Pajączkowska i Nowak z Ukrainy. "Niektórych Rosjanie zakopywali żywcem"
Reporterzy wojenni Marcin Nowak i Karolina Pajączkowska z TVP World nakręcili w Ukrainie dokument z frontu "Siedem grzechów Putina". - Nie ugładzaliśmy. Pokazaliśmy drastyczną rzeczywistość, całe spektrum wojny - mówi Nowak.
31.03.2023 | aktual.: 31.03.2023 17:53
Marcin Nowak, korespondent wojenny TVP World z Ukrainy, zaczyna swoją opowieść dla WP od smutnej historii: - Tata z 13-letnim chłopcem, Dmytrem, czekali na autobus na przystanku autobusowym w Charkowie. Dziecko zginęło od rosyjskiej rakiety. Jego siostra trafiła do szpitala. Ojciec, który przeżył, klęczał nad ciałem syna na tym przystanku jeszcze jakiś czas, płacząc i modląc się za niego. Byłem tam godzinę po tym, jak to się stało. Wstrząsające wspomnienie.
Nowak, wydawca i korespondent wojenny TVP World, widział dużo więcej takich historii. Wraz z Karoliną Pajączkowską, również korespondentką wojenną TVP World, na co dzień narzeczoną Nowaka, spędzili w miasteczkach i wsiach przyfrontowych ponad sto dni od maja 2022 roku. Efektem ich pracy jest godzinny film dokumentalny "Siedem grzechów Putina" (TVP Info, piątek, godz. 23).
To mniej opowieść o bitwach i przesuwaniu się frontu, a bardziej o cywilnych ofiarach bestialskiej rosyjskiej wojny przeciw Ukraińcom.
Nowak opowiada o miejscowościach, do których dotarli z Pajączkowską:
- W miejscowości Koroboczkinie codziennie giną trzy osoby. W dniu, w którym tam byłem, zginęła cała rodzina. Jeszcze tlił się budynek, w którym mieszkało pięć osób. Tylko babcia przeżyła. We wsi Piski Radkiwski była katownia. Rosjanie torturowali tam ludzi, a niektórych zakopywali żywcem [wciąż trwa śledztwo w tej sprawie - red.]. Z kolei do miejscowości Kozacza Łopań, 1,5 km od granicy z Rosją, Rosjanie zwozili ukraińskich żołnierzy i w piwnicy przerobionej na katownię bili ich i razili prądem. Udało nam się dotrzeć do świadków, którzy na własne oczy widzieli, co Rosjanie robili.
Nowak i Pajączowska spędzili sporo czasu z ukraińskim prokuratorem wojskowym Aleksandrem Iljenkowem, którego zadaniem jest dokumentowanie wszystkich rosyjskich zbrodni.
- On jeździł tropem zbrodni wojennych z ekipą śledczych, a my z nimi jako ekipa telewizyjna. To wstrząsający materiał, którego wcześniej nie udało nam się pokazać w dwuminutowych wejściach na antenę - mówi Nowak.
Korespondent wojenny przyznaje, że jego praca jest niezwykle ryzykowna: - Wiadomo, że jak jesteś w miejscowości położonej kilometr od frontu i idzie ostrzał artyleryjski, to boisz się o życie. Niektóre miejscowości są ostrzeliwane codziennie. To właściwie miasteczka duchów: zniszczone, opustoszałe, wymarłe.
- Czasem nie trzeba być blisko frontu, żeby bać się o życie – dodaje Nowak. - Pamiętam potężne wybuchy w Charkowie o trzeciej nad ranem tuż obok hotelu, w którym mieszkaliśmy z Karoliną. Trzy iskandery spadły kilkaset metrów od nas, a jeden z nich rozniósł pobliską kamienicę w drobny pył. To są momenty, kiedy zastanawiasz się, co by się stało, gdyby ta rakieta spadła bliżej nas. Ukraińcy żyją z tym na co dzień.
Czy Nowakowi i Pajączkowskiej w pracy korespondentów wojennych pomaga fakt, że są parą?
Nowak: - W pracy na froncie nie ma czasu na sentymenty. Oddzielamy zawód od związku, działamy profesjonalnie. Ja jestem wydawcą, Karolina – korespondentką. Czas na bycie parą przychodzi po zdjęciach. Dopiero gdy wracaliśmy z danej miejscowości, był czas, żeby się wesprzeć i po prostu przytulić. W ekstremalnej sytuacji, na froncie, dobrze poznaje się drugą osobę. Widać, ile kto ma w sobie empatii i jak znosi psychicznie skrajne sytuacje.
W filmie znalazły się fragmenty wywiadów m.in. z byłą rzeczniczką prezydenta Zełenskiego Julią Mendel i byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenko. Jednak nie politycy są tu najważniejsi, ale zwykli ludzie.
Nowak: - W Sałtiwce, bombardowanej non-stop dzielnicy Charkowa, dzieci ukrywają się w schronach. Właściwie wszystkie budynki są zniszczone. Dzieci na chwilę wychodzą z piwnicy pokopać w piłkę, pomalować coś kredą na asfalcie i zaraz wracają z powrotem do piwnicy. To kroi serce, że te dzieci zamiast chodzić do szkoły, spędzają dzieciństwo w piwnicy, gdzie często nie ma nawet prądu czy łazienki. Muszą się chować, nie mają własnej sypialni, mieszkanie jest zniszczone. Ciężko się patrzy na ich szare, zmęczone wojną twarze.
Nowak przyznaje, że film jest drastyczny: - Nie ugładzaliśmy. Pokazaliśmy po prostu drastyczną rzeczywistość ukraińską, całe spektrum wojny: śmierć, tortury, gwałty, łzy, cierpienie. Pokazaliśmy wszystkie grzechy Putina i jego zdegenerowanej armii.
TVP zapowiedziała reportaż jako "drastyczny", dlatego zdecydowała się na emisję w piątek po 23:00.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski