Pierwszy Polak wygrał "Ninja Warrior". Sędziowie mieli wątpliwości
17.04.2024 12:11, aktual.: 17.04.2024 16:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tylko 11 osób na całym świecie wspięło się na szczyt góry Midoriyama przed upływem czasu w finale programu "Ninja Warrior". 24-letni Jan Tatarowicz dokonał tego jako pierwszy Polak i później musiał miesiącami ukrywać radość ze swojego sukcesu. W rozmowie z WP opowiedział o dniu, w którym zwyciężył, wątpliwościach sędziów i planach na przyszłość.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Jak się dziś czujesz jako zwycięzca najnowszej edycji programu "Ninja Warrior"?
Jan Tatarowicz, trener personalny, zwycięzca najnowszej edycji programu "Ninja Warrior Polska": Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Właśnie wracam do Gdańska z Warszawy, z oglądania finału. Noc była długa, więc jestem trochę zmęczony, ale przede wszystkim - pełen radości. Raz - z samego zwycięstwa, a dwa - z tego, że już nie muszę tego ukrywać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Długo musiałeś?
Dziewięć miesięcy!
Jak to?
Finał nagrywany był na przełomie czerwca i lipca 2023 roku. Od tego czasu musiałem siedzieć cicho, nie mówić nic nikomu, a na dodatek ukrywać statuetkę przed gośćmi, którzy mnie odwiedzali.
Kto wiedział?
Moja dziewczyna, która była ze mną na nagraniach i ludzie z mojej ekipy. Nikt więcej. Wszystkim, którzy pytali i próbowali coś ze mnie wyciągnąć, musiałem powtarzać: "jakoś poszło, zobaczymy, wszystko się niedługo wyjaśni". I inne tego typu formułki. Ale najwyraźniej jestem dobry w ukrywaniu tajemnic, bo udało mi się nie zdradzić nikomu wyniku finału.
Pamiętasz nagranie sprzed dziewięciu miesięcy? Ten moment, kiedy wygrałeś?
To był długi moment, bo musiałem czekać na wynik weryfikacji. Chodziło o to, że zapaliły się czerwone światła i pojawiły się wątpliwości, czy zmieściłem się w czasie. Jury musiało to dokładnie sprawdzić. Trwało to kilka minut i nie ukrywam, że to były chyba najdłuższe minuty w moim życiu. Ale kiedy ogłosili, że nie było przekroczenia czasu i wygrałem, nerwy i emocje puściły. Rozpłakałem się wtedy jak dziecko. Ze szczęścia oczywiście.
Jakie są reakcje na twoje zwycięstwo?
Niektóre widać już dziś - moje media społecznościowe od momentu emisji finału w telewizji po prostu wybuchły: przez kilkanaście godzin ilość obserwujących zwiększyła się o kilka tysięcy. Ludzie piszą i mówią mi bardzo miłe rzeczy. Gratulują, zwierzają się, że dzięki mojemu sukcesowi czują się dużo bardziej zmotywowani, żeby przekraczać własne ograniczenia. Kilka osób mówiło mi też, że jestem inspiracją dla nich samych czy dla ich dzieci, które "chcą być jak Janek Tatarowicz". To oczywiście bardzo mnie cieszy i schlebia mi mocno.
A w kwestiach zawodowych i dalszych kroków w twojej karierze?
Jasne, że motywuje mnie to do podejmowania dalszych wyzwań: myślę dziś np. o występie w którejś z zagranicznych edycji programu. A na poziomie zawodowym - właśnie otwieramy z moją dziewczyną salę treningową Tatars Workout Center. Chcemy zachęcać, żeby korzystało z niej jak najwięcej osób. Zależy nam zwłaszcza na zainteresowaniu młodzieży. Młodzi ludzie mają dziś bardzo mało okazji do aktywności fizycznej: nie ruszają się za dużo, wszędzie są wożeni. To kiedyś będzie się mocno odbijać na ich sprawności i zdrowiu.
Na ile inspirujące mogą być dla nich takie programy jak "Ninja Warrior"?
Myślę, że bardzo. Jest w nich dobry balans: trochę rywalizacji, ale więcej zabawy. Pokazują też, że warto dążyć do celu, starać się być coraz lepszym, przekraczać bariery w swojej głowie. To zdecydowanie lepsze niż freak fighty, tam nie ma takiego pozytywnego przekazu.
Ale tam są większe pieniądze i szersza publiczność. Gdybyś dostał propozycję walki w oktagonie, zgodziłbyś się?
Dobre pytanie, sam się nad tym zastanawiałem. Myślę, że raczej nie zdecydowałbym się na to. Nie chcę mieć obitej głowy! Zdecydowanie bardziej wolę sport przeszkodowy i walkę z samym sobą i swoimi słabościami.
Co powiedziałbyś dziś tym, którzy mówią, że jesteś dla nich inspiracją?
Że zawsze w naszym życiu pojawiają się trudności - nie tylko te sportowe czy wysiłkowe oczywiście - które wydają się nie do przekroczenia. Niech mój przykład pokazuje, że można je przekroczyć, wystarczy tylko wyjść ze swojej strefy komfortu, a potem pewnie i konsekwentnie iść do przodu.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" pochylamy się nad "Mocnym tematem" Netfliksa, załamujemy ręce nad szokującą decyzją Disney+, rzucamy okiem na "Nową konstelację" i jedziemy do Włoch z "Ripleyem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: