Pięć minut Jarosława Jakimowicza. Nie zawaha się ich użyć
Moi pracodawcy są bardzo zadowoleni – mówi w rozmowie z WP Jarosław Jakimowicz. W przypadku prowadzącego program "W kontrze" w TVP Info to jedna z niewielu opinii, z którą nie sposób polemizować.
Gdybym miał napisać sylwetkę Jarosława Jakimowicza przed listopadem 2019 roku, zobaczylibyśmy w niej faceta z niezwykle barwną przeszłością.
Awanturnika z mnóstwem przygód, często nie do końca legalnych. Człowieka ze znajomościami nie tylko w świecie filmu i sportu, ale też w przestępczym półświatku.
Byłaby to osoba pełna sprzeczności. Z jednej strony konserwatywny gość kierujący się w życiu twardymi, ulicznymi zasadami. Z drugiej ktoś, kto nie ma problemu z typowo celebryckim afiszowaniem się ze swoim życiem prywatnym. Taki byłby Jakimowicz "rocznik" 2019.
Tyle że piszę o nim w roku 2022. W ciągu tych trzech lat zdążył zaprzeczyć wielu historiom na swój temat - włącznie z tymi, które sam opowiedział we własnej autobiografii. Czyli w książce, która miała być - zgodnie ze wstępem - "szczera do bólu".
Zarysowanie sylwetki Jakimowicza na podstawie jego własnych opowieści to zadanie karkołomne, bo - jak się okazuje - nie jest wiarygodnym źródłem historii na swój własny temat.
Z góry ostrzegam: opisana przeze mnie przeszłość Jarosława Jakimowicza może być w stu procentach prawdziwa lub całkowicie zmyślona.
Wszystkie informacje oprę na wypowiedziach prowadzącego "W kontrze" - tych z licznych wywiadów, których po latach zapomnienia zaczął udzielać, i tych z autobiografii "Życie jak film".
Czterech rozbójników
Wychował się na warszawskiej Woli, w okolicy "Gibalaka" - czyli ulicy Gibalskiego. Zajmowali się nim dziadkowie ze strony matki.
"Zastanawiające i zarazem najcudowniejsze jest to, że mój dziadek, człowiek z zasadami, nie zważając na moje zachowania, wybryki, pomysły z piekła rodem, akceptował mnie takiego, jakim byłem. Musiał bardzo mnie kochać. Naprawdę często zastanawiam się nad tym, jak dziadkowie sobie dawali z tym radę. Nie dostałem nigdy nawet klapsa, nigdy mi też niczego nie zabraniali" - pisał Jakimowicz w "Życie jak film".
Rodzina ze strony ojca była zdecydowanie mniej spokojna niż ta ze strony matki. Rodzice Jakimowicza rozstali się, gdy ten miał rok. Mówił, że zobaczył tatę tylko raz - gdy ojciec leżał już w trumnie.
"Rodzina Jakimowiczów to czterech braci, wszyscy rozbójnicy dość poważni. Pewnie dlatego matka nie potrafiła się w tym odnaleźć. We wszystkich miejscach było ich pełno" - opowiadał Piotrowi Szatkowskiemu z kanału YouTube "Kryminalna Polska".
"A rodzina mojej mamy… dziadek był naczelnikiem Kolei Państwowych, to był człowiek poukładany, człowiek dużego honoru, dużej kultury i klasy. To on ukształtował całą moją osobowość, to osoba najważniejsza w moim życiu. Niemniej jednak czuję krew tych Jakimowiczów, tych rozbójników, tego ojca po kielichu na motorze z siekierą jadącego rozstrzygnąć jakieś spory z kumplami".
"Byliśmy złodziejami"
Ten rozbójnik w Jakimowiczu siedzieć miał przez całe dzieciństwo - na pytanie: "kim chciałbyś być, gdy dorośniesz", przyszły celebryta odpowiadał: "gangsterem". Czy to dziecięce marzenie rzeczywiście się spełniło - to zależy od tego, czy wierzymy w informacje z autobiografii.
Jakimowicz opisuje w niej wyjazdy do Frankfurtu i współdziałanie z wrocławską grupą przestępczą napadającą na sklepy (równocześnie od niemieckiego rządu młodzian z Polski otrzymywał 300 marek zasiłku).
