"Na Wspólnej": Mieczysław Hryniewicz nie narzeka na zarobki. Inni aktorzy mają gorzej
Koronawirus dał się we znaki branży telewizyjnej i praktycznie z dnia na dzień wiele osób straciło zatrudnienie. Kryzys dotknął ekipy produkcyjne i aktorów, ale jak pokazuje przykład Mieczysława Hryniewicza z "Na Wspólnej", w tej branży nie ma równości.
Rozprzestrzenianie się koronawirusa pokrzyżowały plany wielu osób. Najszybciej odczuły to branże rozrywkowe i kulturalne, które z dnia na dzień musiały zrezygnować ze swojej działalności. Sylwia Gliwa z "Na Wspólnej" mówiła niedawno z goryczą o obciętych pensjach i zwolnieniach. Jej serialowy kolega Mieczysław Hryniewicz nie da jednak powiedzieć złego słowa na firmę producencką.
Przypomnijmy, że według Gliwy firma, by przetrwać, "musi się desperacko ratować". Mówiła o okrojonych wypłatach za poprzedni miesiąc, mimo zrealizowania pracy. - Była nawet informacja, że jak nie podpiszemy rozwiązania umowy, nie dostaniemy wynagrodzenia za marzec – twierdziła aktorka.
Tymczasem Hryniewicz przyznaje, że jego potraktowano z szacunkiem.
- Nic mi nie obcięli. Pracowałem pół miesiąca i za pół miesiąca policzyli mi taką samą dzienną stawkę jak zawsze. Bardzo mnie tam szanują i złego słowa nie dam powiedzieć – mówił "Faktowi".
71-letni aktor przyznał jednak, że jego koledzy i koleżanki z obsady dostali aneksy do umów. I nikt nie jest pewny, jak potoczą się losy serialu, który ma gotowe odcinki do końca maja.
Hryniewicz oczywiście liczy, że firma producencka przetrwa i uda się kontynuować "Na Wspólnej". Życzyłby sobie, by jego serial (ponad 3 tys. odcinków) był kręcony równie długo co "Moda na sukces" (8,3 tys. odcinków).