"Proletariat planu" dostanie pomoc od Netfliksa. Czy jest za co dziękować? [Opinia]
Netflix przeznaczy 2,5 mln zł na pomoc "najbardziej poszkodowanym pracownikom branży telewizyjnej i filmowej". Nie chodzi tu aktorów czy reżyserów, ale o pracowników technicznych. To oni zarabiają na planie najmniej, często pracują na śmieciówkach, a obecnie naprawdę zostali pozbawieni źródła dochodu.
Pandemia trwa, rząd kłóci się o wybory, a cała branża filmowa stoi. Dużo mówi się o problemach aktorów czy reżyserów, którzy nagle zostali pozbawieni jakiegokolwiek źródła dochodu. Myślicie, że trudno jest współczuć tym, którzy zdążyli się dorobić willi pod Warszawą i domku na Mazurach, a za jeden występ w telewizji zgarniają tyle, na ile wielu z nas musi pracować pół roku? Owszem, ale przecież jest wielu twórców, którzy swoje kariery rozwijają z dala od blasku fleszy i są gorzej opłacani niż ich koledzy po fachu, których nazwiska kojarzymy z kolorowej prasy.
A co z tymi, którzy obsługują plan od strony technicznej? Co z oświetleniowcami, wózkarzami, kierownikami planu, charakteryzatorami i całym zastępem osób, bez których żaden film nie mógłby powstać?
"Proletariat planu"
W Święto Pracy upomniała się o nich Jagoda Szelc, reżyserka docenionych thrillerów "Wieża. Jasny dzień" i "Monument". Szelc jest młodą twórczynią, w której wielu pokłada nadzieje, bo już zdążyła udowodnić, że potrafi robić bezkompromisowe, odważne i jednocześnie spełnione artystycznie kino. Ale to, co imponuje jeszcze bardziej, to jej konsekwentna postawa w podejściu do pracy z ekipą filmową. Szelc zawsze podkreśla w wywiadach, że film nie tyle jest jej własnym dziełem, co efektem pracy z grupą osób, o których prawa reżyserka nie waha się upomnieć.
Zobacz także: Kulisy filmowej charakteryzacji. W dwie godziny zrobił z niego zombie
Przy okazji promocji "Monumentu" Szelc opowiadała o nadużyciach, jakie dotykają studentów wydziałów aktorskich. Teraz, zamiast mówić o swoich problemach w czasach pandemii, napisała o tych, których dotknęła ona znacznie bardziej. "Chciałabym napisać o scenografkach, charakteryzatorach, kostiumografkach, scripterach, techniczkach obsługi kamery i dźwięku, dyżurnych, kierowniczkach planu, budowniczych dekoracji, rekwizytorkach, technikach obsługi agregatów, kierowczyniach, klapserach, asystentach etc. Te osoby nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, bo nie mają na nie szansy" – napisała Szelc w artykule "Proletariat planu" dla pisma "Ekrany".
"Nie zarabiają dużo. Zdarza się, że traktowani są podle. Zawsze pracują w pośpiechu i muszą nadrabiać za nasze reżyserskie niekompetencje […]. Znoszą pokrzykiwania i ataki histerii. W ciszy, bo na planach panuje hierarchia. No i są zatrudniani, jeśli 'ktoś ich lubi'. Więc muszą starać się być lubiani. Znoszą ponaglenia i niezadowolenie, bo 'coś nie jest idealnie'. Rzadko mają oszczędności, bo jak mieliby oszczędzać? Praca raz jest, raz jej nie ma" – kontynuowała.
Czy w takim razie zignorowanie przez Patryka Vegę zasad kwarantanny społecznej i nieprzerwanie zdjęć do nowego filmu w czasie pandemii można potraktować jako wyciągnięcie pomocnej dłoni w stronę ekipy filmowej? Zdaniem Szelc jest to forma wyzysku: "[…] co to za kraj(ek), w którym pozwala się na taki wyzysk? I czy przyjemnie się sra na ludzi, którzy nie mają ubezpieczenia zdrowotnego nawet na okres trzech miesięcy w czasie pandemii?".
Pomoc od streamingowego giganta
Ale oto dziwnym zbiegiem okoliczności 4 maja na adres redakcji WP wpływa informacja prasowa o tym, że Netflix przekaże Krajowej Izbie Producentów Audiowizualnych (KIPA) 2,5 mln zł na uruchomienie funduszu pomocowego dla najbardziej poszkodowanych pracowników branży telewizyjnej i filmowej w Polsce. Kim są ci najbardziej poszkodowani? To profesjonaliści, "[…} których rzemiosło jest niezwykle istotne dla jakości produkcji, a którzy, często będąc freelancerami, nie mogą pracować ze względu na niemal całkowite zatrzymanie produkcji. Pomoc zostanie skierowana do wszystkich pionów filmowych - osób pracujących przy scenografii, charakteryzacji, kostiumach, dźwięku, a także do operatorów zdjęć, asystentów kamer, focus puller’ów, gafferów, autorów storyboardów i wielu innych reprezentujących zawody tzw. below the line".
Pierwsza myśl, jaka pojawia się w mojej głowie: "super!". Ale zaraz za nią pojawiają się kolejne: "czy 2,5 mln zł może realnie pomóc?", "czy to przypadkiem nie jest tylko działanie wizerunkowe?".
Jasne, Netflix to ogromna korporacja i naiwnym byłoby wierzyć, że takie działanie podyktowane jest tylko i wyłącznie troską o dobro pracowników branży filmowej. Co ciekawe, akurat ta firma nie może na razie narzekać na straty. W kwietniu 2020 r. Netflix pod względem ceny akcji i ogólnej wartości opartej na akcjach przegonił na amerykańskiej giełdzie Disneya. Platforma osiągnęła wycenę na poziomie 187,3 mld dolarów.
Bez nich się nie uda
Skutki gospodarcze pandemii dotkną nas wszystkich. Jeśli nie teraz, to z pewnością za jakiś czas. Netflix zdaje się o tym wiedzieć i robi coś, co może wydać się imponujące: mimo że w zasadzie wszystkie nowe produkcje zostały zawieszone, ich ekipy nadal otrzymują wypłaty. Ponadto platforma przekaże pieniądze dla specjalistów z branży filmowej nie tylko w Polsce. W sumie przeznaczy na to 150 mln dolarów. Czy takie decyzje faktycznie zasługują na uznanie? Czy dbanie o swoich pracowników i inwestowanie we własną branżę zagrożoną kryzysem naprawdę jest gestem, za który magnatowi streamingowemu należą się brawa?
Obawiam się, że niestety tak, bo żyjemy w systemie, w którym wyzysk traktowany jest jak coś normalnego. Obecna sytuacja ujawnia niedociągnięcia tego systemu. Ci najbardziej wyzyskiwani zostają na lodzie, a przecież bez nich branża nie będzie mogła funkcjonować.
Te 2,5 mln zł zainwestowanych w polskich filmowców to nie jest z perspektywy Netfliksa wiele. Ale z perspektywy freelancerów zatrudnianych na planach na umowach śmieciowych to może być jedyna pomoc w tych trudnych czasach. Jagoda Szelc kończy swój artykuł słowami: "Pomyślmy czasem o 'NICH'. Tak naprawdę". Podłączam się do tego apelu.