"Byliśmy złodziejami" - pisał Jakimowicz w rozdziale "Łobuzerskie czasy na obczyźnie". - "Jak się ma do tego wychowanie przez dziadka z zasadami, którego przecież obiecałem nie zawieść? Pewnie słabo. (...) Często jednak wygrywa we mnie Jakimowicz. Akceptuję go pod jednym warunkiem. Moje działania, nawet te niezgodne z prawem, nie mogą doprowadzić do tego, by komukolwiek stała się krzywda".
Obecny prezenter TVP Info miał znaleźć też sposób na okradanie jednej z niemieckich poczt. Odsiedział za to cztery miesiące w więzieniu, choć w autobiografii i wywiadach twierdził, że nie złapano go na gorącym uczynku, a policjant, który zeznał na jego temat, dopuścił się krzywoprzysięstwa.
W zeszłym roku tłumaczył Grzegorzowi Sajórowi z dwumiesięcznika Press:
"Z kumplami znaleźliśmy – nazwijmy to patent – jak oszukać automat w budce telefonicznej na parę czy parędziesiąt marek, dzięki czemu mogliśmy za darmo dzwonić do swoich bliskich w Polsce! Cała historia… Jasne, złamaliśmy w ten sposób prawo, ale to były szczeniackie wybryki, a nie żaden napad na pocztę. Jeszcze raz powtarzam – nigdy nie wtargnąłem do żadnego budynku, nie groziłem nikomu bronią czy nożem, nie straszyłem pozbawieniem życia".
Lelum polelum
W 2018 roku Jakimowicz oceniał, że kajdankami skuwano go około 20 razy. W autobiografii wspomina też m.in.: podjęcie próby wykopania drogocennych kamieni z żydowskich grobów, bliską znajomość z polskimi gangsterami - Pershingiem, Słowikiem, Masą i Nikosiem, przemyt broni. Jest tam także opisana próba kupna dziewczyny z Tajlandii od pewnego Jugosłowianina.
Jakimowicz miał wyrazić chęć zakupu Tajki, z którą będzie mógł być w związku. Po zapłacie dwóch tysięcy marek Jugosłowianin sprowadził dla niego 12-latkę. Dopiero wtedy celebryta miał odmówić, tłumacząc, że chodziło mu o starszą dziewczynę.
"Jak wrócę z nią do domu? Do jakiej szkoły mam ją wysłać? W jaki sposób mam ją wychować?" – opisywał swoje rozterki.
Wokół kontrowersyjnych fragmentów autobiografii zaczęło się robić głośno niedługo po jej premierze, pod koniec roku 2019. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych zgłosił sprawę domniemanego współudziału w procederze handlu ludźmi do prokuratury, a Jakimowicz wystosował oświadczenie na Instagramie:
"Wszelkie zawarte sensacyjne historie, które opisane są w mojej książce "Życie jak film" to fikcja artystyczna, która miała na celu zwiększenie sprzedaży".
I dodał: "Aż trudno mi uwierzyć w naiwność tych, którzy klikają z uporem maniaka, komentują informacje, które podrzuca im OMZRiK. (...) Moja książka to książka przygodowa, co zawsze powtarzałem. Te makabryczne sensacje, którymi się tak emocjonujecie, są zmyślone i tyczą się 19-letniego chłopaka".
Problem w tym, że chcąc nie chcąc, obecny dziennikarz TVP o naiwność oskarża tych, którzy uwierzyli w to, co on sam deklarował w autobiografii:
"Ta książka, choć porusza kontrowersyjne tematy z mojego życia, opowiada o chwilach dobrych i złych (...) Opisuję tylko moje wybory i często ich złe konsekwencje. Bo każdy powinien wybierać własną drogę. Ta książka jest szczera do bólu. To subiektywny przegląd mojego życia. (...) To opowieść o kolorowym życiu, którego nigdy bym nie zamienił na inne. Na żadnym etapie. I właśnie tym chcę się podzielić".
