Nadszedł czas pogardy. Recenzja trzeciego sezonu "Wiedźmina" Netfliksa
Ortodoksyjni fani "Wiedźmina" Sapkowskiego, jeśli nie odpadli na drugim sezonie, teraz definitywnie postawią krzyżyk na serialu. Widzowie, którzy nie zważają na zgodność z oryginałem, mogą się dobrze bawić i ubolewać, że Henry Cavill żegna się z główną rolą w tak decydującym dla historii momencie.
29.06.2023 | aktual.: 29.06.2023 09:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
29 czerwca to dla Netfliksa dzień premiery pierwszej części trzeciego sezonu "Wiedźmina". Pierwsza partia zawiera pięć ok. 40-50-minutowych odcinków (nie licząc napisów końcowych). Epizody 6-8 mają się ukazać 27 lipca i dopowiedzieć historię Geralta, Ciri, Yennefer i całej reszty "dzieci" Andrzeja Sapkowskiego, którą autor przedstawił w powieści "Czas pogardy".
Podejście Lauren Schmidt Hissrich (główna twórczyni serialu) i grupy jej scenarzystów do materiału źródłowego od samego początku budziło kontrowersje i było źródłem internetowych kłótni. Ostatecznie twórcy czerpali pełnymi garściami z twórczości Sapkowskiego, całkiem wiernie adaptując m.in. niektóre z wiedźmińskich opowiadań. Ale jednocześnie mocno zmieniali fabułę, która tworzy 5-tomową sagę, obierając własny kierunek. Przed premierą trzeciego sezonu zrobiło się głośno o słowach Hissrich, która niejako obiecywała ponowne zbliżenie się do książkowego pierwowzoru. Po obejrzeniu tych odcinków pochodnie ortodoksyjnych fanów zapłoną jednak na nowo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W trzecim sezonie mamy sceny żywcem wyjęte z "Czasu pogardy" (drugi tom sagi), inne są mocno zmodyfikowane na potrzeby adaptacji, ale scenarzyści nie stronili też od wymyślania własnych wątków, postaci i dorzucania pewnych scen z innych części sagi (np. "Krew elfów"). Jedni powiedzą: "W tym szaleństwie jest metoda". Ale nawet osoby nieznające pierwowzoru mogą w pewnych momentach łapać się za głowę i zastanawiać, o co tu właściwie chodzi.
Wygląda to tak, jakby scenarzyści rozrzucili puzzle na podłodze, część elementów wciągnął im odkurzacz, brakujące dobrali z innych układanek, a jeszcze inne zrobili sobie sami. I choć przy piątym odcinku (zakończonym tradycyjnie cliffhangerem [zawieszeniem akcji]) widać już wyraźniej, o co im chodziło, to pierwsze epizody zdają się być niespójne i posklejane z niepasujących do siebie scen.
Największe kontrowersje wzbudzi oczywiście wymyślanie na nowo postaci z kanonu Sapkowskiego. Sztandarowym przykładem będzie Jaskier (Joey Batey), który w oczach scenarzystów zasługiwał na wątek homoseksualnego romansu. Tego typu zmiany są świętym prawem adaptacji i w trzecim "Wiedźminie" jest ich mnóstwo (choć nie w kontekście preferencji seksualnych). Trzeba sobie jednak zadać pytanie, czy ich wprowadzenie służy fabule? Jeśli chodzi o nowe oblicze Jaskra, to trudno powiedzieć, bo wątek urywa się na gorącej scenie w ciemnym pomieszczeniu.
Wartością serialu jest na pewno sposób ukazania relacji Geralta, Ciri i Yennefer. Ta trójka (w różnych konfiguracjach) ma kilka świetnych momentów. Szczególnie piąty odcinek z wielopłaszczyznową retrospekcją to przykład udanej pracy scenarzystów. Albo scena, w której Jaskiej i Ciri "podsłuchują" rozmowę wiedźmina i czarodziejki, jest przykładem ciekawego odejścia od materiału źródłowego.
W trzecim sezonie "Wiedźmina" sceny rozmów są dominujące, ale nie brakuje też spektakularnych momentów z udziałem potworów i brutalnych starć z bardziej ludzkimi przeciwnikami. Henry Cavill znowu pięknie "tańczy" ze swoimi mieczami. Widać, że Freya Allan również włożyła dużo pracy w trening szermierczy i ma niejedną okazję, by zaprezentować swoje nowe zdolności. Na potrzeby nowego sezonu spece od efektów wizualnych stworzyli kilka spektakularnych potworów. Co znamienne, niektóre pojedynki rozgrywają się w świetle dnia, więc trudno było ukryć wszelkie niedociągnięcia i sztuczność nieistniejących bestii. Ale efekt końcowy jest zaskakująco dobry i widać, że Netflix nie szczędził "Wiedźminowi" grosza ze swojej sakiewki.
Nowy "Wiedźmin" nie zawodzi również pod względem scenerii, choć piękne krajobrazy od początku były mocną stroną tej serii. Monumentalne klify, gęste lasy, spowite śniegiem bezdroża - jest na czym zawiesić oko. Również scenografie wnętrz robią dobre wrażenie, choć mając w pamięci "Ród smoka" czy "Pierścienie władzy" serial Netfliksa nie wydaje się pod tym względem niczym szczególnym.
Po obejrzeniu pierwszej części trzeciego sezonu "Wiedźmina" mam bardzo mieszane uczucia. Szanuję prawo scenarzystów do własnej wizji, ale zupełnie nie podoba mi się, jak pozmieniali, połączyli lub wyrzucili ważne wątki i postacie. Oczami wyobraźni widzę uliczne protesty z transparentami "Make Wiedźmin Great Again" i "Sapkowski wiedział lepiej". I choć sam nie poszedłbym na siedzibę Netfliksa z pochodnią i widłami, to na usta ciśnie się wyświechtane, ale idealnie pasujące określenie: zmarnowany potencjał.
Wizualnie i aktorsko jest bardzo dobrze. To nadal topowa produkcja fantasy, w której przeplatają się wątki dramatyczne z horrorem, komedią i kinem akcji. Ale obawiam się, że na tym sezonie "Wiedźmin" się skończy. Nie w sensie formalnym, bo już zapowiedziano kolejne odcinki z Liamem Hemsworthem w rogli głównej. Ale odejście Cavilla i to, w jaki sposób Hissrich i spółka adaptują Sapkowskiego, nie wróżą niczego dobrego.
Jakub Zagalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" masakrujemy "Warszawiankę" z Szycem, chwalimy "Sortownię" z Chyrą, głowimy się nad "Flashem" z Michaelem Keatonem i filmami Wesa Andersona, z "Asteroid City" na czele. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.