Nikolaj Coster-Waldau: W dręczeniu jestem naprawdę świetny
„Gra o Tron” to jeden z najbardziej popularnych seriali w historii. Flagowa produkcja HBO dorobiła się „prestiżowego” tytułu „najchętniej piraconej”. W czasach dominacji internetu to niemal branżowy złoty medal!
07.04.2014 11:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Gra...” przedefiniowała wizerunek fantasy. Z trochę kiczowatej niszy dla geeków gatunek został wyniesiony na szczyty aktualnych trendów. Także dosłownie – jego gwiazdy taśmowo trafiają na łamy rozmaitych pism i magazynów, nie tylko filmowych. Odwaga twórców, ich inteligencja, kreatywność i umiejętność bezszwowego łączenia świata fantazji z absolutnie rzeczywistymi obserwacjami, adekwatnymi także do naszej rzeczywistości, przyniosła im uznanie branży i bezbrzeżną sympatię fanów.
Choć siłą produkcji jest jej zespołowy charakter, a wszystkie postaci są równie starannie sportretowane, niektórzy bohaterowie przyciągają nieco więcej uwagi. Jednym z nich jest charyzmatyczny i perfidny Jaime Lannister. Królobójca, kazirodca, uprzywilejowany rycerz w błyszczącej zbroi w trzeciej serii „Gry...” został boleśnie skonfrontowany z brutalnym życiem poza pałacową rzeczywistością. Wzięty w niewolę, pozbawiony przywilejów i upokorzony, przeszedł – zdawałoby się, niemożliwą – przemianę. To, wciąż niezakończone, poszukiwanie człowieczeństwa nie byłoby możliwe bez Niej: dzielnej Brienne z Tarthu, jego opiekunki, przyjaciółki, towarzyszki.
Aktor, który dał Jaimemu Lannisterowi swoją twarz ma 43 lata, dwie córki i jest Duńczykiem mieszkającym w USA. Z okazji premiery czwartego sezonu „Gry o Tron” Wirtualna Polska rozmawiała z niemoralnie przystojnym i utalentowanym *Nikolajem Costerem-Waldau.*Annie Tatarskiej aktor opowiedział o przyszłych kolejach losu swojego bohatera i jego relacji z wojowniczą Brienne. Wyjaśnił też, co podoba mu się w moralnej ambiwalencji i czy przemoc to domena mężczyzn, czy może ukryty talent kobiet.
Anna Tatarska: Dużo mówi się o tym, że w świecie filmu jeśli postać kobieta ma być silna, musi być tez okrutna, częściowo przejąć męskie cechy. Wydaje się, że ta zasada działa w przypadku „Gry o tron”.
Nikolaj Coster-Waldau: A od kiedy okrucieństwo to męska cecha? Wystarczy spojrzeć na historię powszechną, żeby się przekonać, że okrucieństwo to cecha, która chętnie korzysta z równouprawnienia płci. I nie chodzi koniecznie o fizyczną przemoc... Wystarczy wspomnieć Margaret Thatcher – wszyscy mówią, jaka to była niby męska... ale to przecież stuprocentowa kobieta... Nie mówię oczywiście, że była złą osobą, ale, niewątpliwie, kobietą u władzy...
Podobnie jak serialowa siostra Pana bohatera, Cersei.
Mam dwie nastoletnie córki, patrzę jak dorastają. Proszę mi wierzyć, w sposobie, w jaki zachowują się nastoletnie dziewczynki i chłopcy, jest ogromna różnica. Chłopcy się biją, to prawda, ale w zmyślnych intrygach, które knują dziewczynki, jest naprawdę spora porcja okrucieństwa. Cersei nie używa miecza, nie rusza wręcz palcem, ale jest w stanie przemienić życie innych w piekło. To królowa manipulacji, która potrafi tak przekabacić swoich współpracowników, żeby wykonali za nią całą brudną robotę. Jej piękne ręce zawsze pozostają czyste.
Rozumiem Pana argumentację, ale sądzę, że teza o konieczności „bycia jak facet” by przetrwać w męskim świecie wciąż się broni.
A ja rozumiem Pani tok myślowy, bo często mówi się, że aby kobiety były w stanie nie tylko przetrwać, ale i odnieść sukces w naszym świecie, muszą poniekąd zamienić się w mężczyzn. Ale po prostu nie jestem pewny, czy się z tym zgadzam... To co podoba mi się w bohaterkach serialu, to że używają swojej siły, władzy i okrucieństwa, ale w inny sposób, niż uczyniłby to mężczyzna. I dla mnie ta obserwacja nawet jeśli założonej przez Panią tezy nie obala, to czyni ją mocno chybotliwą.
Skoro mówimy o wątpliwościach: jedną z bardziej fascynujących rzeczy w „Grze o Tron” jest moralna ambiwalencja tak samej historii jak i jej bohaterów. Czy Panu to nieustanne balansowanie na linie zawieszonej pomiędzy dobrem a złem też się podoba?
To niewątpliwie jeden z powodów, dla których zarówno widzowie jak i my, aktorzy, tak cenią ten serial. Nie zapominajmy, że „Gra...” to telewizyjny show, popadanie ze skrajności w skrajność jest wpisane w taki format. Ale balansowanie pomiędzy dobrem a złem to coś, co wszyscy robimy na co dzień, może w nieco mniej spektakularny sposób, ale to się stale dzieje. Ta niepewność, wahanie wpisane są w istotę człowieczeństwa. Niby wiemy, co jest moralnie właściwe i dobre, a jednak nasze działania nieustannie przeczą wyznaczonemu przez ten wewnętrzny kompas kierunkowi... Wydaje mi się, że Jaime jest postacią wyjątkowo intensywnie drążoną przez taki wewnętrzny konflikt. Bardzo chce postąpić „jak należy”.