To również zaprzeczenie tego, co w okolicach premiery mówił w wywiadach. W rozmowie z inną gwiazdą TVP Info, Michałem Rachoniem przeprowadzonej na antenie Polskiego Radia, twierdził:
"Kiedy usiadłem i zacząłem spisywać różne historie mojego życia… ja już bym drugą [książkę - red.] napisał. Bo ja już jak widzę, ile rzeczy było pomiędzy, że to jest 30 procent tego. Oczywiście, drogi Michale, drodzy czytelnicy, tak naprawdę tych naprawdę pikantnych rzeczy nie mogę opisać. (...) Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie: czy piszesz szczerze i opowiadasz szczerze o różnych historiach i sytuacjach, które miały miejsce w twoim życiu, czy robisz takie lelum polelum i napiszę o tym, jak się odchudzałem. (...) Takie było moje życie".
W którym momencie Jakimowicz mijał się z prawdą? To aktualnie wyjaśnia prokuratura, która zajmuje się stwierdzeniem prawdziwości historii o Tajce.
"Mów, że to nie twoja ręka"
Jakimowicz zdobył popularność w połowie lat 90. dzięki roli w słynnych "Młodych wilkach" Jarosława Żamojdy. To opowieść o grupie chłopaków ze Szczecina, którzy w poszukiwaniu lepszego życia postanawiają zająć się przemytem pomiędzy Polską i Niemcami. Jakimowicz - 26-letni w momencie premiery - zagrał "Cichego", jednego z przemytników, który namawia do przyłączenia się do gangu "Prymusa" - szkolnego kujona.
Film był ogromnym sukcesem frekwencyjnym - największym pośród wszystkich rodzimych produkcji z 1995 roku. Bilety kupiło ponad 540 tys. widzów - to prawie tyle, co na międzynarodowe hity: "Braveheart - waleczne serce" Mela Gibsona i dużo więcej niż na "Batman Forever" Joela Schumachera czy "Pulp Fiction" Quentina Tarantino.
- Fenomen "Młodych wilków" ma źródło w transformacji - mówi w rozmowie z WP Michał Piepiórka, kulturoznawca i krytyk filmowy. - Transformacja w tym przypadku wiąże się z otwarciem na Zachód: dostępem do zachodniej popkultury, kolorowego świata nielimitowanej konsumpcji. Moda na amerykańskie filmy nie słabła w latach 90., kiedy rodzime kina zalały często tandetne produkcje amerykańskie. W dwudziestce najpopularniejszych filmów lat 90. aż 16 jest amerykańskiej produkcji.
Piepiórka wskazuje, że ten fenomen postanowili wykorzystać polscy twórcy, którzy coraz chętniej kręcili filmy oparte na amerykańskich wzorcach – brutalne, z niewybrednym językiem, wpisujące się w ramy atrakcyjnych gatunków. Tak narodziło się kino bandyckie, rodzima odmiana kina gangsterskiego.
Obok "Psów" Władysława Pasikowskiego" to właśnie dwie części "Młodych wilków" Jarosława Żamojdy cieszyły się największą popularnością. W przeciwieństwie do historii Franza Maurera, przygody "Cichego", "Prymusa" i "Biedrony" były przeznaczone dla młodszej, nastoletniej widowni.
- "Młode wilki" opowiadały o maturzystach, którzy garściami czerpią z nowych możliwości, jakie oferuje im kapitalistyczna Polska. Jeżdżą wielkimi samochodami, chodzą w drogich ciuchach, otaczają się pięknymi dziewczętami. Słowem - żyją jak w Ameryce – mówi Piepiórka. - Dziś widzimy jak kiczowaty i nieautentyczny był to świat, ale wtedy był atrakcyjną namiastką, wyciągiem z rzeczywistości rodem z Bravo. I nie miało znaczenia, że stać ich na to wszystko dzięki bandyckiej działalności. "Młode wilki" sprzedawały amerykański "way of life", mimo że wymowa filmu była pesymistyczna – ci wszyscy beztroscy, uśmiechnięci nastolatkowie ostatecznie przecież - uwaga, spoiler! - giną, oszukani przez swoich mniej sympatycznych mocodawców.
Film sprawił, że Jakimowicza momentalnie poznała cała Polska. Po 23 latach od premiery wspominał w wywiadzie z Piotrem Szatkowskim, że rolę dostał "po warunkach. "[Musiałem] zagrać takiego chłopca, którym plus minus byłem w życiu realnym".
