Napisał, jak strasznie Polonia traktowała Krawczyka. "Pijani rodacy szczali mu na mokasyny"

W sieci znajdziecie setki wpisów poświęconych Krzysztofowi Krawczykowi. Autorem jednego z nich jest Łukasz Orbitowski, który podzielił się osobistym i bardzo gorzkim wspomnieniem na temat zmarłego króla polskiej estrady.

Krzysztof Krawczyk przez parę lat przebywał na emigracji w USA. Wrócił w 1986 r.
Krzysztof Krawczyk przez parę lat przebywał na emigracji w USA. Wrócił w 1986 r.
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM

05.04.2021 22:05

Cała Polska jak długa i szeroka jest pogrążona w żałobie. W poniedziałek 5 kwietnia w jednym z łódzkich szpitali odszedł Krzysztof Krawczyk, który chwilę wcześniej zmagał się z COVID-19. Jego niespodziewana śmierć okazała się szokiem, a w sieci błyskawicznie zaczęły pojawiać się wpisy znanych i lubianych wspominających zmarłego gwiazdora.

Wśród nich znalazł się popularny pisarz Łukasz Orbitowski, który na Facebooku zamieścił długi i dość osobisty wpis poświęcony zmarłemu. Pokazując tym samym, z jakiego formatu artystą mieliśmy do czynienia.

"Prawie 20 lat temu, kiedy przenosiłem się do Stanów, zabrałem ze sobą płytę Krzysztofa Krawczyka. Na prezent. Przyjął mnie tam niejaki Joe, rubaszny gość o dobrym sercu. Załatwił pierwszą robotę na budowie, dał dach nad głową, a jego żona zrobiła mi krewetki. Więc ofiarowałem mu tę płytę. Wiedziałem, że lubi muzykę. - Zeszczałem się mu na buty - powiedział muzykalny Joe i odłożył kompakt" - zaczyna wpis Orbitowski.

Gospodarz młodego gastarbeitera z Polski nie mógł uwierzyć, że Krzysztof Krawczyk nad Wisłą znów jest gwiazdą.

"Polonusy zapamiętały go inaczej. Krawczykowi w Stanach fatalnie szło. Pracował na budowie, organizował kinderbale dla 50 osób, a pijani rodacy szczali mu na mokasyny. Gdy wrócił do kraju, pamiętały o nim tylko gazety katolickie i gościu z 'Disco Relaksu'" – ciągnie Orbitowski.

Jednak to dość przykre wspomnienie autor "Kultu" przywołał nie bez przyczyny. Pokazał bowiem, że Krawczyk potrafił wstać, otrzepać się i w pięknym stylu wrócić do gry.

"A jednak wrócił na szczyt i to we wspaniałym stylu, zyskując nową publiczność. […] Ale Krzychu dostał coś więcej, właśnie miłość i szacunek ludzi. Mogłeś słuchać Pendereckiego, Peji albo pierwszego dema Beherit, a i tak lubiłeś Krzycha. Niewielu artystów potrafiło wznieść się z gruzów na szczyt, jeszcze mniej jest powszechnie kochanych i poważanych. Cześć jego Pamięci" - kończy Orbitowski.

Zobacz także
Komentarze (718)