Mroczny kryminał i niewygodna historia
Po pierwsze mamy tu do czynienia z adaptacją książki. "Krzyk Ludu" był bowiem pierwotnie powieścią historyczną napisaną zresztą przez współtwórcę komiksu i bliskiego przyjaciela Tardiego - Vautrina. Przez to najbliżej "Krzykowi..." do wspomnianego "Ibikusa". Rabate adaptował na język komiksu powieść Aleksego Tołstoja, propagandzisty komunistycznego z początku wieku.* Podobnie twórcy "Krzyku..." otwarcie przyznają się do sympatii anarchistycznych, a nawet komunistycznych. Tu i ówdzie powiewa indoktrynacją i nachalnym wychwalaniem dzieła Komuny.* I mimo, że autorzy nie uciekają od czarnej legendy wydarzenia - masowe egzekucje, terror, nadużycia - to nie równoważą one subiektywnego dzieła.
24.09.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:31
"Krzyk ludu" (tytuł zapożyczony z komunistycznego dziennika wychodzącego w Paryżu w trakcie rewolucji) to mroczny kryminał z niewygodną historią w tle. Z jednej strony wraz z funkcjonariuszem Grondinem dociekamy miejsca aktualnego pobytu mordercy jego podopiecznej i nienarodzonego dziecka. Z drugiej obserwujemy obiekt jego niespełnionej vendetty - oficera cesarskiej armii Tarpagnana. Ten zakochany w szansonistce Gabrielli Pucci, w ostatniej chwili przechodzi na stronę komunardów. Bohater ludu i rządowy szpicel - przez dziewięć tygodni Komuny Paryskiej podchodzą się potęgując napięcie przed nieuchronną konfrontacją.
Tarpagnan ze swoją romantyczną, niespełnioną miłością do prostytutki oraz rolą buntownika przechodzącego na stronę ludu uosabia rewolucję. Tym bardziej, że jest oskarżony o okrutne morderstwo, którego być może nigdy nie popełnił. Tymczasem ścigający go z uporem maniaka Grondin, szpicel na usługach rządu Thiersa chce jego śmierci, ale jednocześnie rodzi się w nim uczucie współczucia i zrozumienia dla komunardów. Tym bardziej, gdy plebs ratuje mu życie. I tylko Kościół, ostoja starego porządku zdaje się być winnym wszelkich nieszczęść i niesprawiedliwości. W tym wypadku autorzy ,,Krzyku..." nie dają nam większego wyboru. Jednoznaczna dla nich ocena wydarzeń Komuny Paryskiej ma być tożsamą dla nas.
Nie bez przyczyny porównałem "Krzyk..." do wymienionych we wstępie arcydzieł. Z zacnymi poprzednikami łączy je nie tylko fakt umiejscowienia akcji w stolicy i konkretnym kontekście historycznym. Bohaterem jest w nich miasto, jego ulice i żyjący wśród nich mieszkańcy.* Tardi doskonale radzi sobie z obrazem Paryża z niezwykłym pietyzmem oddając każdy szczegół uliczek, kamienic, wnętrz bogato dekorowanych budynków czy zwykłych suteren.Toteż seria powstawała aż pięć lat, a artysta został uhonorowany nagrodą za rysunki na festiwalu w Angouleme. *O tym, że nagroda nie została przyznana na wyrost świadczą jedno-dwu stronicowe panele ukazujące w pełnej krasie udekorowany czerwonymi flagami zamek królewski, niezwykle sugestywny pożar miasta, czy tchnące stęchlizną dzielnice biedoty.
W historii każdego narodu istnieją tak zwane "białe plamy", okresy dziejów, o których niewiele wiadomo ze względu na brak źródeł lub celowe działania władzy. Taką "plamą" jest zdecydowanie Komuna Paryska. Ten niezwykle kontrowersyjny epizod w dziejach Francji przez lata był spychany na margines narodowej historii. A przecież krwawe dziewięć tygodni obfitowało w bezprecedensowe wystąpienie ludu, który zamyka stolicę przed jej włodarzami. Wprowadzaniu utopijnego ustroju równego podziału kapitału towarzyszyły hasła i działania antyklerykalne, paranoidalny strach przed reakcją oraz szereg przykładów bezmyślnego barbarzyństwa. Czy obraz ten należy jednak promować jako wzorcowy? Komiksowi nie sposób odmówić przenoszącej nas w czasie grafiki, umiejętnie budowanego napięcia i atrakcyjnych obrazów terroru i wojny oraz nachalnej propagandy. I ten subiektywizm wydaje się być największą wadą ale i największą ciekawostką albumu.
"Krzyk..." ociera się o faktograficzny chaos.W tym wypadku drętwo wypada nie tyle fabuła, co dialogi, a przez to także postacie. Trudno przyjąć, że nawet w tak istotnych dla mieszkańców Paryża sytuacjach, jak walki na ulicach czy upadek kolejnych barykad, rozmowy były toczone w sposób rzetelny i merytoryczny. Tak się po prostu nie rozmawia.* Nazwisko goni nazwisko, nazwa nazwę, a czytelnik co chwila odsyłany jest do słowniczka i leksykonu,* a na otarcie łez dostaje informację, że tłumacze (nie czepiam się - tłumaczenie jest genialne) i tak nie opisywali wszystkich faktów i postaci, gdyż nie miało to już sensu.
Na szczęście z pomocą śpieszy tu kreatywność Tardiego, który od czasu do czasu wspomaga narrację historyczną przerywnikami w postaci stron z gazet z epoki, afiszów czy wypowiedzi reporterów opisujących rozwój wydarzeń.
"Krzyk ludu" nie jest komiksem idealnym. Śmiem nawet twierdzić, że nie zasługuje na miejsce w cyklu "Mistrzowie Komiksu" (dlaczego nie "Plansze Europy"?). Kryminalna intryga jest niczym innym jak zawoalowanym pretekstem do ukazania szlachetnych ideałów Komuny. Vautrin i Tardi nie zestawiają ze sobą jej białej i czarnej legendy, nie prowokują, raczej odbierają możliwość oceny. Epickiemu dziełu tej spółki nie brakuje rozmachu i rzetelności, ale jest prawie całkowicie obdarte z obiektywnego spojrzenia na historię.