Piepiórka: - Faktycznie "Cichy" zapada w pamięć najbardziej. Być może dlatego, że jest postacią niejednoznaczną, trochę diabelskim kusicielem, trochę przewodnikiem po nowych czasach. Jest w pewnym stopniu personifikacją ówczesnych marzeń – przystojny, pewny siebie, majętny, sprytny, umiejący się odnaleźć w gąszczu wolnego rynku. Dobrze definiuje go chyba najbardziej znany dialog z "Młodych wilków":
Gdy złapią cię na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka
Za sukcesem "Młodych wilków" nie przyszły jednak kolejne duże role. Jakimowicz - nawet, gdy grał u cenionych reżyserów pokroju Koterskiego czy Machulskiego - częściej dostawał drobne epizody. Zagrał też drugi raz "Cichego" w prequelu "Młodych wilków". Jego kariera aktorska wyraźnie jednak przystopowała.
W kolejnych latach głośniej zrobiło się o nim, gdy w 2001 roku stał się dawcą wątroby dla ciężko chorego syna. I jeszcze później, w roku 2008, gdy wystąpił w reality show "Big Brother VIP" - edycji, w której zwyciężył i po której związał się z celebrytką Jolantą Rutowicz. Para dostała nawet własny program telewizyjny "J&J", po latach jednak Jakimowicz stwierdził , że ich relacja była fikcyjna, stworzona wyłącznie na potrzeby show.
Zdarzyło mu się też stracić rolę w serialu. W rozmowie z Łukaszem Warzechą zaznaczył, że stało się tak przez kontrowersyjne - delikatnie rzecz ujmując - poglądy, których nigdy nie krył.
Te same poglądy pozwoliły mu jednak uzyskać nowe zatrudnienie - w kierowanej przez Jacka Kurskiego Telewizji Polskiej.
"Wybitny artysta, dziennikarz"
Przełomowy w telewizyjnej karierze Jakimowicza był listopad 2019 roku. To wtedy wydarzyły się dwie sytuacje, które wiele osób ze sobą łączy.
Pierwsza to publiczne podziękowania, które złożył Antoniemu Macierewiczowi na żywo w Telewizji Polskiej.
"Mam 50 lat. Dziękuję za te 50 lat walki o niepodległość, dziękuję za kraj, w którym żyję. W imieniu moich dzieci, Polaków, wszystkich tych, którzy rozumieją to i inaczej rozumieją. Dziękuję bardzo. Naprawdę jestem dumny i zaszczycony" - mówił, ściskając dwiema dłońmi rękę byłego szefa MON.
Na Macierewiczu trudno zrobić wrażenie, ale Jakimowiczowi się udało. Niedługo później polityk odwdzięczył mu się stwierdzeniem: "Pan Jakimowicz jest wybitnym artystą, dziennikarzem, człowiekiem świata sztuki".
Kilkanaście dni po programie Rachonia była gwiazda "Młodych wilków" zadebiutowała jako prowadzący "Pytania Na Śniadanie Extra" w TVP. Na aktora wylała się fala krytyki – część widzów była przekonana, że ma to związek z wcześniejszym hołdem dla Macierewicza.
W rozmowie z Sebastianem Łupakiem z Wirtualnej Polski nowo upieczony dziennikarz TVP zapewniał jednak: "Ludzie pewnie myślą: w czwartek uścisnął Macierewiczowi dłoń, a w poniedziałek ma swój program. No nie! Jeśli ktoś myśli, że to się odbywa tak, że ja dziękuję Macierewiczowi i dostaję program, to daj mu Boże zdrowie. Ja nie jestem koniunkturalistą. Czy teraz wszystko, co się wydarzy w moim życiu, będzie konsekwencją tego występu u Rachonia? To się tak nie przekłada".
W programie "Skandaliści" Agnieszki Gozdyry dodał prowokacyjnie: "Wiecie, dlaczego popełniłem błąd? Bo gdybym miał zrobić to jeszcze raz, to przygotowałbym laurkę dla Macierewicza. Napisałbym piosenkę dla niego i pocałowałbym go w rękę". W tej samej audycji pokłócił się z lewicowym publicystą Piotrem Szumlewiczem, którego przedrzeźniał, zasugerował, że jest "upośledzony" i zaproponował, żeby "pogadali jak faceci", ale poza studiem.
