Skandal w "Ninja Warrior". Zwycięzca zabiera głos po decyzji sędziów
Igor Fojcik, wspinacz i trener z Rybnika, zwyciężył w 4. edycji programu "Ninja Warrior". I wtedy zaczęła się awantura. W ostatniej chwili zmniejszono bowiem czas na pokonanie finałowej przeszkody. Kosztowało to zwycięzcę utratę dużej części nagrody pieniężnej. W internecie pojawiło się mnóstwo ostrych komentarzy. Niektórzy pisali wprost, że Fojcik został przez twórców show oszukany i okradziony. Co sam mówi na ten temat?
14.10.2021 14:31
Przemek Gulda: Jakie to uczucie wygrać program "Ninja Warrior"?
Igor Fojcik: To niesamowita radość. Naprawdę nie spodziewałem się, że uda mi się osiągnąć taki sukces. Cieszę się, że duży wysiłek, jaki włożyłem w przygotowania do programu, przyniósł taki rezultat.
Jak wyglądały te przygotowania?
W zasadzie mogę dość górnolotnie powiedzieć, że całe moje dotychczasowe sportowe życie złożyło się na ten sukces. Od wielu lat trenuję różne dyscypliny, dzięki temu wciąż rozwijam ogólną sprawność i kontrolę nad własnym ciałem. Jako dziecko trenowałem judo, potem uczyłem się w klasie pływackiej, następnie doszła wspinaczka, która stała się moją wielką pasją i poświęcam jej mnóstwo czasu i wysiłku. Na koniec doszła jeszcze siłownia, która dała mi siłę i dynamikę. Można więc powiedzieć, że dzisiejszą formę, umiejętności i wytrzymałość wypracowywałem przez długie lata. Miałem wrażenie, że te puzzle idealnie złożyły się w jedną całość właśnie przy okazji tego programu.
Ten program to jednak nie tylko umiejętności sportowe, ale także talent do prezentowania się przed kamerą. Jak sobie radziłeś z tym elementem przygotowań?
Od zawsze uwielbiałem rywalizację. Na zawodach, kiedy oglądali mnie ludzie, dawałem z siebie o wiele więcej, niż na treningach. Jasne, to była jednak trochę inna sytuacja: kamery, cała produkcja i oprawa. Potraktowałem to jako duży test: jak sobie poradzę w tej sytuacji? Na szczęście szybko zauważyłem, że podczas nagrań jestem w stanie wprowadzić się w stan pozytywnego napięcia. To bardzo pomagało w osiągnięciu dobrych rezultatów.
Zobacz także
Kiedy dowiedziałeś się, że organizatorzy zmniejszyli limit czasu na pokonanie ostatniej przeszkody?
Jako nowicjusz w czwartej edycji mocno brałem pod uwagę głosy kolegów i koleżanek, którzy brali udział w poprzednich wydaniach programu. Wszyscy pisali i mówili o 45 sekundach, tak było w poprzednich edycjach. Taka informacja widniała też zresztą w oficjalnych materiałach prasowych Polsatu. Od początku było więc wiadomo, że czas wynosi 45 sekund, rzecz w tym, że wcześniej nikt nie doszedł tak daleko.
Ty doszedłeś. I dlatego zmniejszyli czas…
No, prawda jest taka, że od początku w oficjalnych dokumentach programu było zastrzeżenie, że ten czas można zmienić. Były zresztą takie przypadki w innych krajach, gdzie czas rzeczywiście był zmieniany. Problem polega na tym, w jaki sposób i w jakim momencie zmieniono ten czas.
Kiedy się o tym dowiedziałeś?
Tuż przed samym wejściem na górę. I to jest jedyna rzecz, która budzi powszechne kontrowersje. Bo gdybym wiedział wcześniej, przygotowałbym się zupełnie inaczej.
Ten krótszy czas jest w ogóle do osiągnięcia?
Tak, myślę, że jest to jak najbardziej możliwe. Wymagałoby to jednak zupełnie innych przygotowań, techniki i programu treningowego. Gdybym wiedział o tym wcześniej, mógłbym się przygotować do szybszego wejścia.
Czujesz się oszukany?
Nie, absolutnie nie. Wszyscy jesteśmy tam dla zabawy, a ja się świetnie bawiłem. Organizatorzy chcieli dostać show na wysokim poziomie i mam wrażenie, że im go dostarczyłem. Na planie panowała świetna atmosfera. Cała ekipa była bardzo pozytywnie nastawiona. Dopingowali mnie podczas nagrań, ale także poza kamerami. Czułem bardzo duże wsparcie, czułem że to było szczere.
Czyli nie masz niczego za złe organizatorom?
To dla mnie tylko sygnał, żeby ewentualnym następnym razem lepiej się przygotować.