Ale nie zawsze tak było. Zanim spotkał Brienne, Jaime był egoistą, chętnie korzystającym z przywilejów, jakie dawała mu władza.
A potem odkrył, że można żyć inaczej. Teraz dla Jaimego nadchodzi trudny czas. W czwartej serii on i Brienne wracają do Królewskiej Przystani. On musi na powrót nauczyć się grać według tamtejszych zasad. Ma nową, eksponowaną pracę – zarządza Przystanią. Otacza go rodzina i jej oczekiwania. Ojciec i siostra nieustannie wywierają na nim presję, jego siostrzeniec przygotowuje się do swojego wielkiego wesela, co jest koszmarem na jawie... A Brienne cały czas jest w pobliżu i przypomina mu o wszystkim, co wydarzyło się na ich wspólnej drodze. Jakaś część Jaimego wolałaby o tym wszystkim zapomnieć, byłoby mu znacznie łatwiej funkcjonować według starych zasad. Ale to niemożliwe.
Jaime przeszedł pewną transformację. Jaki według Pana był kluczowy moment, który zmienił jego sposób postrzegania świata?
Oczywiście ja, Nikolaj, od początku wiedziałem, co przydarzy się Jaimemu. Ale dla niego samego najbardziej zaskakującym momentem na pewno była utrata dłoni. Jaime dorastał jako Lannister, od samego początku powtarzano mu, że jest wyjątkowy, lepszy niż inni. Nauczono go, że nawet z najgorszej sytuacji jest w stanie się wykupić złotymi monetami. I wreszcie spotyka kogoś, kogo nie są w stanie kupić żadne pieniądze. Locke, grany przez Noah Taylora, to niesamowita postać. On szczerze nienawidzi wszystkiego, co symbolizuje Jaime i bezlitośnie mści się na nim. Wcześniej Jaime był fetowany jako Królobójca, uosabiał ideał mocarnego rycerza w drogiej zbroi... kiedy to wszystko zostało mu zabrane musiał skonfrontować się z sobą samym. Doświadczył pierwszego w swoim życiu momentu absolutnej bezradności. To spotkanie było interesujące nie tylko dla widzów, ale i dla mnie, jako aktora.
Czy czwarty sezon to moment, w którym braterska relacja z Tyrionem znowu będzie w centrum zainteresowania?
Zanim Jaime spotkał Brienne, Tyrion był jedyną osobą na świecie, której mógł przynajmniej spróbować zaufać. To klucz do ich relacji. Wbrew pozorom oni się kochają, są przecież braćmi... Jaime może z Tyrionem porozmawiać o większości trapiących go problemów, poza nim i Brienne nie ma nikogo innego, kto dawałby mu ten komfort. W czwartym sezonie dopiero się o tym przekonamy.
„Gra o Tron” korzysta z imponujących plenerów, ale też spektakularnych technik komputerowych. Zaskakuje Pana czasami finalny efekt, który znacznie różni się od sytuacji, którą pamięta Pan z planu?
Często, kiedy oglądam odcinki, zapominam, że niektóre sceny kręciliśmy w dekoracjach, albo na green screenie. Dopiero potem przychodzi chwila zdziwienia - „Zaraz, przecież tam nie było żadnej ściany...”. Kręcimy na planach, które położone są w prawdziwych zamkach, spora część zdjęć realizowana jest w Dubrowniku. Ale w postprodukcji wszystko staje się większe, bardziej imponujące. Czasami nawet członkowie ekipy nie zauważają tych zmian, bo realizacyjnie serial stoi na najwyższym poziomie.
Wielu zwraca uwagę na to, że choć osadzony w nieokreślonym czasie i oparty na książce fantasy, serial jest w pewnym sensie lustrem, odbijającym strukturę naszego społeczeństwa.
Wydaje mi się, że jest nieskończenie wiele rzeczy, które umiejscowione w odpowiednim kontekście mogłyby w ten sposób działać, to tylko kwestia woli. To chyba to, czym częściowo zajmują się dziennikarze – dopasować cytat, lub myśl tak, żeby pasowała do wybranej linii narracyjnej, czy nie?
Może mieć Pan rację... Powrót na plan po dłuższej przerwie był dużą frajdą?
Świetnie było znowu wrócić do wspólnej pracy z Peterem [Dinklage, grającym Tyriona], Leną [Headey, fimową Cersei] i Charlesem [Dance, lord Tywin]. Graliśmy ze sobą przez cały pierwszy sezon, a potem pojechałem w teren z Gwendoline i straciłem ich z oczu...
A z Gwendoline, grającą Brienne, nie macie siebie jeszcze dosyć? Przez dwa sezony byliście razem w prawie każdej scenie.
Kiedy wróciliśmy na plan po przerwie i miałem pierwszą scenę z Gwendoline, wspaniale było odkryć, że nie straciliśmy iskry, która łączyła nas wcześniej. Cały czas świetnie nam się razem pracuje. I wciąż uwielbiam ją dręczyć - jestem w tym naprawdę świetny.