Miał kochankę w TVP i się nawrócił. "Duch Święty powalił Rafała na posadzkę"
Dziennikarz sportowy TVP Rafał Patyra otwarcie mówi o swojej wierze i kryzysie małżeńskim. Ponad dekadę temu stał przed wyborem, czy dla ciężarnej kochanki porzucić ciężarną żonę. Twierdzi, że Duch Święty wskazał mu właściwą drogę. Od tej pory wraz z żoną dają świadectwo wiary.
03.11.2022 | aktual.: 03.11.2022 13:48
Rafał Patyra od wielu lat pracuje w TVP i choć większość widzów kojarzy go z relacjami sportowymi, dziennikarz współprowadzi też "Teleexpress" oraz program religijny "Rodzinny ekspres". Nie ma problemu z tym, aby publicznie mówić, że na korytarzach TVP poznał kochankę, z którą ma 13-letnią córkę.
Po latach, zdrady małżeńskie tłumaczy różnymi charakterami i temperamentami z żoną, skupieniem na pracy. Jego żona, z którą w tym roku świętował 21. rocznicę ślubu, również dostrzega w tym podłoże kryzysu i co więcej, bierze na siebie część winy.
- Uważam, że wina leży pośrodku. (...) Nie powiedziałabym, że Rafał ma większą winę, bo pobłądziliśmy oboje, tylko akurat on spotkał spódnicę, która zawróciła mu w głowie. Równie dobrze ja mogłam spotkać kogoś, za kim bym poszła, po prostu trafiło na niego. On był w środowisku, które było bardziej podatne na takie dziwne związki - ocenia Joanna Patyra na nagraniu Wspólnot Trudnych Małżeństw Sychar opublikowanym na YouTube.
- Efektem tego były jakieś tam znajomości zawierane przeze mnie, a zwłaszcza jedna znajomość, która zaskoczyła mocniej. Oczywiście zawarta w pracy. Zaczęło rodzić się coś niebezpiecznego, ta druga strona znała moją sytuację, wiedziała, że jestem w związku małżeńskim, jest jedna córka, po czasie dowiedziała się, że będzie druga córka (żona Patyry była wtedy w ciąży - przyp. red.), ale mimo wszystko ten związek się nie rozjechał. Wydawało mi się, że spotkałem anioła, który daje mi wszystko, czego mi brakowało do tej pory, czego nie miałem w domu - wspomina Rafał Patyra.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ciąża kochanki była zaskoczeniem dla dziennikarza, ponieważ jak wyznał, twierdziła ona, że nie może posiadać dzieci z powodów medycznych. Patyra stanął przed wyborem, z którą ciężarną kobietą pozostać i choć przez dłuższy czas wydawało mu się, że odejdzie od żony, po trzech latach walki pozostał w małżeństwie. Nie ukrywa, że liczył, że choleryczna żona ułatwi mu to zadanie i wystawi jego walizki za drzwi.
- Tutaj żona i dwójka dzieci, tam kobieta i dziecko. Kłopot z podjęciem właściwej decyzji i ważenie: kogo bardziej skrzywdzisz? Chcesz wybrać mniejsze zło, ale jak to przeliczyć? Na sztuki? Na godziny, na czas, na pieniądze? Strasznie trudne, mimo wszystko za wrażliwy byłem, żeby tak w sposób oczywisty, jednoznaczny kogoś skazać - wyjawił.
W momencie kryzysu żona Rafała Patyry mogła liczyć na wsparcie bliskich, ale zaczęła szukać pomocy też we wspólnotach religijnych. Jeździła na rekolekcje i pielgrzymki. W końcu mąż razem z nią zaczął uczestniczyć w mszach uzdrawiających małżeństwa w Częstochowie. To tam miało dojść do przełomu.
- Duch Święty Rafała powalił na posadzkę, jak wstał i się otrzepał, to się okazało, że był już innym człowiekiem. Trochę przynajmniej mu się w głowie poukładało - mówi o tej chwili żona dziennikarza TVP.
