Netflix oferował jej milion dolarów. Z szacunku do siebie odmówiła
Michaela Coel jest twórczynią serialu "Mogę cię zniszczyć". To po części jej prawdziwa historia. Zanim skończyła pisać scenariusz, Netflix zaproponował jej kosmiczną sumę. Gdy usłyszała, jakie są warunki, podjęła jedyną słuszną decyzję.
Serial "Mogę cię zniszczyć" oparty jest na traumatycznych doświadczeniach jego twórczyni. Michaela Coel przed laty wyznała, że została wykorzystana seksualnie. Gdy była z przyjacielem w barze, ktoś dosypał narkotyków do jej drinka. Straciła przytomność, a gdy obudziła się, wiedziała, że została skrzywdzona przez dwóch mężczyzn. Podobną historię przeżywa Arabella, jej serialowa bohaterka.
"To mocna, dogłębna wiwisekcja tego, co dzieje się z ofiarą przemocy seksualnej. Na przestrzeni 12 półgodzinnych odcinków podejmowane są tematy związane z wyzwoleniem seksualnym, nadużyciami, kwestią zgody obu stron na to, co dzieje się w łóżku, oraz gwałtem i towarzyszącym mu poczuciem winy" - możecie przeczytać w recenzji sprzed miesięcy.
"Mogę cię zniszczyć" przyjął się wśród internautów zaskakująco dobrze. Coel udzieliła wywiadu "Vulture", w którym opowiadała m.in. o ofercie, jaką zaproponował za serial Netflix.
Gigant zgłosił się do Michaeli (miała już na koncie popularny serial "Chewing Gum"), gdy jeszcze pisała scenariusz.
Jak zdradza, zaproponowano jej milion dolarów za to, żeby "Mogę cię zniszczyć" pojawiło się na ich platformie. Kto by nie skorzystał z takiej oferty? No właśnie - Michaela. A dlaczego?
Coel dowiedziała się szybko, że nie miałaby żadnych praw autorskich. Gdyby przyjęła ofertę, musiała by się zrzec swojej części zysków. Jej zdaniem nic nie było tego warte.
Takie rozwiązanie nie spodobało się agencji filmowej, do której należała Coel, bo próbowali ją za wszelką cenę przekonać, do przyjęcia oferty Netfliksa. Głównie dlatego, że część tej proponowanej sumy wpłynęłaby na ich konto. Punktuje w wywiadzie, że straszono ją zwolnieniem, więc to ona pierwsza postanowiła rozwiązać umowę ze swoją agencją.
Coel próbowała negocjować z Netfliksem. W rozmowie z "Vulture" przyznaje, że chciała wywalczyć dla siebie 5 proc. zysków w ramach praw autorskich. - Po drugiej stronie słuchawki była tylko cisza - wspomina.
Pracownica Netfliksa wyjaśniła, że nie takie mają jednak zasady. Nie zgodzili się nawet na 2 proc. udziałów dla Michaeli, ani na 0.5 procenta, do których zeszła. Coel usłyszała od producentki Netfliksa, zanim ta się rozłączyła: "Michaela? Musisz wiedzieć, że jestem z ciebie bardzo dumna. Robisz dobrze".
Serial ostatecznie kupiło BBC do spółki z HBO. Coel nie tylko dostała swój udział w zyskach z oglądalności, ale przede wszystkim brała czynny udział w pracy nad serialem.