczęście to mieć pracę, która jest Twoją pasją – wtedy nie spędzisz ani jednego dnia w pracy. Warto więc rozwijać w dzieciach to, do czego mają predyspozycje, by dać im szansę na naprawdę szczęśliwe życie. O tym jak rozwijać pasję rozmawiamy z Michałem Drabarkiem, prawnikiem, które swoje szczęście odnalazł w muzyce.
Prawnik czy muzyk?
Michał Drabarek: Jedno i drugie. Muzyka była obecna w moim życiu od najmłodszych lat. Od 7 roku życia chodziłem do szkoły muzycznej, gdzie grałem na skrzypcach i fortepianie. W liceum kontynuowałem tą ścieżkę. Jestem absolwentem średniej szkoły muzycznej w klasie skrzypiec i fortepianu.
Dlaczego więc poszedłeś na prawo, skoro to z muzyką związana była Twoja wcześniejsza edukacja?
Od dziecka, poza muzyką, interesowałem się również historią więc prawo było o wiele bliżej niż np. medycyna. Studia prawnicze rozwinęły we mnie zdolności szybkiego zapamiętywania i kojarzenia faktów oraz analitycznego myślenia. W pewien sposób nauczyły mnie konsekwencji w działaniu i rzetelnego wypełniania obowiązków. Poza tym jest to konkretny zawód, taki plan B, choć bardziej się skłaniałem ku planowi A.
Skrzypce czy pianino to nie są instrumenty, w których realizujesz się dzisiaj.
Prawda. Moją pierwszą gitarę znalazłem na strychu w domu dziadków, miałem może wtedy ze 12 lat. W młodości grała na niej moja babcia. Była to stara klasyczna gitara, niezbyt wygodna, z metalowymi strunami, które wżynały się w palce przy każdym mocniejszym dociśnięciu. Nie przeszkodziło mi to jednak w nauczeniu się akordów, a po paru miesiącach kilku piosenek. Natomiast na gitarze elektrycznej zacząłem grać w wieku 16 lat.
Studia nie zmieniły Twoich pragnień – ciągle marzyłeś o karierze muzyka?
Zaraz po studiach w 2004 r. wyjechałem do Londynu, żeby zobaczyć trochę świata i odpocząć od książek, testów i egzaminów. Moim marzeniem była praca w sklepie muzycznym, co w tamtym czasie było "luksusem" patrząc na prace innych polskich emigrantów. W Londynie trafiłem na Denmark Street, była to wtedy i chyba jest do dzisiaj, najsławniejsza ulica ze sklepami muzycznymi na świecie, tzw. Tin Pan Alley. Miałem dużo szczęścia, bo dosłownie po paru dniach "rozdawania" CV dostałem się do sklepu Rose-Morris oraz Musicroom. Praca była ciężka, ale byłem w siódmym niebie, mogłem grać 10 godzin na gitarze i jeszcze mi za to płacili.
W 2009 r. wyjechaliśmy z żoną w podróż poślubną do USA, która trwała aż 6 m-cy. Tam też ciągnęło mnie do muzyki i ciągle szukałem możliwości realizowania się w niej. Na tak, krótki okres jaki byłem w LA udało mi się dostać do lokalnego zespołu rockowego, nagrać z nimi teledysk i po koncertować na słynnym Sunset Strip. Graliśmy w Rainbow Bar & Grill, w miejscu, gdzie zaczynali Guns`n Roses, Motley Crue, Metallica czy Van Halen. Wiem, że był to ulubiony bar Lemmy`ego Kilmistera z Motorhead, niestety nie udało się go spotkać. Ameryka skradła moje serce i obiecałem sobie tam wrócić.
Ale nie porzuciłeś marzeń o scenie, kiedy wróciłeś do Polski?
Po powrocie do kraju współpracowałem z kilkoma mniej lub bardziej znanymi kapelami z warszawskiego undergroundu. Z alt-rockowym Electric Lemons dotarliśmy aż do półfinału eliminacji do Polandrock (wtedy jeszcze Przystanek Woodstock) z kolei z metalowym V8, wygraliśmy kilka przeglądów i lokalnych konkursów, znaleźliśmy się na składance Polish Independent Music Compilation wydanej potem przez Empik i zaliczyliśmy parę bardzo udanych występów chociażby z zespołem Kult czy Turbo. Jednocześnie cały czas byłem nauczycielem gitary i pianina w szkołach muzycznych Yamaha, co sprawiało mi dużo frajdy.
Ciągle też szukałem możliwości, by dalej się rozwijać i realizować. W 2017 roku natrafiłem na ogłoszenie na Facebooku o tym, że Michał Wiśniewski szuka gitarzystów do Ich Troje. Mimo, iż nie byłem ich fanem postanowiłem spróbować i wysłać swoje zgłoszenie. Jakież było moje zdziwienie, gdy otrzymałem informację zwrotną o terminie castingu. Przygotowałem ustalony wykaz utworów i poszedłem na casting. Jeśli dobrze pamiętam było ok. 30 – 40 chętnych gitarzystów. Na casting, jako chyba jedyny, wziąłem cały swój sprzęt, w tym długoletni wysłużony wzmacniacz, po to, żeby zabrzmieć po swojemu. Musiałem zrobić wrażenie, bo po kilku dniach zadzwonił do mnie Michał Wiśniewski i zaproponował współpracę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I tak zacząłeś spełniać marzenia jako gitarzysta Ich Troje?
W Ich Troje grałem przez 5 lat, zagrałem ok. 130 koncertów i nagrałem 2 płyty. O grze w tym zespole mógłbym chyba napisać książkę. Jest to bardzo barwne doświadczenie i przygoda życia. Z dziesiątek koncertów mógłbym choćby wspomnieć 2 występy w Opolu, 2 w Operze Leśnej, występ na arenie w Hamburgu czy Jubileuszowy koncert telewizyjny w Polsacie. Można powiedzieć, że było to spełnienie marzeń o występach dla bardzo dużej publiczności. A często podczas bisów, kiedy wyjmowałem monitory z uszu to ryk ludzi śpiewających te wszystkie hity, które zna cała Polska, powodowały ciarki na całym ciele. Tego się nie da opisać. To była bardzo fajna przygoda i niezapomniane doświadczenie koncertowe.
I co będzie dalej? Jakie są Twoje plany?
Zawsze marzyłem o mieszkaniu w USA i powoli to marzenie nabiera kształtów. Ostatnio spędzałem wakacje na Florydzie z rodziną, i spodobało się nam tam do tego stopnia, że postanowiliśmy się tam przenieść. Zamierzam otworzyć swoją własną szkołę muzyczną w zachodniej Florydzie. Po 15 latach doświadczenia jako nauczyciel gitary postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Chciałbym połączyć naukę gry na instrumentach, z poznawaniem fajnej muzyki, uczyć takich utworów i piosenek, które wywołują uśmiech na twarzy i tworzą energię. Nie powodują znudzenia czy uczucia, że trzeba coś odegrać "z obowiązku". Muzyka jest częścią człowieka od początku istnienia ludzkości, często nie zdajemy sobie sprawy jak ważną rolę spełnia. I to właśnie będę przekazywać w mojej szkole. Chce zaszczepiać w dzieciach tą samą pasję, w której zaszczepiła się we mnie, i która pokazała mi, że będąc dostatecznie wytrwałym, pracując ciężko, można robić to co się kocha – a to jedno z największych szczęść jakie możemy mieć w życiu.