Pierwszą edycję "Big Brothera" oglądałem będąc dzieckiem. Po latach ponownie siadam do seansu
Kiedy Manuela zarywała łóżko na oczach milionów widzów, stałem u progu pokoju, z ukrycia oglądając "Big Brothera", tak żeby nie zauważyli mnie rodzice. Miałem zaledwie 6 lat, ale bohaterów popularnego reality show pamiętam do dziś. Jak po latach ogląda się ten program?
14.03.2019 | aktual.: 14.03.2019 15:31
"Big Brother" był jednym z najbardziej przełomowych telewizyjnych show. Uczestnicy programu bardzo szybko stawali się idolami widzów w każdym wieku. W latach 2001–2002 odbyły się trzy polskie edycje programu emitowane na antenie TVN. Była to niepowtarzalna okazja dla tych, którzy marzyli o łatwej popularności.
Manuela Michalak, Klaudiusz Ševković, Piotr Gulczyński i Janusz Dzięcioł szczególnie zapadli w moją pamięć. I choć od emisji "Big Brothera" minęło 18 lat, rozpoznawalnością cieszą się do dzisiaj.
- Ludzie ciągle zaczepiają mnie na ulicy. I choć nie zawsze pamiętają, jak się nazywam, to dokładnie wiedzą, kim jestem - zdradził jakiś czas temu Klaudiusz Ševković w rozmowie z WP Gwiazdy.
Zakazany owoc
Pamiętam, że "Big Brother" był objawieniem wśród raczkujących w Polsce programów telewizyjnych. Ekscytacja związana z oczekiwaniem na nowe odcinki ulubionych seriali na Netflixie to nic w porównaniu z tym, jak żądni wiedzy byli Polacy, na temat tego, co nowego dzieje się u bohaterów zamkniętych w domu "Wielkiego Brata".
Show emitowane było późnymi godzinami wieczornymi - teoretycznie wtedy powinienem być już w łóżku. W końcu miałem 6 lat. Z kontrowersyjnym programem nie powinienem mieć żadnych wspomnień. A jednak.
Każdy fan "Big Brothera" pamięta chyba czołówkową piosenkę De Mono "Poznaj siebie". Wystarczyła jedna nutka, żebym czatował w przedpokoju, aż zacznie się seans.
Kiedy Manuela zarywała łóżko na oczach milionów widzów, stałem u progu pokoju, z ukrycia oglądając "Big Brothera", tak żeby nie zauważyli mnie rodzice. Nie chcieli, żebym oglądał kontrowersyjny program. Umówmy się, podglądanie ludzi zamkniętych tygodniami w jednym domu to nie najlepsza rozrywka dla dziecka.
Później "Big Brothera" oglądałem u cioci, która przymykała oko na to, co akurat leci w telewizji.
Zresztą do dzisiaj piję kawę z kubka, na którym widnieją wizerunki "idoli" z dzieciństwa.
Jeszcze raz obejrzałem pierwszy odcinek
Po 18 latach postanowiłem odświeżyć pamięć i jeszcze raz przyjrzeć się show, którym niegdyś tak się zachwycałem. Ze smutkiem przyznaje, że dzisiaj "Big Brother", przedstawiony w takiej formie, przepadłby wśród innych bardziej kontrowersyjnych programów.
Po obejrzeniu pierwszego odcinka stwierdzam, że było to po prostu przaśne show dla mało wymagającego widza. Dawniej faktycznie produkcja miała prawo cieszyć się ogromnym zainteresowaniem.
Zachowania przedstawione przez show TVN na co dzień uchodziły za tematy tabu. Nagość, wulgaryzmy i płomienne romanse na oczach widzów. Dzisiaj takie sceny już nikogo nie szokują. To wszystko w spotęgowanej dawce mamy w "Warsaw Shore", które bliższe jest mojemu pokoleniu.
Oprócz tego, że w domu "Wielkiego Brata" podglądało się życie uczestników, program nie przedstawiał żadnych patologicznych zachowań. Uczestnicy dostawali zadania, liczyła się współpraca, stosunek do innych i zdobywanie sympatii widzów. Wszystkim zależało na finansowej wygranej, a jedynymi używkami, z tego co pamiętam, były papierosy.
Ekscytację budził fakt, że był to pierwszy polski program, w którym kamery śledziły uczestników przez całą dobę. Co więcej z odcinka na odcinek w oczach widzów wyrastali oni na idoli.
Dzisiaj nie rozumiem, jak mogłem podziwiać bohaterów show. Ich zachowanie często było prostackie, a teksty, jakimi się do siebie zwracali, były po prostu płytkie.
Wszyscy fani pamiętają sytuację, w której Alicja spoliczkowała Gulczasa. Miała jeden prosty powód. Mężczyzna napastliwie patrzył w jej biust. Co szokuje z perspektywy czasu, uczestnicy stanęli po stronie Piotra. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że kobieta przesadziła. Dzisiaj, w dobie ruchu #metoo, taka sytuacja nie przeszłaby bez echa w mediach.
Ogromnym zaskoczeniem z perspektywy czasu jest Martyna Wojciechowska. Po pierwsze teraz w ogóle nie przypomina siebie z dawnych lat, a po drugie w programie podsycała romanse i skandale, do których nie trzeba było zbyt długo namawiać uczestników. Przypomnijmy, że sama niechętnie zwierza się ze swojego życia prywatnego.
Trudno wierzyć w powodzenie nowego "Big Brothera"
Wiosną w TVN7 zobaczymy kolejną odsłonę popularnego reality-show. Od ostatniej edycji minęło 11 lat. Szczerze nie wierze, że w nowym "Big Brotherze" możemy zobaczyć coś, czego jeszcze nie widzieliśmy w programach telewizyjnych.
I choć TVN7 dokłada wszelkich starań, żeby przyciągnąć widzów przed telewizory, to mam wrażenie, że słupki oglądalności nie podskoczą tak wysoko jak w przypadku pierwszej edycji reality show.
Przypomnijmy, że finał przyniósł oglądalność bliską prawie 10 milionów telewidzów. Był to zresztą najchętniej oglądany program telewizyjny w Polsce w 2001 roku.