Dziś oboje uważają, że małżeństwo to związek trojga: ich dwójki oraz Pana Boga. Poza tym głoszą, że "jeżeli małżonek szuka szczęścia poza małżeństwem, to znaczy, że małżeństwo jest do naprawienia". - Myślę, że ten kryzys spowodowany był tym, że tak naprawdę nie ufaliśmy Panu Bogu, nie oddawaliśmy się jego prowadzeniu, tylko żyliśmy tak, jak nam się podobało i Pan Bóg szanując naszą wolność, pozwolił nam na to. Sami doprowadziliśmy się do tego punktu, w którym byliśmy, a Pan Bóg tylko czekał, żebyśmy zwrócili się do niego o pomoc, jak to zrobiliśmy, to koła ratunkowe mieliśmy już przygotowane - ocenia Joanna Patyra.
Wieloletni pracownik TVP nie ukrywa też, że jego środowisko pracy nieraz wodziło go na pokuszenie. - To jest taki świat, że z trwogą zauważam, że prawdziwe wartości są mało popularne. Taki paradoks, że wszyscy chcieliby mieć szczęśliwe rodziny, a jak wchodzę do newsroomu i sobie patrzę, siedzi tam 20 osób i ten rozwiedziony, ten coś tam… Tak naprawdę normalnych małżeństw jest mało, coraz mniej. (...) Niewielu widzi Boga, nie chce go zapraszać do swojego życia, do swojego związku - podsumował Patyra.
W rozmowie z przedstawicielką Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar małżonkowie zdradzili, jak kochanka dziennikarza przyjęła wieść o zakończeniu romansu. Kobieta nie dawała za wygraną, ale Rafał Patyra pozostał wierny swojej decyzji.
- Druga strona udowodniła nam, że jest coś takiego jak kobieca duma, która urażona potrafi zachowywać się jak nadepnięta kobra. (...) Kiedy tę decyzję wyartykułowałem przed drugą stroną, to anioł się skończył. Kiedy zaczęły być podejmowane działania w stosunku do Asi, takie bardzo nie fair, to klapki mi spadły. (...) Zaczęły się dziwne telefony, nagrywanie rozmów i wkładanie w moje usta czegoś, czego nie powiedziałem, albo w Asi usta czegoś, czego nie powiedziała, to te żaluzje zaczęły opadać z oczu. Okazało się, że ta rzeczywistość wcale nie jest taka piękna, wręcz przeciwnie. Taki ostateczny moment, kiedy doszło do wizyty tutaj, w domu, pod moją nieobecność, podczas której Asia też się trochę nasłuchała… To był definitywny koniec - wspomina dziennikarz TVP.
Żona Patyry bardzo dobrze pamięta ten dzień, były to bowiem jej urodziny, 19 grudnia 2012 r. - Pamiętam, że trzęsłam się niesamowicie, tak wewnętrznie. Ale udało mi się zachować kulturę wypowiedzi, czego jej się nie udało i w tym momencie, kiedy poczułam, że mam nad nią przewagę, to ona powiedziała to, czego nie chciała mi powiedzieć, a ja nie powiedziałam nic takiego, czego mogłabym żałować. (...) Powiedziałam tylko, że jestem żoną swojego męża, on jest moim mężem i tu jest jego miejsce i tak będzie - wyznała.
Po tym kryzysie Joanna Patyra ufa mężowi bezgranicznie i podkreśla, że "w jej sercu nie ma ziarnka podejrzliwości". Oboje dostrzegają, że ich małżeństwo nieustannie wzrasta, dzięki czemu mogą być wzorem dla swoich dzieci, jak i innych par doświadczających podobnych załamań.
- Każdy kryzys, który się w małżeństwie pojawi, nie jest po to, aby je pogrzebać. Tylko po to, aby dać mu rosnąć, to trampolina, od której trzeba się odbić. Trzeba dać sobie upaść, aby potem powstać - ocenia żona dziennikarza TVP, a ten jej wtóruje: - Upadliśmy, ale być może jesteśmy przez to bardziej wiarygodni. To nie jest cukierkowe małżeństwo, jesteśmy ludźmi z krwi i kości, popełnialiśmy błędy.