Piotr Pręgowski: Mam parcie na szkło!

Choć sam nie pije, dorobił się na tanim winie marki „Mamrot”, a zarobione pieniądze zainwestował w sztukę. Piotr Pręgowski, czyli dobroduszny Pietrek z serialu „Ranczo”, przyznaje, że ma „parcie na szkło”!

Przekonać o tym będzie się mógł każdy, kto obejrzy jego przedstawienie muzyczne „Parcie na szkło”. Niebawem aktora można też będzie podziwiać w roli ofermowatego policjanta w serialu „Ludzie Chudego

Piotr Pręgowski: Mam parcie na szkło!
Źródło zdjęć: © AKPA

18.05.2010 13:39

- Słyszałam, że masz ostatnio duże parcie na szkło. Mógłbyś się z tego wytłumaczyć?

Mam! Bo to jest jak wirus. Pracuję w takiej branży, że ci, którzy nie mają parcia na szkło, marnie giną. Oczywiście, żeby odnieść sukces, trzeba też mieć trochę szczęścia. Znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Ale to banał. Z tym parciem jest podobnie jak podczas narodzin dziecka. Mówią: przyj, przyj! No to prę (śmiech).

- Postanowiłeś podejść do sprawy profesjonalnie i pokazać jak to „parcie” wygląda na scenie w przedstawieniu "Parcie na szkło"...

To mój autorski projekt. Tak więc moje parcie jest o tyle zasadne, że jak nie będę przeć, to nic się nie urodzi i proces twórczy zostanie przerwany. Nie jest łatwo zaistnieć na rynku medialnym. Ogólny chaos, mało miejsca, dużo chętnych i produkty różnej jakości. Z jednej strony to bardzo dobrze, bo łatwiej dostrzec te wyjątkowe. Z drugiej bardzo źle, bo te lepsze nie mogą się przebić. Wiadomo, każdy zabiera się za coś z nadzieją, że to będzie dobre. Gdyby wiedział, że wyjdzie gówno, dałby sobie spokój.

- Gdzie jest granica, której byś nie przekroczył w wyścigu o popularność...

Nie wyznaczam sobie żadnych granic. Widzowie znają mnie nie od dziś i wiedzą dokładnie, czego mogą się po mnie spodziewać. Czym ja mogę zaskoczyć? Niemoralnym zachowaniem, "upojstwem", czy zażywaniem nielegalnych preparatów? W dzisiejszych czasach to nic nowego. Nikt by się nie zdziwił! No, może dla niektórych jest zaskakujące, że w ogóle nie piję alkoholu. Jestem obrażony na używki. Granice są chyba oczywiste...

- A tyłek byś pokazał publicznie?

Rozumiem, że to aluzja do pani Joanny S., która pokazała tę część ciała podczas spektaklu Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym. Z tego co wiem, koleżanka, która tyłek pokazała, miała rację. Chciała tym samym dać do zrozumienia, że ma w dupie metody pracy pana reżysera. Koledzy, którzy byli na widowni, stwierdzili, że niezły tyłek. Czyli bardzo dobrze koleżanka się trzyma, choć już nie w wiośnie życia, a w grupie seniorów raczej lub oldboyów. Poza tym nie daje się tłamsić, nie chce być narzędziem, ale twórcą. Dla mnie to akt odwagi. Zawsze warto coś pokazać w jakiejś sprawie. Gdybym miał okazję, też bym pokazał, ale nie mam (śmiech).

- W swoim nowym przedstawieniu "Parcie na szkło" będziesz pokazywał nie tyle tyłek, co twarz, i to w kilku wersjach. Jednym słowem, pokażesz się z wielu stron...

Mam nadzieję, że publiczność dopisze i będzie pozytywnie zaskoczona. Zresztą ludzie wiedzą, że moja obecność na scenie i ekranie jest gwarancją dobrej zabawy, fajnego śmiechu, humoru z łezką i humoru czasem nieokiełznanego. Z jednej strony - gaz do dechy, z drugiej - moment na zastanowienie. - Jednym słowem to dobry moment w twoim życiu...

Nadszedł czas, że niczego nie muszę już udowadniać. Jestem bardzo popularny, jestem świetnym komikiem, wiem o tym. Gdybym mówił, że nie wiem, byłbym chyba niedorozwinięty, choć to również nie jest wykluczone (śmiech). Jeśli wszyscy mówią mi, że jestem dobrym komikiem i śmieją się, to znaczy, że tak jest. Poza tym mam już tyle lat, że mogę takie rzeczy wygadywać (śmiech). Gdybym miał 20 lat i mówił, że jestem wspaniały, to byłoby podejrzane.

- To chyba wielka frajda, móc wcielać swoje pomysły w życie...

To cudowne, kiedy możesz robić to, co chcesz. Inna sprawa, że mnie na to stać. Jest wielu twórców, którzy mają ręce związane budżetem. Ja mogłem sobie pozwolić na zamówienie kompozycji u Krzesimira i Radzimira Dębskich, choreografii u Roberta Kochanka, czy kostiumów u Anny Brodzińskiej, którą poznałem jak robiliśmy dla Jedynki program "Gotowi na ślub".

- Tak się złożyło, że Ty, osoba nietrunkowa, dorobiłeś się na winie i to z nie najwyższej półki, mówiąc krótko na „Mamrocie”...

