Trwa ładowanie...
15-04-2010 15:44

Początek nowej ery

Początek nowej eryŹródło: komiks.wp.pl
d17iqxy
d17iqxy

Pojawił się on w jednym z dwóch największych amerykańskich wydawnictw komiksowych w akurat wtedy, gdy Joe Quesada zostawał redaktorem naczelnym. Nowy szef Marvela postanowił przywrócić blask tytułom w nazwie, których znajdowało się słowo "Avengers" i do zadania tego zaprzągł właśnie Bendisa - doskonale zapowiadającego się scenarzystę, który do dnia dzisiejszego sprawuje funkcję głównego architekta świata Spider-Mana i spółki. Do jego zespołu dobrano m.in. kanadyjskiego rysownika Davida Fincha, który miał sprawić, że historia ostatnich chwil największej superdrużyny Marvela posiadać będzie godną tego wydarzenia oprawę graficzną.

Fatalne dla Mścicieli wypadki rozpoczęły się wraz z jubileuszowym, pięćsetnym numerem serii "Avengers" i trwały przez kolejne trzy numery, które wraz z komiksem "Avengers: Finale" znalazły się w wydaniu zbiorczym wypuszczonym przez Muchę. Spokojny dzień, w którym głównie męska część drużyny zajęta jest rozmową na temat kobiet, zostaje przerwany przez pojawienie się nieżyjącego ponoć bohatera. Ale to dopiero pierwszy z kataklizmów, spotykających Mścicieli tego dnia. Kolejnym jest kompromitujące wystąpienie Iron Mana na posiedzeniu ONZ. A dalej jest już tylko gorzej.

Bendis, dla którego "Avengers: Disassembled" było jednym z pierwszych poważnych sprawdzianów w Marvelu, stworzył całkiem dobrą superbohaterską nawalankę, która nie odbiega specjalnie oryginalnością od innych, podobnych jej historii. Jest dużo scen akcji, grupowych pojedynków i tragicznych zgonów, a największe zaskoczenie wiąże się z tym, kto stoi za wszystkimi tymi kataklizmami**. Gdyby nie to, że owe kilka numerów (wraz z oddzielnym epilogiem z gościnnym udziałem kilku doborowych rysowników) na długie lata wyznaczyło kierunek uniwersum Marvela i było pierwszym z wielu wielkich, niemal corocznych wydarzeń, "na stałe" zmieniających cały świat Domu Pomysłów, dziś mało kto pamiętałby o ich istnieniu.**I tutaj upatruję największą zaletę tej historii - bez niej przyszłość nie tylko tej supergrupy nie byłaby tak ciekawa.

Chwała Musze, że zdecydowała się wydać ten komiks i zapoczątkować tym samym nadrabianie superbohaterskich zaległości rodem z Marvela.* Domyślam się jednak, że dla czytelników, którzy wcześniej nie mieli styczności z Mścicielami, odnalezienie się w tym świecie, z wieloma nieznanymi bohaterami, nie musi być tak przyjemne jak powinno.* Wydaje się jednak, że nawet w takim przypadku warto pomęczyć się nieco nad lekturą tego wydania zbiorczego, żeby później swobodnie czuć się przy planowanych przez wydawnictwo kolejnych, następujących chronologicznie po "Avengers: Disassembled", wydarzeniach.

Więcej o gwiazdkach Komiksomanii możecie przeczytać tutaj.
Autor jest redaktorem serwisu Kolorowe Zeszyty i bloga Larsenofilia.blogspot.pl.

d17iqxy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d17iqxy