Mroczna przeszłość Tomasza Oświecińskiego. "Nigdy nikogo nie zabiłem, nie zrobiłem nikomu krzywdy"
Jak sam przyznał, nawet córka nie zna jego przeszłości. Chciałby, aby to, co wydarzyło się w Białymstoku, pozostało w pamięci jak najmniejszej liczby osób. On sam dziś twierdzi, że jego życiorys zaczyna się dopiero od przyjazdu do Warszawy.
Tomasz Oświeciński nie kryje, że potrafi być twardy i nie pozwala, żeby ktoś wszedł mu na głowę. Najczęściej grywa gangsterów i bandytów (np w "Pitbullu"), przez co wzbudza respekt, a wśród niektórych nawet strach. Ten stereotypowy obraz bezwzględnego "mięśniaka" udało mu się przełamać dzięki roli w serialu "M jak miłość". Jako Andrzejek pokazał, że ma wielkie serce skryte w ciele wielkoluda. A jaki jest na co dzień? Kim był, zanim trafił na warszawskie salony? Jaką mroczną przeszłość skrywa?
W latach 90. Tomasz Oświeciński oficjalnie figurował jako właściciel jednego z klubów fitness w Białymstoku. W rzeczywistości była to jednak... agencja towarzyska. Mało tego, goście jego lokalu należeli do różnych środowisk - również tych przestępczych. W najnowszym wywiadzie aktor broni się, że nie miał pojęcia, iż obraca się w towarzystwie gangsterów. Był przekonany, że to jedynie młodzi mężczyźni, których po prostu rozpierała energia. Pierwsze kłopoty zaczęły się, gdy siłownią zaczął interesować się Sławomir M. (pseudonim "Mycha") - szef lokalnej grupy przestępczej. Bandyci zażądali haraczu za sprawowanie ochrony nad lokalem.
- Człowiek "Mychy" wyzwał mnie publicznie na pojedynek. Zebrało się chyba z dwieście osób, żeby tę solówkę zobaczyć. Zmiażdżyłem go na tej ulicy. Pobiłem go w uczciwej walce jak mężczyzna mężczyznę. (...) Oprócz pieniędzy chcieli, żebyśmy dołączyli do grupy. Z Darkiem doszliśmy do wniosku, że to będzie najbardziej rozsądne. Po jakimś czasie jednak znowu przyszli po pieniądze. Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że namawiając wspólnika do płacenia tego haraczu, robię dobry uczynek. Że w ten sposób unikniemy kłopotów. Zostaliśmy więc formalnie z Dariuszem gangsterami, którzy i tak muszą płacić haracz swojej grupie - powiedział.
W lipcu 1999 roku Oświeciński został zatrzymany przez policję. Usłyszał zarzut przynależności do gangu.
- Zostałem zatrzymany na podstawie zeznań świadka koronnego. A ja przecież wtedy nie musiałem być żadnym gangsterem. Dobrze mi się powodziło, prowadziłem kilka legalnych interesów. Oprócz klubu miałem przecież jeszcze restaurację. Nie robiłem nic złego. Nagle zostaje aresztowany, uznany za gangstera i skazany na dwa lata. Przysięgam, nigdy nie miałem świadomości, że to się tak skończy. Że nagle zostanę przestępcą - wyznał.
Oświeciński trafił do więzienia. Nie uważa jednak że czas spędzony za kratkami czegokolwiek go nauczył.
- Musiałem swoje odpokutować. Więzienie mnie nie złamało. Jeżeli idziesz do "sanatorium" z poczuciem, że nic się właściwie nie stało, to pewnie lepiej się siedzi, ale nie wyciągasz z tego żadnych wniosków. Ja powtarzałem sobie cały czas: " Zobacz, co narobiłeś, przecież nie pasujesz do takiego życia". W więzieniu cały czas trenowałem, czytałem książki, nauczyłem się świetnie grać w szachy. (...) Po moim dwuletnim pobycie w "sanatorium" wymazałem całą przeszłość. Nie koduję zbędnych wspomnień. (...) Jestem przykładem tego, że każdy może dostać drugą szansę - podsumował.
Gdy wyszedł z więzienia, postanowił rozpocząć nowe życie z dala od przestępczego światka. Przeprowadził się do Warszawy i zaczął pracę jako ochroniarz w klubie. Ci, którzy go wówczas poznali, nie mieli pojęcia o jego mrocznej przeszłości.
Tu pobierzesz za darmo aplikację Program TV:
src="https://d.wpimg.pl/1031600158-1003293454/aplikacja.png"/> src="https://d.wpimg.pl/457701298--1013396447/aplikacja.png"/>