"My, dzieci z dworca ZOO": estetyczne ćpanie w nowym serialu
26.02.2021 11:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na HBO 27 lutego pojawi się serial na podstawie kultowej książki "My, dzieci z dworca ZOO". Wspomnienia nastoletniej narkomanki w serialowym wydaniu są estetyczne niczym reklama. Miło się to ogląda, ale czy na pewno o to chodziło?
Christiane F. i jej historię kojarzą niemal wszyscy. Po wstrząsające wyznania nastoletniej narkomanki sięgali młodsi i starsi. Ale to właśnie nastolatki przeżywają w pewnym momencie okres czytelniczej fascynacji narkotykowym tematem – a przynajmniej tak było w latach 90.
Egzemplarz "My, dzieci z dworca ZOO" podkradłam starszej siostrze. Intrygowała mnie czarno-biała okładka z niewyraźnym zdjęciem dworca, znaczkiem trucizny z trupią czaszką i imieniem Christiane wypisanym różowym fontem. Okładka mocno sfatygowana, bo przechodziła z rąk do rąk. W lokalnej bibliotece nie sposób było ją dorwać, zresztą do dziś jest jedną z najczęściej kradzionych z bibliotek pozycji.
Co nas tak do niej ciągnęło? Oczywiście łaknęliśmy sensacji – a tej w życiu Christiane nie brakło. Pewnie też kierowaliśmy się młodzieńczą fascynacją destrukcyjnymi zachowaniami. Ale to, co najbardziej mnie przekonywało, to realizm tej książki. Szczere wyznania, realistyczne opisy uzupełnione zdjęciami dokumentującymi losy młodych narkomanów z Berlina Zachodniego – to wszystko sprawiało, że czuło się, że ta historia jest po prostu prawdziwa.
Książka została wydana w 1979 r. i jest zapisem wspomnień Christiane Felscherinow z lat 1975-1978, którymi podzieliła się z dwoma dziennikarzami tygodnika "Stern". W 1981 r. na podstawie "My, dzieci z dworca ZOO" powstał film, w którym udział wziął sam David Bowie – nie bez przyczyny, bo jego koncert pojawił się we wspomnieniach młodej narkomanki. Po czterech dekadach Amazon znów sięgnął po tę książkę, by tym razem zrobić z niej serial. 27 lutego wszystkie odcinki trafią na platformę HBO GO.
Historia Christiane przetrwała próbę czasu. Ale w serialu nie znalazłam tego, czego się spodziewałam. Wpisuje się w pewien trend ostatnich lat, który zaobserwować można w serialach o nastolatkach. Polega on na estetyzacji narkotycznych doznań. Piękne neonowe barwy, lekko rozmyte kadry i silne pozytywne emocje, jakich doświadczają bohaterowie – bycie na haju może i jest przyjemne, ale czy w serialu nie wygląda to trochę jak "reklama ćpania"?
My, dzieci z dworca ZOO - trailer HBO GO
Ale nie tylko narkotyczne tripy zostały w serialu przeestetyzowane. Cały serialowy Berlin Zachodni wygląda czysto i schludnie. Przypomnijmy, że Christiane Felscherinow dorastała na słynnym osiedlu Gropiusstadt. To projekt byłego dyrektora Bauhausu, Waltera Gropiusa. Miał być osiedlem idealnym. Idea została wypaczona i zamiast niewielkiego osiedla o małej gęstości zabudowy powstało gigantyczne betonowe blokowisko kilka kroków od muru berlińskiego. Osiedle zasłynęło głównie z powodu wysokiej przestępczości, przemocy i biedy.
"Z daleka wszystko wyglądało na nowe i zadbane. Ale kiedy się weszło między bloki, wszędzie śmierdziało szczynami i gównem" – wspominała Gropiusstadt Christiane Felscherinow. W takich warunkach dorastała. A z kart książki można było wyczytać, że jej nałóg nie tyle był efektem jej lekkomyślności, brawury i głupoty, co zaniedbań systemu, który nie miał nic do zaoferowania młodym ludziom.
Berlin, który zobaczymy w serialu, jest schludny i czysty. Nawet sam dworzec ZOO pełen prostytuujących się narkomanów jest mało odpychający. Próżno tu szukać głębszej refleksji społecznej. Z drugiej strony, być może odarcie historii Christiane z kontekstu sprawi, że młodzi ludzie bardziej się z nią zidentyfikują. W serialu główna bohaterka zaczyna brać narkotyki głównie z powodu braku lepszego zajęcia. Ale też dlatego, że wszyscy jej znajomi biorą – trudno nie ulec takiej presji, gdy się jest nastolatkiem. Heroina zdaje się scalać ich relacje. Tak zaczyna się tragiczna przyjaźń, beznadziejna miłość i niekończąca się impreza, której konsekwencje nie wyglądają zbyt groźnie.
A na pewno nie tak groźnie jak w książce. Po jej lekturze wiedzieliśmy, że heroina to coś, co należy omijać szerokim łukiem. Może historia Christiane intrygowała, ale nie chcieliśmy jej powtarzać. I tu rodzi się pytanie – do kogo kierowany jest serial? Jeśli do ludzi, którzy wychowali się na książce, to zdaje się, że będą oni, jak ja, rozczarowani. Jeśli do współczesnych nastolatków, to trudno mi uwierzyć w to, że nie byłyby w stanie przełknąć realistycznej opowieści, choć są wychowane na przeestetyzowanych zdjęciach z Instagrama.
W takiej formie serial raczej nie ma co liczyć na siłę rażenia książkowego pierwowzoru. Chyba że z założenia miał być produkcją na jedno posiedzenie w zimowy weekend. Trzeba przyznać, że dobrze się ją ogląda. A później bardzo szybko zapomina. Niestety.