Żadna z powyższych sytuacji nie zaszkodziła telewizyjnej karierze Jakimowicza. Wręcz przeciwnie - otrzymał własny program "W kontrze", który od 2020 roku prowadził wspólnie z Magdaleną Ogórek.
Po latach niebytu otrzymał platformę, dzięki której znów mógł trafiać do setek tysięcy widzów. Do maja zeszłego roku program śledziło średnio ponad 300 tys. odbiorców telewizji Kurskiego.
"Brzydka, brudna, zapyziała świnia"
Trudno jednoznacznie określić, co urzekło widzów TVP. Być może to, że Jakimowicz buduje swój wizerunek na kontrowersji, a jego wypowiedzi na tematy społeczne pełne są radykalnych tez, wyzwisk i bluzgów.
Z właściwą sobie subtelnością wielokrotnie wypowiadał się na temat społeczności LGBTQ+. 21 sierpnia w programie "W kontrze" stwierdził, że po Paradzie Równości należy "deratyzować ulice". W telewizji wPolsce rzucił, że niektórych uczestników Marszu Równości należałoby wysłać do Tworek.
Na Instagramie załamywał ręce: "Uwierzcie mi, że nie chodzi mi o to, że chłopak może kochać chłopaka albo dziewczyna dziewczynę. Ale co ci młodzi ludzie robią z siebie? NIKT NIE MUSI BYĆ PIĘKNYM I IDEALNYM!!! ZAZNACZAM. Ale jak widzę to, im kto mniej urodziwy, to jeszcze większe ufo z siebie robi!!! ja już nie mogę rozpoznać kto z kim idzie, to jest KOSMOS!!! Tu nie chodzi o odmienność płciową, ale to są ewidentnie zaburzenia osobowości (...) Politycy, którzy wykorzystują tych młodych ludzi w pędzie do swojego dobicia się do koryta, powinni być potężnie ukarani!!! KONIEC ŚWIATA" [pisownia oryginalna - red.].
W 2019 roku Jakimowicz - były imigrant z Polski - nazwał innych imigrantów "brudami". A w trakcie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej pytał: "Kiedy służby te graniczne będą mogły wreszcie otworzyć ogień do tych, którzy atakują?".
W przypadku Jakimowicza przestępcza przeszłość nie kłóci się z konserwatywno-katolickim światopoglądem i narzekaniem na "tę dzisiejszą młodzież". Po premierze singla "Patointeligencja" wszedł w publiczny konflikt z raperem Matą, stwierdzając między innymi, że muzykowi przydałoby się wysłanie do wojska. Innym razem rozpaczał na Instagramie:
"Zobaczcie jakie g... znalazłem na Zalando w ofercie dla KOBIET‼! Kilka lat temu tego typu wdzianka można było zobaczyć tylko na stronach sex shopów w działale dla gejów. Ja rezygnuje z robienia zakupów na Zalando nie chce uczestniczyć w tym obrzydliwym wykolejaniu młodych ludzi ‼" [pisownia oryginalna – red.].
Powoływanie się na tradycyjne wartości nie stoi u niego w sprzeczności z używaniem dosadnego języka. Również w prywatnych wiadomościach w mediach społecznościowych. Na przykład internautkę, która go skrytykowała, nazwał "brzydką, brudną, zapyziałą świnią". Inną użytkowniczkę publicznie poprosił, żeby pocałowała go "w d".
To tylko niewielka próbka możliwości Jakimowicza. Takie zachowania zakończyłyby karierę niejednej osoby publicznej. Tymczasem Jakimowicz wciąż pracuje w TVP i wciąż bywa komentatorem w programach publicystycznych.
Nie zaszkodziły mu też posądzenia o molestowanie seksualne, którego miał się dopuścić w ostatnich latach. Obie sytuacje - pierwszą z udziałem kandydatki do tytułu Miss Generation, drugą ze statystką na planie filmu "Zenek" - nagłośnione zostały przez dziennikarza Piotra Krysiaka. Jakimowicz ze łzami w oczach zaprzeczył wszystkim zarzutom w programie "W kontrze". I zapowiedział walkę w sądzie.