Wiesz, giganci polskiego show biznesu i polityki, najbogatsi ludzie w tym kraju, dorabiali się na tanim winie, bo to produkt, który uderza w szerokie masy. Jak masz zacne, drogie whisky - butelka za 6 tysięcy - no to kto cię zna! A jeśli sam produkujesz tanie wino, i sięgnie po nie kilka milionów ludzi, to 6 tysięcy łatwo się uzbiera. Podczas gdy tamto whisky wciąż leży na górnej półce.

- Czego konkretnie dorobiłeś się na tym winie?

Nie wiem, jak to powiedzieć. Cały czas mieszkam w tym samym bloku. Nie dorobiłem się majątku i sądzę, że mi to nie grozi. Oczywiście, pieniądze, które mam dzięki swojej pracy są całkiem przyzwoite. Ale nie jest to znowu jakaś niewyobrażalna fortuna. Nie mam fabryki chrupek ani rozlewni napojów wyskokowych. Nie ma się co porównywać! Pieniądze, które zarobiłem, zainwestowałem w następny projekt, więc fizycznie już ich nie ma. Są szafy pełne kostiumów, melodie nagrane na płytach i ludzie, którzy znają teksty. To wszystko. Tyle że mogę być spokojny o ciągłość finansową.

- Taki łańcuszek twórczości - tworzysz i to, co zarobisz, dalej inwestujesz...

Na razie ten łańcuszek składa się z dwóch czy trzech ogniw. Ale już są następne projekty. Cały czas dopracowuję przedstawienie "Parcie na szkło", ale myślami jestem już gdzie indziej. Kombinuję, czy w przyszłości zagrać samemu, czy zatrudnić kolegów. Zastanawiam się, czy dam radę pogodzić wszystkie terminy. Wkroczyłem właśnie w serial "Ludzie Chudego". Za chwilę dojdzie drugi, czyli kolejna seria "Rancza". Dla swego nowego pomysłu zrezygnowałem z wolnych niedziel. A za chwilę okaże się, że nie mam też wolnych sobót. Ot, kłopoty bogactwa (śmiech).

- W zawodzie, który wykonujesz, różnie bywa. Jak to mówią - raz na wozie, raz pod wozem. Pamiętasz swoje aktorskie chude lata?

Pewnie! Uprawiałem wtedy tak zwane aktorstwo peryferyjne. Robiłem wszystko, tylko nie to, co powinienem – imprezy dla dzieci i dorosłych. Potem, już bardziej profesjonalnie, pracowałem jako wodzirej. - Od dawna masz jednak to szczęście, że pracujesz we własnym zawodzie. Chude lata odeszły w niepamięć, za to od kwietnia rozpocząłeś serial "Ludzie Chudego". Tak się składa, że część ekipy jest ekipą ranczową...

Ten rynek jest tak mały, że można powiedzieć, jesteśmy jedną wielką rodziną serialową. „Ludzie Chudego” to dla mnie nowa przygoda. Jestem szczęśliwy, że znów mogę pracować na planie z tak utalentowaną osobą jak Czarek Żak. To aktor-marzenie, człowiek, z którym chciałoby się pracować za wszelką cenę. Moim zdaniem powinien być zdeponowany w Sevres pod Paryżem jako absolutny wzorzec uczciwości zawodowej i profesjonalnego podejścia do zawodu. Wystarczy jedno jego spojrzenie na planie, a łapię wiatr w żagle.

- Cezary Żak gra w serialu twego szefa, czyli tytułowego Chudego. Do waszej serialowej paczki należy też, znany wcześniej z „Pitbulla”, Michał Żurawski...

Niezwykle utalentowany młody człowiek! Swoją drogą, ja też zagrałem w "Pitbullu", ale nigdy go nie oglądałem. Ten serial był dla mnie za poważny i zbyt serio. Za bardzo się stresowałem.

- Podobno Twój bohater, Marian Kociński, to ofermowaty i neurotyczny gość. W dodatku policjant...

Broń, przemoc, przestępstwa, pościgi, napady - to dla policjantów chleb powszedni. Nasz los czasem bywa tragiczny, czasem śmieszny. Mój bohater ma strukturę bardzo skomplikowaną psychologicznie. Uwikłany w różne problemy życiowe, nieszczęśliwie zakochany, na szczęście w kobiecie (śmiech). Cierpi bezgranicznie – a do tego praca, którą wykonuje, nie jest usłana różami. Całe szczęście, znalazło się trzech takich jak on. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!

- Śmieszny to będzie serial?

Taką mam nadzieję. Choć muszę przyznać w trakcie gry jesteśmy bardzo poważni. Za to sytuacje, w które się pakujemy, komiczne. Ale to nie sitcom w rodzaju "13 posterunku", ani nie "Gang Olsena".

- Gdzie realizowane są zdjęcia?

Na Pradze. Naszym serialowym komisariatem jest słynny komisariat na ulicy Cyryla i Metodego, przy cerkwi. Nieszczęśliwe miejsce, wiele tragicznych rzeczy działo się tam w czasie wojny i po jej zakończeniu. Policjanci się stamtąd wynieśli, bo cerkiew odzyskała prawo do budynku. Praga to zupełnie inna część Warszawy. Przez wiele lat zapomniana i niechciana. Ocalało mnóstwo kamienic, w różnym zresztą stanie. Trochę jak dwa miasta...

- Buda i Peszt?

Dokładnie. Choć więcej jest bud (śmiech).

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/AKPA Polska Press

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)