Podział widowni? Burza w szklance wody. Liczyła się wspólna zabawa z Beatą Kozidrak
Podziały i segregacja na sopockim Super Hit festiwalu? Nic bardziej mylnego. Owszem, kontrola zaszczepionej i niezaszczepionej widowni na wejściu była wżmożona, ale w samej Operze Leśnej wszyscy już bawili się wspólnie jak za starych, dobrych festiwalowych czasów.
26.06.2021 | aktual.: 06.03.2024 21:12
Tegoroczny SuperHit Festival wzbudził sporo emocji. Nie tylko dlatego, że wrócił do Sopotu po rocznej przerwie związanej z pandemią i nie tylko ze względu na listę występujących w Operze Leśnej. Festiwal powrócił i musiał się dostosować do nowych warunków – przede wszystkim panujących wszędzie od przeszło półtora roku rygorystycznych wymogów sanitarnych..
Organizacja koncertów i festiwali muzycznych już drugi sezon stała pod znakiem zapytania. Długo nie było wiadomo, jakie wytyczne będą obowiązywać w letnim sezonie koncertowym, a artyści i organizatorzy domagali się jasnych wskazówek od rządu i odmrożenia koncertów. Kiedy w końcu rządzący zdecydowali się nieco poluzować obostrzenia, nie było to rozwiązanie w pełni satysfakcjonujące branżę.
Organizatorzy stanęli przed dylematem – realizowania wydarzeń z dużym ograniczeniem publiczności, ale możliwością zaproszenia wszystkich, co przy niewielkiej widowni jest mało rentowne, przeniesienia imprez na kolejny rok albo w końcu organizowania ich tylko dla zaszczepionych na COVID-19 i z możliwością zaproszenia zdecydowanie większej publiczności (w przypadku Pol’and’Rock to przeszło 20 tys. osób).
Polsat podszedł do sprawy jeszcze inaczej i zdecydował się wraz z organizatorami na nowatorskie rozwiązanie – podział widowni na sektory: dla zaszczepionych i niezaszczepionych. Ci pierwsi musieli przed wejściem okazać certyfikat zaszczepienia i mogli zająć więcej miejsc w sektorach, ci drudzy siadali na widowni w odpowiednich odstępach.
Decyzja wzbudziła sporą dyskusję w sieci – wielu internautów nie kryło oburzenia decyzją i nazywali to rozwiązanie wprost sergegacją sanitarną. W rzeczywistości zaś organizatorom zależało jednocześnie na bezpieczeństwie uczestników i możliwości zaproszenia większej liczby widzów.
Jak to wyglądało w praktyce? Jak zawsze, okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a całe zamieszanie można byłoby podsumować stwierdzeniem "wiele hałasu o nic". Nie można jednak odmówić organizatorom przygotowania – na maszerujących do Opery Leśnej widzów czekało główne wejście podzielone na dwie części.
Po lewej ochrona zapraszała niezaszczepionych, po prawej nawoływano tych, którzy mają udokumentowane przyjęcie preparatu. Zaszczepieni widzowie tuż przy bramie musieli przedstawić albo wydrukowany certyfikat szczepienia, albo kod QR w aplikacji. To jednak nie wszystko. Za bramą czekały na nich specjalne, festiwalowe opaski. Jak tłumaczyli organizatorzy, zakładane po to, by ochronie było później łatwiej odróżnić, kto ma miejsce w odpowiednich sektorach. – To jak wejście na prom kosmiczny – komentował pół żartem, pół serio jeden z wchodzących. Na widzów czekały także zapasowe maseczki i standardowe oświadczenia uczestników wydarzenia w związku ze stanem epidemii COVID-19 do wypełnienia.
Co z widzami niezaszczepionymi? Wbrew obawom, ani protestów, ani awantur nie było. Widzowie spokojnie zmierzali do wejścia, kierując się do odpowiednich bramek. – Nie mieliśmy problemów. Chcieliśmy zorganizować festiwal możliwie jak najlepiej, zapewniając bezpieczeństwo. A publiczność jest spragniona koncertów – dowiedzieliśmy się. Komentarzy wchodzących była jednak cała paleta – od tych o "obrączkowaniu zaszczepionych", po stwierdzenia, że nowe wytyczne nie są problemem.
A co za bramą? Tu już o obawach o niebezpiecznym podziale widowni można było zupełnie zapomnieć. Publiczność mieszała się i przy strefie gastronomicznej i pomiędzy sektorami, gdzie widzowie szukali swoich odpowiednich miejsc. Rzeczywiście było widać, że w niektórych sektorach publiczności jest nieco więcej, w innych zajmujący miejsca starali się zachowywać między sobą odstępy. Ale czy jedni bawili się gorzej od drugich albo czuli gorzej? Zdecydowanie nie.
Wystarczyło, że na scenę wyszła Beata Kozidrak, a na widowni raz po raz rozlegały się gromkie brawa, okrzyki, śmiechy i wspólne śpiewy. Wielu trudno było usiedzieć na miejscach, zwłaszcza gdy Kozidrak sama zachęcała do poderwania się z siedzeń i zabawy. A w końcu to był tylko początek festiwalu, a na zgromadzonych czeka jeszcze moc atrakcji, w tym występ tegorocznych zwycięzców Eurowizji. Nastroje publiczności są iście festiwalowe, a sopocki festiwal Polsatu pokazuje, że nawet jeśli przyszłość tego typu imprez może wyglądać w ten sposób, to nie odejmuje chęci do zabawy.