- Absolutnie nie rozstrzygając, czy Jarosław Jakimowicz dokonał przypisywanych mu czynów, można bez dużej przesady stwierdzić, że coraz mocniej przykleja się do niego wizerunek "wuja wąsacza": osoby żyjącej w świecie, którego już nie ma, gdzie mniejszości nie powinny mieć prawa głosu, a kobiety traktuje się co najwyżej protekcjonalnie. Jakimowicz ewidentnie nie potrafi tej fali skojarzeń zatrzymać ani pozbyć się tej etykiety - mówi Magda Górak, prezeska agencji komunikacji Profeina.
I dodaje, że prezenterowi "nie pomaga też zblatowanie z obecną władzą".
- Chciałabym wierzyć, że każdy może dostać drugą, a nawet trzecią i kolejną szansę. W praktyce jednak wydaje mi się, że wartość jego marki osobistej raczej będzie spadać - dodaje Górak.
"Kanon kultury korporacyjnej"
W ostatnich tygodniach Magdalena Ogórek ogłosiła odejście z programu "W kontrze":
"Zawodowo stawiane są przed nami różne wyzwania i trzeba im sprostać, natomiast prawdą jest, że od końca grudnia nie pojawiam się w programie >>W kontrze<<".
- Ja w programie zostaję i nie zamierzam z niego rezygnować - zapewnił w rozmowie z WP Jakimowicz. - Nikt tego ode mnie nie oczekuje, wręcz przeciwnie. Zresztą w ostatnim okresie ja to wszystko ciągnąłem, jestem współwydawcą programu. "W kontrze" to specyficzna, żartobliwa formuła. Wydawało mi się, że Magdalena dobrze się w nią wpasowała. A najwidoczniej przestało jej to odpowiadać - ma do tego prawo. Nie wiem, jak wyglądają jej dalsze plany.
Jak Jakimowicz ocenia własną pracę przy programie?
- Moi pracodawcy są bardzo zadowoleni, wykręcamy bardzo wysoką oglądalność, trafiliśmy do młodszej grupy docelowej - twierdzi. - To widać po reakcjach drugiej strony. Uważam, że gdyby program był słaby i gdyby nie odbierał widzów TVN-owi czy TVN24, to nie byłoby o czym mówić. Ale on miesza w oglądalności. Każdy nasz ruch jest śledzony. Jesteśmy atakowani, hejtowani, ta nagonka na nas świadczy o tym, że zwraca się na nas uwagę. W telewizji ważna jest oglądalność. Gdybyśmy jej nie mieli, to nie mielibyśmy o czym dzisiaj rozmawiać.
Wygląda na to, że celebrycka kariera rozpoczęta w 1995 od kinowego hitu Jarosława Żamojdy prędko się nie skończy. Możliwe wręcz, że dzięki Telewizji Polskiej dodatkowo przyspieszy.
- W "Młodych wilkach" "Cichy" mamił "Prymusa", wciągając go w nieczyste rozgrywki mafii - mówi Michał Piepiórka, krytyk filmowy. - Kusił swoim wizerunkiem obrotnego, pewnego siebie, cwanego mężczyzny, który dokładnie wie, z kim należy dobrze żyć. Trudno dziś nie spoglądać na Jakimowicza jak na "Cichego". Zresztą żadna jego kolejna rola nie przyniosła mu takiej sławy. Filmowo nie jest znany z niczego innego.
- Charakterystyczne blond włosy nadal wydają się obiecywać prawdę, dobro i piękno, zaprawione racjonalnością doświadczonego życiem mężczyzny. To twarde stąpanie po ziemi i pozorna zdroworozsądkowość nadal wydają się elementem image’u Jakimowicza, pod którym skrywa się jednak coś całkiem innego - mówi Piepiórka. - Być może Jakimowicz naprawdę uwierzył, że jest jak "Cichy", który ma za zadanie uświadamiać zagubionych, pokazując jak radzić sobie w trudnej rzeczywistości? Mam jedynie wątpliwość, czy pamięta, jak jego bohater skończył.